Niestety następnego dnia leje. Coorong musimy odpuścić, nie chcemy zakopać sie gdzies na drodze która jest szutrowa. Jedziemy więc do jaskiń Naracoorte.
Po drodze mijamy fajne widoczki, między kolejnymi ulewami udaje się cyknać parę zdjęć. Spostrzegamy dzikie emu..
Wciąż pada...Dojeżdżamy do miejscowości Kingston , znajduje się tu Big Lobster. Australia's Big Things są to duże struktury i rzeźby architektury nowoczesnej rozsiane po wszystkich stanach Australii. Jest Wielki Koala, Wielki Ananas, Wielki Kazuar, Krowa...można wymieniać w nieskończoność. Wyrosły one do miana kultowych i są popularne wśród backpakersów jako miejsca spotkań.
Wielki Homar ma wysokość 17m i jest jednym z największych przedstawicieli "Dużych Rzeczy". Podczas huraganu częściowo zniszczony, miał zostać zburzony ale z tego co się orientuje został naprawiony i stoi do dziś.
Popłudniu dojeżdżamy do jaskiń w Naracootre. Niestety kolejn a zła wiadomość, nie ma prądu w zwiazku z zalaniem i musimy wrócić dnia nastepnego. Po drodze udaje wypatrzeć sie dzikie kangury, skaczemy razem z nimi one ze strachu a my z radości.
Jaskinie Naracoorte znajdują się niedaleko miasteczka o tej samej nazwie. Powstały kilkaset tysięcy lat temu. Z pozoru nie różnia sie od innych jaskiń wapiennych rozsianych po całym świecie. Co wyróżnia je spośród innych to to, że jest to swoiste cmentarzysko tysięcy gatunków zwierząt, które mieszkały tu na przestrzeni setek tysięcy lat. Teren parku pokrywa gęsty busz, i usiany jest on mniejszymi lub wiekszymi dziurami wyżłobionymi przez wodę w miękkim wapieniu. Te doły pochłonęly niezliczone ilości zwierząt, stały się ich grobami, w których znajdują się miliony kości. Niektore pochodzią od zwierząt znacznie bardziej nibezpiecznych, które można spotkać dzisiaj. Jednym z nich jest Diprotodon - największy torbacz w historii Ziemi, był wielkości nosorożca, a także Thylacoleo czyli lew-torbacz oraz gigantyczny kangur. W 1994 r. jaskinie wpisane zostały n a Listę Swiatowego Dziedzictwa Unesco.
Najpierw ogładamy wystawę megatorbaczy a n asępie schodzimy pod ziemię.
Diprotodon - zył w pleistocenie wymarł ok 40 tys. lat temu prowadził tryb życia podony do nosorożca.
Phascolarctos stirtoni - gigantyczny koala, żył w pleistocenie, ważył do 13kg. Wymarł ok. 50 tys. lat temu.
Procoptodon - gigantyczny kangur żyjący w pleistocenie ważył do 240kg.
Po zwiedzeniu jaskiń jedziemy w kierunku Gór Grampian. Po drodze zatrzymujemy się w miejscowości Mount Gambier. Jest to dość popularna miejscowość, w której z najduje sie Błekitne Jezioro, które w lato przybiera kolor niebieskiego kobaltu. Jeziorko znajduje się w wulkanicznym maarze i jest jednym z 2 które istnieją do dzisiaj - pozostałe 2 wyschły ok 40 lat temu. Jak już wcześniej wspomniałem w okresie od grydnia do marca oczko przybiera kolor kobaltowy a w pozostałych miesiącach zielonkawy. Fenomen dokładnie nie jest znany ale podejrzewa się że ogrzany węglan wapnia ma na to wpływ. Na naszych zdjęciach trudno dostrzec jakikolwiek kolor, nie ma słońca, wieje i leje nawet nie bardzo chce nam się to jeziorko obejść.
Niedaleko znajduje się też zapadlisko. Umpherson Sinkhole - powstalo z zapadnięcia się wapniowca, które rozpuściła woda. Dziś wewnątrz zapadliska znajduje się ogród.
