Jak ja się cieszę , ze jednak zdecydowałaś się opisac nam ten kierunek....tak się cieszę, że aż mnie głupawka dopadła - ALE JAK TYLKO ZOBACZYŁAM TO ZDJĘCIE, TO....
Momi! no teraz to już przeskoczyłas nawet samą siebie! Zawsze mnie ubawią Twoje komentarze, ale ten podpis zdjęcia... no normalnie żebyś Ty zobaczyła mój wybuch smiechu przed kompem... i to za kazdym razem jak sobie "wjadę" na to zdjęcie, to dostaję ataku... już mnie brzuch boli od śmiechu.
Ty to potrafisz !!! Komiksy powinnaś pisać, ktoś by rysował scenki, a Ty podpisy dajesz... Momi, Ty sie marnujesz cokolwiek porabiasz...
Śpiewka tym bardziej trafiona, że ja własnie przed godzinką z piekarnika chlebek wyciągnęłam... więc "dałabym ci chleba z masłem..." to strzał w dziesiątkę. Mój Kochaneczek dostanie chlebek z masłem... bo dwóch bochenków nie zjem
Ale masz rację, że śpiewki ludowe tu pasują, w tej kiecce i pozycji, jaka mam, to "chwyć się pod boczki, złap się za warkoczki" tez by pasowało, jak z jakiegoś zespołu tańca ludowego
A Ty Lordziu tez mnie rozbawiłeś hasłem " dobra, wyprzedzę Bepi.. zapytam się po ile pianka? i jaka pojemność?? " No widzisz, chyba pianka działała, bo nic nie pamiętamy, chyba duzo pianki wlewalismy, bo o rachunkach zapomnielismy
Jezu jak tu wesoło, jak fajnie ze zaczęłam pisać...
.
Trina, tak był nasz przyjaciel Statyw i z pilota czasem fotka strzelona
Znów spłonęłam rumieńcem przez te Wasze komplementy
Krążąc przy Bottom Bay, zaczepiali nas kilka razy jacyś niewyraźni, naćpani rasta – dredziarze, ale tacy wyjatkowo mało przyjaźni… Najpierw zaczepiali na górze, na skałach, że nam pokażą punkt widokowy, oprowadzą i pokażą fajne miejsca, podziękowaliśmy grzecznie, że wiemy gdzie chcemy pochodzić, to nas na kokosy po jedyne 15 zł namawiali… i tak po parę razy, potem na plaży też, bo ich było paru i każdy do nas startował z jednym czy drugim. Cena kokosów… SZOK!!! My mówimy, że w Azji, w róznych krajach, za kokosa i to nawet z lodówki, płaci się od 1-2 US$ ale nie 5 US$… Oni zdziwieni, nie wierzą, nawet nie chcieli się targować… dziwne to było, bo normalnie, w każdym innym kraju w takiej sytuacji to sprzedawca spuszcza cenę, namawia, sprzedaje taniej, byle złapac klienta, a tu żadnej gadki nie było… widocznie Anglicy po 3 Funty kupują te kokosy…
Tu mielismy odczucia, dokładnie, jak wczoraj wieczorem, że ci lokalesi – dredziarze – snują się nawaleni, chyba jakimś tanim rumem i może najarani jakąś marychą albo cholera wie czym… ogólnie wszyscy brudni, zaniedbani, z błędnym wzrokiem, przekrwione spojówki, z tymi uklejonymi dredami, naciągający białych na zakup czegokolwiek, albo nawet żebrzący… nie wzbudzali naszych dobrych emocji. Ja się ich niemal bałam, nie mogłam się wyluzować.
Jak wieczorem weszliśmy w całą grupę takich ludzi w miasteczku, gdzie ani jednego białego nie było, a oni wilkiem na nas patrzyli…. to ja na miękkich nogach szłam... Tacy jak bezdomni czasami, leniwi, leżą wkącie brudni... nie chce im się pracować, wolą posiedzieć, popić, pokombinować, ponaciągać turystów… Koniec dygresjii...
Po odpoczynku i obfoceniu BB idziemy spacerkiem do sąsiedniej zatoczki – Harry Smith. To dosłownie obok. Spacer przyjemny, idzie się ścieżką, wzdłuż morza.
Miałam nadzieję, że będzie tak samo urocza, jak sąsiad, ale już to nie było to… fajnie, ale jednak tamta, to Królowa zatoczek… a ta, to tylko Kopciuszek...
Przy Harry Smith był opuszczony budynek - ruina, w którym odbywała się jakas sesja pół nagich modelek, więc chałupki nie focilismy, a skupilismy się na palemkach plazowych.
rzut oka na prawo...
i rzut oka na lewo, na Harry Smith
Stąd ruszamy samochodem wzdłuż morza, w kierunku hotelu i lotniska, ale po drodze jeszcze zahaczamy o 2 zatoczki: pierwsza to Crane, gdzie wchodzimy (właściwie to wjeżdżamy windą, wykutą w skale) do pięknego, wielkiego hotelu Crane Resort,
a potem jedziemy zerknąć na chwilę, na drugą plażę - „plażę Mary”, bo tak ją nazywałam, bo wpisałam ją na listę plaż do odwiedzenia po relacji Mary na Forum. Czyli chodzi o plażę Foul Bay. I tu palemka Mary, która bardzo mi się podobała.
