Witam serdecznie wszystkich zainteresowanych Julka, Mara, Żelek, Kasik, Lordziu, Asia, Nelcia, Basia, Holi, Kolka, Aga, Bepi, Anusia, Hyde
Asiu, dzięki w imieniu Młodego.
Mara, taki był zamiar, żeby wybrac takie swoje "the best of" i za jednym zamachem zobaczyć 3 wysepki, które naj najbardziej kręciły.
Nelciu, Bepi będziemy się wzajemnie podczytywac i motywowac do pisania
A zatem ruszamy
Wszystko zaczęło się od tego, kiedy trafiłam na całkiem fajne bilety z Warszawy na Barbados, z przesiadką w Londynie, na jednym bilecie, bez kombinowania i dokupowania dolotów, więc to była duża zaleta. Cena biletu jak na ten kierunek i na bardzo popularny termin, bo wyjazd w drugiej połowie lutego (ferie Europejczyków), całkiem przyzwoita - 2.800 zł.
Wyjazd w połowie lutego na 13 dni z przelotami. Lecimy we dwoje, mamy romantico wyjazd, podczas gdy nasi synowie będą szaleć na śniegu na snowboardzie. Każdy happy, bo ma to co kocha, czyli my mamy nasze palemki, a chłopaki swoje dechy i śnieg!
Bileciki są, więc zaczyna się najprzyjemniejsza część wyjazdu, czyli „knucie”; co, gdzie, kiedy. Oczywiście ZAWSZE jest za mało dni, a za dużo do zobaczenia… ale bilety już są, sztywne terminy, więc jak tu wykombinować, żeby zobaczyć jak najwięcej w tym krótkim czasie…
Priorytety miałam następujące. Barbados traktujemy bardziej jako stację tranzytową, bo bilety tańsze niż na Martynikę czy Gwadelupę, a głównie zależy nam na tamtych dwóch francuskich wysepkach.
Po zgłębieniu tematu, okazało się, że na Gwadelupę potrzebujemy 6 dni, Na Martynikę wystarczy 3, a Barbados dzień po przylocie plus przedpołudnie następnego dnia, a potem przed odlotem tez półtora dnia będzie ok.
Te 3 wysepki niestety nie należą do tanich, głównie z tego powodu, że na Barbadosie jest masa Anglików, którzy albo tu sobie żyją, albo stale przyjeżdżają nawet na kilka miesięcy w roku, a to powoduje, że ceny jak w UK… dosłownie…
Gwadelupa i Martynika to z kolei Unia Europejska, zamorski departament Francji, więc ceny jak we francuskich kurortach, czyli dla nas drrrożyzna, bo przyzwyczajeni jesteśmy raczej do niziutkich cen w Azji… ale ten wyjazd był tylko we dwoje i postanowiliśmy się troszeczkę „porozpieszczać” i raz na kilka lat „zaszaleć”.
Przy napiętym planie i krótkim czasie, tak jak zawsze to u nas bywa, polecieliśmy już „na gotowe”, żeby na nic nie tracić na miejscu czasu. Przez internet, zarezerwowałam hotele, loty pomiędzy wyspami i wszędzie samochody z wypożyczalni. Przez cały nasz pobyt mieliśmy wynajęty samochód, a to z tego powodu, że taxi na miejscu jest bardzo drogie, nie sposób tanio wypożyczyć auto z kierowcą na cały dzień (tak jak w Azji… za 30$ jeździ się cały dzień…) czy tylko na jakiś okreslony przejazd, np. transfer z lotniska do hotelu. Tu za takie transfery (około 30km) chcieli od 60E w górę!!! No to o czym tu mówić, bardziej opłacało się wziąć samochód.
Przyjęłam tylko jedną zasadę, że na Barbadosie przy lewostronnym ruchu wynajmujemy automaty żeby nie stresować się dodatkowo skrzynią biegów w lewej ręce… a na G. i M. braliśmy manuala, bo taniej.
Samochody: Barbados (automat) – 60 E za dzień, Martynika 52 E/dzień (przy 3 dniach), Gwadelupa – zaszaleliśmy z cabrio, więc było 2 x drożej i wyszło nam 80 E/dzień (przy 6 dniach), ale można za 40E tez mieć. Ilość dni ma oczywiście znaczenie, jak zawsze, im dłuższy czas tym proporcjonalnie taniej.