Mijamy granicę stanową, opuszczamy Południową Australię i jesteśmy w Wiktorii. Póznym popłudniem docieramy do naszego lokum. Jest to najfajnijsza miejscówka na trasie, malowniczo położona, w domku jest kominek, w którym właściciel napalil i i obok zostawił górkę drewna eukaliptusowego. W końcu mogliśmy uprać nasze bluzy i spodnie, które nosimy praktycznie non stop od przyjazdu
No to jedziemy w te Grampiany. Przed kolonizacją nazywane były Gariwerd przez Aborygenów, a w 1836 roku zmienione na Grampian przez szkockiego podróżnika Thomasa Michella. Góry powstały w dewonie i są głownie złożone z piaskowca. Nasz główny cel to punkt widokowy Baroka oraz wodospad MacKenzie. W niższych partiach pogoda nie jest zła wychodzi nawet piękne słonce natomiast na szczycie...sami zobaczycie
Dojeżdżamy do Wodospadu MacKenzie, to największy w Górach Grampian. Wysokość to 35m.
To jedziemy na ten punkt widokowy ale pogoda robi się coraz słabsza. Widoczność jest kiepska, pojawiła się też mgła. Szkoda...
Po dotarciu na szczyt wita nas temperatura 4C!!! Tak cztery stopnie, w dodatku jest bardzo wilgotno i mamy wrażenie że jest grubo na minusie. No nie, ale nie przywieźlismy tutaj kozaków, kożucha i czapek. Cykamy kilka fotek i uciekamy, nie ma mowy o żadnym trekkingu. Spotykamy tylko kilka zgnuśniałych kukabur...
Jaskinie super, a zwłaszcza wiszące cieniutkie makaroniki (nitki); układanka kamyków na szczycie też fajna, ale warunki już o wiele mniej. no nie dziwię się - emu i kangury żyją tylko w jednym miejscu na świecie i zobaczenie ich w naturze może powododować "podskoki szczęścia", tym bardziej, że niektóre mamy mają pełne torby. Ostatnia ptica (pewnie wiesz) to kurawonga czarna, bardzo wścibska jak pokazuje foto.
Ależ szkoda tych małych pingiwnków , tak drastycznie spadła ich ilośc w przeciągu tak krótkiego czasu Żal ..
Autka mimo ich stanu , fantastyczne
No trip no life
Niestety następnego dnia leje. Coorong musimy odpuścić, nie chcemy zakopać sie gdzies na drodze która jest szutrowa. Jedziemy więc do jaskiń Naracoorte.
Po drodze mijamy fajne widoczki, między kolejnymi ulewami udaje się cyknać parę zdjęć. Spostrzegamy dzikie emu..
Wciąż pada...Dojeżdżamy do miejscowości Kingston , znajduje się tu Big Lobster. Australia's Big Things są to duże struktury i rzeźby architektury nowoczesnej rozsiane po wszystkich stanach Australii. Jest Wielki Koala, Wielki Ananas, Wielki Kazuar, Krowa...można wymieniać w nieskończoność. Wyrosły one do miana kultowych i są popularne wśród backpakersów jako miejsca spotkań.
Wielki Homar ma wysokość 17m i jest jednym z największych przedstawicieli "Dużych Rzeczy". Podczas huraganu częściowo zniszczony, miał zostać zburzony ale z tego co się orientuje został naprawiony i stoi do dziś.
Not all who wander are lost.
Popłudniu dojeżdżamy do jaskiń w Naracootre. Niestety kolejn a zła wiadomość, nie ma prądu w zwiazku z zalaniem i musimy wrócić dnia nastepnego. Po drodze udaje wypatrzeć sie dzikie kangury, skaczemy razem z nimi one ze strachu a my z radości.
Jasninie udaje się zwiedzić nasępnego ranka.
Not all who wander are lost.
Jaskinie Naracoorte znajdują się niedaleko miasteczka o tej samej nazwie. Powstały kilkaset tysięcy lat temu. Z pozoru nie różnia sie od innych jaskiń wapiennych rozsianych po całym świecie. Co wyróżnia je spośród innych to to, że jest to swoiste cmentarzysko tysięcy gatunków zwierząt, które mieszkały tu na przestrzeni setek tysięcy lat. Teren parku pokrywa gęsty busz, i usiany jest on mniejszymi lub wiekszymi dziurami wyżłobionymi przez wodę w miękkim wapieniu. Te doły pochłonęly niezliczone ilości zwierząt, stały się ich grobami, w których znajdują się miliony kości. Niektore pochodzią od zwierząt znacznie bardziej nibezpiecznych, które można spotkać dzisiaj. Jednym z nich jest Diprotodon - największy torbacz w historii Ziemi, był wielkości nosorożca, a także Thylacoleo czyli lew-torbacz oraz gigantyczny kangur. W 1994 r. jaskinie wpisane zostały n a Listę Swiatowego Dziedzictwa Unesco.
