I jeszcze jedna uwaga co do zwiedzania świątyń w Birmie. Już w Indiach przyzwyczaiłem się, że trzeba zdejmować buty przed wejściem. Ale w Birmie i buty i skarpety - wejść można tylko boso. A tereny światyń są rozległe. Na Górę Popa wchodzi się po 777 schodach także boso od podstawy.
Z tego względu jest w pagodach sporo osób przemywających podłogi i asfalt. Część to robi dla zarobku (od turystów), ale w Shwedagon jest zorganizowane.
Jorguś... rewelacja Możesz podać orientycjne ceny jedzonka, piwa, etc... jaki jest kurs wymiany USD na Kiaty...czytałęm gdzieś, że Euro nie opłaca się brać, bo kurs wymiany jest taki sam dla Euro i $ .
Jorguś... rewelacja Możesz podać orientycjne ceny jedzonka, piwa, etc... jaki jest kurs wymiany USD na Kiaty...czytałęm gdzieś, że Euro nie opłaca się brać, bo kurs wymiany jest taki sam dla Euro i $ .
Z cenami to największa bieda jak się jest na wycieczce zorganizowanej. Jedzenia więc nie kupowałem.
Piwo oczywiscie do kazdego posiłku. W zależności od lokalu od 3000 do 5000 kyatów.
Na przelot do Bagan mamy bilety na pierwszy rejs. Pobudka o 4.00. Odbiór prowiantu zamiast śniadania o 4.45 i przejazd na lotnisko.
Lot do Bagan trwa 1,5 godziny. Na wszystkich liniach wewnętrznych lecieliśmy ATR-72.
Na lotnisku lokalnym w Rangunie ważenie bagaży (trochę stara waga). Potem przechodzi się przez kontrolę bezpieczeństwa do sali (pokoju) odlotów. Tutaj trzeba uważać, bo oczekują pasażerowie na różne loty. Trzeba po prostu wsłuchiwać się w zapowiedzi. Jest jeszcze wentyl bezpieczeństwa. Na bagaż i na pasażera (na kieszonkę, na ramię) naklejają samoprzylepne kółko z numerem lotu. Lub zamiast numeru kółka mają różne napisy i przede wszystkim kolory. Proste i nigdy żadnej pomyłki.
Na pokładzie podali soczek, potem olet i ciepły napój. Da się przeżyć.
I już lądujemy w Bagan. Małe przytulne lotnisko. Na miejscu czeka na nas kolejny przewodnik lokalny i jedziemy od razu na zwiedzanie.
Oczywiście, oprócz tłumu turystów z całego świata, sa tam rodziny birmańskie, które przybyły sie modlić.
Jorguś
I jeszcze jedna uwaga co do zwiedzania świątyń w Birmie. Już w Indiach przyzwyczaiłem się, że trzeba zdejmować buty przed wejściem. Ale w Birmie i buty i skarpety - wejść można tylko boso. A tereny światyń są rozległe. Na Górę Popa wchodzi się po 777 schodach także boso od podstawy.
Z tego względu jest w pagodach sporo osób przemywających podłogi i asfalt. Część to robi dla zarobku (od turystów), ale w Shwedagon jest zorganizowane.
I wygląda tak:
Jorguś
Na koniec dnia kolacja
I jeszcze pokazują miejscową walutę, czyli kyaty (wymawiają: cziaty). I nie ma już szaleństwa przy wymianie, że dolary musza być jak z drukarni.
Ten u samej góry 10 000 kyats to już z nowej edycji (z paskiem zatopionym). Bilonu nie używają.
Jorguś
Jorguś... rewelacja Możesz podać orientycjne ceny jedzonka, piwa, etc... jaki jest kurs wymiany USD na Kiaty...czytałęm gdzieś, że Euro nie opłaca się brać, bo kurs wymiany jest taki sam dla Euro i $ .
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Z cenami to największa bieda jak się jest na wycieczce zorganizowanej. Jedzenia więc nie kupowałem.
Piwo oczywiscie do kazdego posiłku. W zależności od lokalu od 3000 do 5000 kyatów.
A rum chyba 8000.
Aha, kurs średnio w granicach 1300 za $
Jorguś
Jorguś
Dzięki Jorguś
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Po kolacji przyjemności się skończyły.
Na przelot do Bagan mamy bilety na pierwszy rejs. Pobudka o 4.00. Odbiór prowiantu zamiast śniadania o 4.45 i przejazd na lotnisko.
Lot do Bagan trwa 1,5 godziny. Na wszystkich liniach wewnętrznych lecieliśmy ATR-72.
Na lotnisku lokalnym w Rangunie ważenie bagaży (trochę stara waga). Potem przechodzi się przez kontrolę bezpieczeństwa do sali (pokoju) odlotów. Tutaj trzeba uważać, bo oczekują pasażerowie na różne loty. Trzeba po prostu wsłuchiwać się w zapowiedzi. Jest jeszcze wentyl bezpieczeństwa. Na bagaż i na pasażera (na kieszonkę, na ramię) naklejają samoprzylepne kółko z numerem lotu. Lub zamiast numeru kółka mają różne napisy i przede wszystkim kolory. Proste i nigdy żadnej pomyłki.
Na pokładzie podali soczek, potem olet i ciepły napój. Da się przeżyć.
I już lądujemy w Bagan. Małe przytulne lotnisko. Na miejscu czeka na nas kolejny przewodnik lokalny i jedziemy od razu na zwiedzanie.
Jorguś
Przejaśniło się, czy deszcz wam towarzyszył?
No trip no life
Nelcia, jak widzisz po lotnisku w Bagan to lało. Ale zawsze przed naszym przybyciem, lub gdy dotarliśmy do hotelu.
Wyjątek będzie w Mandalay, ale poczekajmy...
Jorguś