Ceny naszych hoteli (3*) 300-400 zł za dobę za 2 os.pokój. (booking/agoda/hotels). I tak mielismy:
Barbados – Butterfly Beach Hotel,
Guadeloupe – Le Rotabas,
Martynika - Diamant les Bains.
Pomiędzy wyspami wypatrzyłam linie LIAT, ale latają też Air France oraz Air Caraibes.
Przelot przez Londyn bardzo wygodny, bo stamtąd tylko 8 godz. i już Barbados, więc nie umęczyliśmy się w ogóle na tym rejsie. Linie Virgin Atlantic rewelacja! To, że są w zagłówkach monitorki, puszczane filmy i muzyka, to standard, ale podają na pokładzie dużo jedzenia i napojów. W tamtą stronę mieliśmy chyba 3 posiłki, a na powrocie 2. Wszelakie alkohole, whisky, likiery, wina, piwo były serwowane, co już teraz nie jest takim oczywistym standardem. Z wydrukowanego menu, które dostaliśmy wczesniej wybieraliśmy posiłek. Ogólnie linie godne polecenia, chyba najlepsze jakimi dotąd lecielismy!
Mówiłam, że lot szybko "zleciał" więc jesteśmy na miejscu i wysiadamy w cudownie gorącym, tropikalnym powietrzu.
Uwielbiam to wyjście z samolotu! To uderzenie ciepła, wilgoci, palmy dookoła...
Welcome to Paradise...
Jest popołudnie. Na dziś nie mamy żadnych planów, tylko wynająć samochód i pojechać do hotelu, który jest blisko lotniska.
Wypozyczalnię szybko lokalizujemy na zewnątrz malutkiego terminala. Formalności megasprawnie poszły i dostalemy malutkiego, otwartego, zrobionego na cabrio, żółtego Chevroleta Sparka.
Jedziemy do naszego hotelu i spędzamy tam późne popołudnie przy basenie, bo przypływ i wysokie fale nawet nie pozwoliły nam wyjść na plażę. Wielkie fale rozbijały się o skały tuz przy wyjściu na plażę.
Widoczek z naszego skrzydła hotelowego, z korytarza
Wieczorem idziemy na spacer w kierunku miasteczka Oistins, gdzie siadamy w budce - barze, na nadmorskim bazarku. Widac, że rano jest tu obok targ rybny.
Wybieramy lokal, gdzie jest najwięcej ludzi i siadamy przy długim wspólnym stole, obok pary Anglików.
Pierwsze ceny nas szokują... podrzędny bar, nędzna knajpka, a ceny fju fju... cholera, to nie Azja... oj toć to prawie Londyn... No cóż, ale jeść trzeba, a szczególnie ciepłą kolację, więc zamawiamy jakieś rybki z frytkami i po piwku i rachunek ok 150zł. Szok!
Czekając na jedzonko rozmawiamy z Brytyjczykami, którzy są tu po raz 16ty albo 18ty. Opowiadają nam o wyspie, że najtaniej jeździ się autobusami, mówią gdzie jest najlepsza knajpa na wybrzeżu, ale ceny x 2, bo jest modna, więc wiadomo że nie tania... Opowiadaja o pogodzie, jaką mieli przez ostatni miesiąc, że prawie codziennie pada, ale dla nich ponoć klimat ideał, bo umiarkowane temperatury, nie więcej niż 28 st. i trochę chmurek, więc nie ma żaru. I tak na rozmowach mija nam wieczór.
Wracając, po drodze, zaglądamy jeszcze do marketu i kupujemy piwko, wodę i owoce, a potem do hotelu.
...."Późną porą tu zaglądam - na lazurki wciąż wyglądam"...
Super Mika! Czekam niecierpliwie
Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...
Mika, wydaje mi się, że dopiero przeczytałam jedną Twoją relację, a już dalej wyruszamy Uwielbiam Cię podczytywać
melduję się,
palemki, lazurki, urokliwe górki, o TAK idealnie trafiłam, tutaj będzie RAJ widokowy dla mnie ,jestem i mordke cieszę,
ehh jeszcze Namibi nie przeczytałam , ale lazurki mają pierwszeństwo..