Najpierw ogładamy wystawę megatorbaczy a n asępie schodzimy pod ziemię.
Diprotodon - zył w pleistocenie wymarł ok 40 tys. lat temu prowadził tryb życia podony do nosorożca.
Phascolarctos stirtoni - gigantyczny koala, żył w pleistocenie, ważył do 13kg. Wymarł ok. 50 tys. lat temu.
Procoptodon - gigantyczny kangur żyjący w pleistocenie ważył do 240kg.
Not all who wander are lost.
Po zwiedzeniu jaskiń jedziemy w kierunku Gór Grampian. Po drodze zatrzymujemy się w miejscowości Mount Gambier. Jest to dość popularna miejscowość, w której z najduje sie Błekitne Jezioro, które w lato przybiera kolor niebieskiego kobaltu. Jeziorko znajduje się w wulkanicznym maarze i jest jednym z 2 które istnieją do dzisiaj - pozostałe 2 wyschły ok 40 lat temu. Jak już wcześniej wspomniałem w okresie od grydnia do marca oczko przybiera kolor kobaltowy a w pozostałych miesiącach zielonkawy. Fenomen dokładnie nie jest znany ale podejrzewa się że ogrzany węglan wapnia ma na to wpływ. Na naszych zdjęciach trudno dostrzec jakikolwiek kolor, nie ma słońca, wieje i leje nawet nie bardzo chce nam się to jeziorko obejść.
Niedaleko znajduje się też zapadlisko. Umpherson Sinkhole - powstalo z zapadnięcia się wapniowca, które rozpuściła woda. Dziś wewnątrz zapadliska znajduje się ogród.
Not all who wander are lost.
Mijamy granicę stanową, opuszczamy Południową Australię i jesteśmy w Wiktorii. Póznym popłudniem docieramy do naszego lokum. Jest to najfajnijsza miejscówka na trasie, malowniczo położona, w domku jest kominek, w którym właściciel napalil i i obok zostawił górkę drewna eukaliptusowego. W końcu mogliśmy uprać nasze bluzy i spodnie, które nosimy praktycznie non stop od przyjazdu
Za nami zostaje PA. A witamy Wiktorię
Not all who wander are lost.
No to jedziemy w te Grampiany. Przed kolonizacją nazywane były Gariwerd przez Aborygenów, a w 1836 roku zmienione na Grampian przez szkockiego podróżnika Thomasa Michella. Góry powstały w dewonie i są głownie złożone z piaskowca. Nasz główny cel to punkt widokowy Baroka oraz wodospad MacKenzie. W niższych partiach pogoda nie jest zła wychodzi nawet piękne słonce natomiast na szczycie...sami zobaczycie
Dojeżdżamy do Wodospadu MacKenzie, to największy w Górach Grampian. Wysokość to 35m.
Not all who wander are lost.
Ale pech z tą pogodą Jasknie super ,dobrze,że udało sie je obejrzeć.Choć ilości tych kości...brrrr
A ten widok juz znajomy, mam go wciąż przed oczyma . Ja jechałam od strony Melbourne , wzdłuż wybrzeża odwiedzając 12 apostołów
No trip no life
To jedziemy na ten punkt widokowy ale pogoda robi się coraz słabsza. Widoczność jest kiepska, pojawiła się też mgła. Szkoda...
Po dotarciu na szczyt wita nas temperatura 4C!!! Tak cztery stopnie, w dodatku jest bardzo wilgotno i mamy wrażenie że jest grubo na minusie. No nie, ale nie przywieźlismy tutaj kozaków, kożucha i czapek. Cykamy kilka fotek i uciekamy, nie ma mowy o żadnym trekkingu. Spotykamy tylko kilka zgnuśniałych kukabur...
Not all who wander are lost.
Jaskinie super, a zwłaszcza wiszące cieniutkie makaroniki (nitki); układanka kamyków na szczycie też fajna, ale warunki już o wiele mniej. no nie dziwię się - emu i kangury żyją tylko w jednym miejscu na świecie i zobaczenie ich w naturze może powododować "podskoki szczęścia", tym bardziej, że niektóre mamy mają pełne torby. Ostatnia ptica (pewnie wiesz) to kurawonga czarna, bardzo wścibska jak pokazuje foto.
papuas