Czas naglił, chyba zrobiło się koło 15.00 i trzeba było pędzić do hotelu po bagaże, potem szybki obiadek (właśnie chyba te popalone rybki z grila wtedy były, o których wczesniej pisałam) i na lotnisko. Oddajemy samochodzik, bezproblemowo i…… szok!!!! Nagle okazuje się, że źle zobaczyłam godzinę odlotu samolotu na Gwadelupę i o godzinę się pomyliłam i mamy do odlotu nie prawie 2 godziny, tylko niecałą 1 godzinę, a do odprawy kolejka!!!!! Szok!!! Nigdy takiej pomyłki nie popełniłam!!! Wszystko zawsze po pare razy sprawdzam a tu taka wpadka!!! Jak ja wtedy panikowałam!!! Jak klęłam, że nie dopatrzyłam się godziny odlotu… Ale na szczęście to małe lotnisko i było bez bieganiny, a dodatkowo lot (LIAT) miał opóźnienie chyba ze 40 minut… więc jeszcze trochę czekaliśmy.
W ostatnich promykach słońca wsiadamy do małego samolotu (jako jedyni biali) i lecimy juz po ciemku, więc widoczków z samolotu nie mamy... Jest międzylądowanie na Dominice, gdzie dosłownie wszyscy wysiadają. Zostajemy sami ze stewardesa i jednym pilotem. Czekamy chyba 40-45 min. na odlot.... tak więc na Gwadelupie lądujemy później o prawie 2 godziny czyli chyba po 22.00
Bea
Jak ja się cieszę , ze jednak zdecydowałaś się opisac nam ten kierunek....tak się cieszę, że aż mnie głupawka dopadła - ALE JAK TYLKO ZOBACZYŁAM TO ZDJĘCIE, TO....
http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.co.uk/
Momita- trafiłaś idealnie! I Mika i jej mąż są typowymi, uroczymi modelami do obfocenia z każdej strony
I jeszcze na takim lazurkowym tle Rogal na twarzy podczas oglądania to chyba do końca relacji mi nie zejdzie
Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...
Momiś... scena rodzajowa The best, zdjęcie jeszcze lepsze a sama narracja.. to już MEGA
.
Momi! no teraz to już przeskoczyłas nawet samą siebie! Zawsze mnie ubawią Twoje komentarze, ale ten podpis zdjęcia... no normalnie żebyś Ty zobaczyła mój wybuch smiechu przed kompem... i to za kazdym razem jak sobie "wjadę" na to zdjęcie, to dostaję ataku... już mnie brzuch boli od śmiechu.
Ty to potrafisz !!! Komiksy powinnaś pisać, ktoś by rysował scenki, a Ty podpisy dajesz... Momi, Ty sie marnujesz cokolwiek porabiasz...
Śpiewka tym bardziej trafiona, że ja własnie przed godzinką z piekarnika chlebek wyciągnęłam... więc "dałabym ci chleba z masłem..." to strzał w dziesiątkę. Mój Kochaneczek dostanie chlebek z masłem... bo dwóch bochenków nie zjem
Ale masz rację, że śpiewki ludowe tu pasują, w tej kiecce i pozycji, jaka mam, to "chwyć się pod boczki, złap się za warkoczki" tez by pasowało, jak z jakiegoś zespołu tańca ludowego
A Ty Lordziu tez mnie rozbawiłeś hasłem " dobra, wyprzedzę Bepi.. zapytam się po ile pianka? i jaka pojemność?? " No widzisz, chyba pianka działała, bo nic nie pamiętamy, chyba duzo pianki wlewalismy, bo o rachunkach zapomnielismy
Jezu jak tu wesoło, jak fajnie ze zaczęłam pisać...
.
Trina, tak był nasz przyjaciel Statyw i z pilota czasem fotka strzelona
Znów spłonęłam rumieńcem przez te Wasze komplementy
Mika więc możemy liczyć na więcej relacji? a biorąc pod uwagę imponującą galerię czeka nas dużo wspaniałych relacji cudnej rodzinki
http://www.followdreams.today/
https://www.facebook.com/followdreams.today/
o matko jakie zdjęcia chyba zejdę na zawał
Apisku mnie tez musisz rozgrzeszyc...za grecka klawiature...lenistwo...i finalnie brak polskich znakow
Mika !!! FANTASTYCZNA ta WASZA sesja !!! Nic tylko ogladac i ogladac
Dzięki Kati
lecimy dalej...
