Długo zastanawiałam się nad napisaniem swojej opinii na ten tmat, głównie ze względu na klimat jaki panuje w tym wątku no nic zaryzykuję...Nie moge powiedzieć jak jest w Tajlandii bo nie byłam, jedynie czytałam, ale wiem, że w Tiger Temple moja noga nie postanie bo dośc dużo czytałam na temat uspakajania zwierząt ponieważ bardzo chciałam pójśc na spacer z lwem...Brzmi dość próżnie, fakt...:) Moje marzenie udało mi się spełnić w grudniu, w Senegalu. Na początku byłam tak podekscytowana myslą o mozliwości wyjścia na spacer z lwami, że nie myslałam kompletnie o niczym innym. Dopiero później zaczęłam się zastanawiać jak to jest ze mozna sobie iść z takim lwiątkiem i co nie zje Cię? Tak więc zaczełam poszukiwaia informacji na temat rezerwatu i warunków tam panujących. Napisałam także do samego rezerwatu. Dla mnie jedynym warunkiem wziecia udziału w takim spacerze było to, żeby zwierzęta nie były naćpane. Dostałam takie zapewnienie z rezerwatu, ale to jeszcze mi nie wystarczyło, udało mi sie dotrzec do kobiety która również tam była i po wymianie kilku maili wiedziałm już że lwy nic nie dostają. W związku z czym postanowiliśmy sprawdzic na włąsną rękę jak jest. Wizyta w rezerwacie i spacer z lwiątkami- wrażenia bezcenne. Zanim wpuszczono nas na teren rezerwatu rozmawiałam z kobietą ktroa się nimi zajmuje i sama przyznałam, że słyszłąm nie raz jak w innych częściach świata traktuje się zwierzęta, zapewniła że oni tego nie praktukuja. Otrzymali 5 lwiątek z RPA, ktore straciły matki, sami mają zamiar je wykorzystać do rozrodu ( w te częsci Afryki nie ma naturalnie zyjących lwow). Kobieta opowiadała nam, że lwiątka nigdy nie były niczym faszerowane, z 5 sztuk na spacer bierze sie tylko 2 osobniki (nawet dwóch nie da się ogarnąc - lataja jak dzikie ). Na spacer szliśmy w obstawie ich opiekunów, nikt nie mógl miec okularów przeciwsłonecznych na oczach, nikt nie mógł zajśc lwa od przodu, ani nie mozna bylo robić zdjec z lampą. Ścisle okreslone reguły podczas spaceru daly do zrozumienia, że sa to na prawde dzikie zwierzeta. Jak nam tłumaczono, one od maleńkości sa przyzwyczajone do obecnosci człowieka, ale maja swoje instynkty. Co wiecej spacer był w 100 % podporządkowany kociakom. Latały jak szalone goniąc się w momencie kiedy wlatywały w krzaki przypominało to scenę niczym z kreskówki, w ktroej wszystkie krzaki leca do góry jesli samiec miał ochotę się połozyć pod drzewem to żadna siła nie mogła go podnieść, tak mają i koniec. Opiekunowie mieli ze soba torbę z mięsem, bo nigdy nie wiadomo co sie moze stac. Widac bylo po zachowaniu zwierząt ze nie sa niczym na faszerowane, tego jestem pewna na 100 %,
Inna kwestia jest to czy w ogóle można w ten sposób zaspakajać kaprysy turystów
W RPA ( Lion Park) jest możliwość bezpośredniego kontaktu z nawet wyrośniętymi lwiątkami. Na wybiegu było ich 5. Opiekunów - 2 osoby. Wpuszczano po 8 osób. Było kilka zasad które należało przestrzegać. Lwiatka były bardzo przyjazne choć zdecydowanie utrzymywały dystans. To one decydowały co chcą robić
Można też było karmić żyrafy. Zwierzęta były na dużym wybiegu. Należało stanąć na rampie i cierpliwie czekać aż któraś podejdzie
ojej jakie rany! masakra! Też mieliśmy kije, opiekunowie również, ali nikt ich nie uzywał,a oni jedynie do tego aby dac kociakowi mięso bo z reki raczej człowiek o zdrowych zmysłach się nie odwazy....
To tak na szybkości. My byliśmy w grudbiu i kociaki miały rok i osiem miesięcy
Kara, podejrzewam, że twój " spacer" miał miejsce w Casela Park na Mauritiusie.