No wracam i patrzę a tu nasza Mika piszę jednak o Antylach bardzo mnie to cieszy i zasiadam i czekam z niecierpliwością
http://www.followdreams.today/
https://www.facebook.com/followdreams.today/
to ja tylko powiem
Explore. Dream. Discover.
Witam serdecznie wszystkich zainteresowanych Julka, Mara, Żelek, Kasik, Lordziu, Asia, Nelcia, Basia, Holi, Kolka, Aga, Bepi, Anusia, Hyde
Asiu, dzięki w imieniu Młodego.
Mara, taki był zamiar, żeby wybrac takie swoje "the best of" i za jednym zamachem zobaczyć 3 wysepki, które naj najbardziej kręciły.
Nelciu, Bepi będziemy się wzajemnie podczytywac i motywowac do pisania
A zatem ruszamy
Wszystko zaczęło się od tego, kiedy trafiłam na całkiem fajne bilety z Warszawy na Barbados, z przesiadką w Londynie, na jednym bilecie, bez kombinowania i dokupowania dolotów, więc to była duża zaleta. Cena biletu jak na ten kierunek i na bardzo popularny termin, bo wyjazd w drugiej połowie lutego (ferie Europejczyków), całkiem przyzwoita - 2.800 zł.
Wyjazd w połowie lutego na 13 dni z przelotami. Lecimy we dwoje, mamy romantico wyjazd, podczas gdy nasi synowie będą szaleć na śniegu na snowboardzie. Każdy happy, bo ma to co kocha, czyli my mamy nasze palemki, a chłopaki swoje dechy i śnieg!
Bileciki są, więc zaczyna się najprzyjemniejsza część wyjazdu, czyli „knucie”; co, gdzie, kiedy. Oczywiście ZAWSZE jest za mało dni, a za dużo do zobaczenia… ale bilety już są, sztywne terminy, więc jak tu wykombinować, żeby zobaczyć jak najwięcej w tym krótkim czasie…
Priorytety miałam następujące. Barbados traktujemy bardziej jako stację tranzytową, bo bilety tańsze niż na Martynikę czy Gwadelupę, a głównie zależy nam na tamtych dwóch francuskich wysepkach.
Po zgłębieniu tematu, okazało się, że na Gwadelupę potrzebujemy 6 dni, Na Martynikę wystarczy 3, a Barbados dzień po przylocie plus przedpołudnie następnego dnia, a potem przed odlotem tez półtora dnia będzie ok.
Te 3 wysepki niestety nie należą do tanich, głównie z tego powodu, że na Barbadosie jest masa Anglików, którzy albo tu sobie żyją, albo stale przyjeżdżają nawet na kilka miesięcy w roku, a to powoduje, że ceny jak w UK… dosłownie…
Gwadelupa i Martynika to z kolei Unia Europejska, zamorski departament Francji, więc ceny jak we francuskich kurortach, czyli dla nas drrrożyzna, bo przyzwyczajeni jesteśmy raczej do niziutkich cen w Azji… ale ten wyjazd był tylko we dwoje i postanowiliśmy się troszeczkę „porozpieszczać” i raz na kilka lat „zaszaleć”.
Przy napiętym planie i krótkim czasie, tak jak zawsze to u nas bywa, polecieliśmy już „na gotowe”, żeby na nic nie tracić na miejscu czasu. Przez internet, zarezerwowałam hotele, loty pomiędzy wyspami i wszędzie samochody z wypożyczalni. Przez cały nasz pobyt mieliśmy wynajęty samochód, a to z tego powodu, że taxi na miejscu jest bardzo drogie, nie sposób tanio wypożyczyć auto z kierowcą na cały dzień (tak jak w Azji… za 30$ jeździ się cały dzień…) czy tylko na jakiś okreslony przejazd, np. transfer z lotniska do hotelu. Tu za takie transfery (około 30km) chcieli od 60E w górę!!! No to o czym tu mówić, bardziej opłacało się wziąć samochód.
Przyjęłam tylko jedną zasadę, że na Barbadosie przy lewostronnym ruchu wynajmujemy automaty żeby nie stresować się dodatkowo skrzynią biegów w lewej ręce… a na G. i M. braliśmy manuala, bo taniej.