Krążąc przy Bottom Bay, zaczepiali nas kilka razy jacyś niewyraźni, naćpani rasta – dredziarze, ale tacy wyjatkowo mało przyjaźni… Najpierw zaczepiali na górze, na skałach, że nam pokażą punkt widokowy, oprowadzą i pokażą fajne miejsca, podziękowaliśmy grzecznie, że wiemy gdzie chcemy pochodzić, to nas na kokosy po jedyne 15 zł namawiali… i tak po parę razy, potem na plaży też, bo ich było paru i każdy do nas startował z jednym czy drugim. Cena kokosów… SZOK!!! My mówimy, że w Azji, w róznych krajach, za kokosa i to nawet z lodówki, płaci się od 1-2 US$ ale nie 5 US$… Oni zdziwieni, nie wierzą, nawet nie chcieli się targować… dziwne to było, bo normalnie, w każdym innym kraju w takiej sytuacji to sprzedawca spuszcza cenę, namawia, sprzedaje taniej, byle złapac klienta, a tu żadnej gadki nie było… widocznie Anglicy po 3 Funty kupują te kokosy…
Tu mielismy odczucia, dokładnie, jak wczoraj wieczorem, że ci lokalesi – dredziarze – snują się nawaleni, chyba jakimś tanim rumem i może najarani jakąś marychą albo cholera wie czym… ogólnie wszyscy brudni, zaniedbani, z błędnym wzrokiem, przekrwione spojówki, z tymi uklejonymi dredami, naciągający białych na zakup czegokolwiek, albo nawet żebrzący… nie wzbudzali naszych dobrych emocji. Ja się ich niemal bałam, nie mogłam się wyluzować.
Jak wieczorem weszliśmy w całą grupę takich ludzi w miasteczku, gdzie ani jednego białego nie było, a oni wilkiem na nas patrzyli…. to ja na miękkich nogach szłam... Tacy jak bezdomni czasami, leniwi, leżą wkącie brudni... nie chce im się pracować, wolą posiedzieć, popić, pokombinować, ponaciągać turystów… Koniec dygresjii...
Po odpoczynku i obfoceniu BB idziemy spacerkiem do sąsiedniej zatoczki – Harry Smith. To dosłownie obok. Spacer przyjemny, idzie się ścieżką, wzdłuż morza.
Miałam nadzieję, że będzie tak samo urocza, jak sąsiad, ale już to nie było to… fajnie, ale jednak tamta, to Królowa zatoczek… a ta, to tylko Kopciuszek...
Przy Harry Smith był opuszczony budynek - ruina, w którym odbywała się jakas sesja pół nagich modelek, więc chałupki nie focilismy, a skupilismy się na palemkach plazowych.
rzut oka na prawo...
i rzut oka na lewo, na Harry Smith
Stąd ruszamy samochodem wzdłuż morza, w kierunku hotelu i lotniska, ale po drodze jeszcze zahaczamy o 2 zatoczki: pierwsza to Crane, gdzie wchodzimy (właściwie to wjeżdżamy windą, wykutą w skale) do pięknego, wielkiego hotelu Crane Resort,
a potem jedziemy zerknąć na chwilę, na drugą plażę - „plażę Mary”, bo tak ją nazywałam, bo wpisałam ją na listę plaż do odwiedzenia po relacji Mary na Forum. Czyli chodzi o plażę Foul Bay. I tu palemka Mary, która bardzo mi się podobała.
Czas naglił, chyba zrobiło się koło 15.00 i trzeba było pędzić do hotelu po bagaże, potem szybki obiadek (właśnie chyba te popalone rybki z grila wtedy były, o których wczesniej pisałam) i na lotnisko. Oddajemy samochodzik, bezproblemowo i…… szok!!!! Nagle okazuje się, że źle zobaczyłam godzinę odlotu samolotu na Gwadelupę i o godzinę się pomyliłam i mamy do odlotu nie prawie 2 godziny, tylko niecałą 1 godzinę, a do odprawy kolejka!!!!! Szok!!! Nigdy takiej pomyłki nie popełniłam!!! Wszystko zawsze po pare razy sprawdzam a tu taka wpadka!!! Jak ja wtedy panikowałam!!! Jak klęłam, że nie dopatrzyłam się godziny odlotu… Ale na szczęście to małe lotnisko i było bez bieganiny, a dodatkowo lot (LIAT) miał opóźnienie chyba ze 40 minut… więc jeszcze trochę czekaliśmy.
W ostatnich promykach słońca wsiadamy do małego samolotu (jako jedyni biali) i lecimy juz po ciemku, więc widoczków z samolotu nie mamy... Jest międzylądowanie na Dominice, gdzie dosłownie wszyscy wysiadają. Zostajemy sami ze stewardesa i jednym pilotem. Czekamy chyba 40-45 min. na odlot.... tak więc na Gwadelupie lądujemy później o prawie 2 godziny czyli chyba po 22.00
cdn