Samochody: Barbados (automat) – 60 E za dzień, Martynika 52 E/dzień (przy 3 dniach), Gwadelupa – zaszaleliśmy z cabrio, więc było 2 x drożej i wyszło nam 80 E/dzień (przy 6 dniach), ale można za 40E tez mieć. Ilość dni ma oczywiście znaczenie, jak zawsze, im dłuższy czas tym proporcjonalnie taniej.
Ceny naszych hoteli (3*) 300-400 zł za dobę za 2 os.pokój. (booking/agoda/hotels). I tak mielismy:
Barbados – Butterfly Beach Hotel,
Guadeloupe – Le Rotabas,
Martynika - Diamant les Bains.
Pomiędzy wyspami wypatrzyłam linie LIAT, ale latają też Air France oraz Air Caraibes.
Rezerwacje robiłam przez www.liat.com i www.skyscanner.pl
Przelot przez Londyn bardzo wygodny, bo stamtąd tylko 8 godz. i już Barbados, więc nie umęczyliśmy się w ogóle na tym rejsie. Linie Virgin Atlantic rewelacja! To, że są w zagłówkach monitorki, puszczane filmy i muzyka, to standard, ale podają na pokładzie dużo jedzenia i napojów. W tamtą stronę mieliśmy chyba 3 posiłki, a na powrocie 2. Wszelakie alkohole, whisky, likiery, wina, piwo były serwowane, co już teraz nie jest takim oczywistym standardem. Z wydrukowanego menu, które dostaliśmy wczesniej wybieraliśmy posiłek. Ogólnie linie godne polecenia, chyba najlepsze jakimi dotąd lecielismy!
Wszedzie autko wynajete...bedzie sie dzialo! I ten kabriolet-wiatr we wlosach
I ja dołączam do czekających na lazurki i palemki
Mówiłam, że lot szybko "zleciał" więc jesteśmy na miejscu i wysiadamy w cudownie gorącym, tropikalnym powietrzu.
Uwielbiam to wyjście z samolotu! To uderzenie ciepła, wilgoci, palmy dookoła...
Welcome to Paradise...
Jest popołudnie. Na dziś nie mamy żadnych planów, tylko wynająć samochód i pojechać do hotelu, który jest blisko lotniska.
Wypozyczalnię szybko lokalizujemy na zewnątrz malutkiego terminala. Formalności megasprawnie poszły i dostalemy malutkiego, otwartego, zrobionego na cabrio, żółtego Chevroleta Sparka.
Jedziemy do naszego hotelu i spędzamy tam późne popołudnie przy basenie, bo przypływ i wysokie fale nawet nie pozwoliły nam wyjść na plażę. Wielkie fale rozbijały się o skały tuz przy wyjściu na plażę.
Widoczek z naszego skrzydła hotelowego, z korytarza
Wieczorem idziemy na spacer w kierunku miasteczka Oistins, gdzie siadamy w budce - barze, na nadmorskim bazarku. Widac, że rano jest tu obok targ rybny.
Wybieramy lokal, gdzie jest najwięcej ludzi i siadamy przy długim wspólnym stole, obok pary Anglików.
Pierwsze ceny nas szokują... podrzędny bar, nędzna knajpka, a ceny fju fju... cholera, to nie Azja... oj toć to prawie Londyn... No cóż, ale jeść trzeba, a szczególnie ciepłą kolację, więc zamawiamy jakieś rybki z frytkami i po piwku i rachunek ok 150zł. Szok!
Czekając na jedzonko rozmawiamy z Brytyjczykami, którzy są tu po raz 16ty albo 18ty. Opowiadają nam o wyspie, że najtaniej jeździ się autobusami, mówią gdzie jest najlepsza knajpa na wybrzeżu, ale ceny x 2, bo jest modna, więc wiadomo że nie tania... Opowiadaja o pogodzie, jaką mieli przez ostatni miesiąc, że prawie codziennie pada, ale dla nich ponoć klimat ideał, bo umiarkowane temperatury, nie więcej niż 28 st. i trochę chmurek, więc nie ma żaru. I tak na rozmowach mija nam wieczór.
Wracając, po drodze, zaglądamy jeszcze do marketu i kupujemy piwko, wodę i owoce, a potem do hotelu.
cdn
O jestem i ja . Palmy i lazury - będzie mi się podobać
Bez podróży się duszę....
http://kolekcjonujacchwile.blogspot.com/