Przed wyjazdem sporo czytałam, a że jestem miłośniczką roślinek i zwierzątek, to szczególnie dużo na te tematy. To, co przeczytałam o traktowaniu zwierząt tam - stanowczo zadecydowało, że ze zwiedzania tego parku definitywnie zrezygnowaliśmy.....
Nawet mi to ktoś w mojej relacji zarzucił, że ja jako taka miłośniczka zwierząt tam nie byłam.
Lejdi, chyba nikt z opiekunów przy zdrowych zmysłach zwierząt w obecności turystów nie bije.
One swoje dostają w czasie przygotowań do takich "spacerków"....
Apisek, tego nie wiem...ale widziałam tez jak lwy łasily się do swoich opiekunów, więc wydaje mi się że gdyby ktoś robiłby im taką krzywdę raczej nie podchodziłyby do niego z taką ufnością. Nie będę uparcie bronić tego, że wszędzie jest super i, że ludzie traktują zwierzeta dobrze bo tak nie jest, a ja nie jestem naiwna. Po prostu napisałam o swoich doświadczeniach i o tym co widziałam
Lady, oczywiście, że ludzie są różni i różnie traktują zwierzęta.
Myślę, że i wśród tych "treserów" są przyzwoici, naprawdę kochający swych podopiecznych.
A z tym łaszeniem się do opiekunów, to nie wiem czy znasz się na psach. Ja mam całe życie psy i jestem na ich los szczególnie wrażliwa....Nieraz widziałam jak właściciel źle traktuje swego psa, a on - pomimo tego - z całą ufnością i miłością okazuje mu swoje przywiązanie.
Kara, podejrzewam, że twój " spacer" miał miejsce w Casela Park na Mauritiusie.
Przed wyjazdem sporo czytałam, a że jestem miłośniczką roślinek i zwierzątek, to szczególnie dużo na te tematy. To, co przeczytałam o traktowaniu zwierząt tam - stanowczo zadecydowało, że ze zwiedzania tego parku definitywnie zrezygnowaliśmy.....
Nawet mi to ktoś w mojej relacji zarzucił, że ja jako taka zwierząt tam nie byłam.
Lejdi, chyba nikt z opiekunów przy zdrowych zmysłach zwierząt w obecności turystów nie bije.
One swoje dostają w czasie przygotowań do takich "spacerków"....
Tak, w Casela Parku. Szkoda, że nie napisałas tego w swojej relacji.... Bo ja nie natrafiłam na opisy jak traktowane są zwierzaki na Mauritiusie. Niestety. Dopiero od miejscowych dowiedziałam się co robią np z małpkami....
Lady Fish i bardzo dobrze, że sie odezwałaś. Oczywiście, że nie wszędzie zwierzaki mają źle, jest wiele takich miejsc na świecie gdzie dzikie zwierzęta znajdują swoj nowy "dom" u człowieka z róznych przyczyn, wiele projektów też otwiera się na turystów, zeby jakos zarobic na utrzymanie sierocińca czy małego ZOO. Choćby wyzej podany przykład HIpopotamicy Jessiki, kótóra wzięla i się wprowadziłą do "człowieków". Ale oglądając te filmiki na YT od razu widac miłośc i zaangażowanie, mimo, ze tez na niej zarabiają, pozwalają turystom ją karmić, calować. Ale nikt jej siodła na plecy nie zakłada i nie każe wozić ludzi dookoła , nie ubierają jej też w różowe tutu i nie każą tańczyć na piłce.
Nie wiem jak w tym Senegalu to wygląda, może faktycznie wychowane od dziecka z ludzimi są na tyle oswojone, że towarzytwo innych ludzi nie przeszkadza im - a wszytko jest podporzątkowane pod nie. Łatwo takie miejsca odróżnić od tych złych - grupy są zazwyczaj małe, indywidualni turyści i nie ma cyrkowych sztuczek i pokazów. W TIGER TEMPEL - W ciagu dnia przetacza sie 400 do 800 osób w sezonie - do zdjęcia z tygryskiem jest kolejka, mimo, że są osoby które to kontrolują i dbaja o to , to trzeba pamietac, ze za naszego opiekuna może robić wolontariusz ze Szwecji, który własnie zapłacil za miesięczny pobyŧ i o zachowaniu tygrysów wie tyle co i my..... to tak apropos bezpieczeństwa w tych miejscach. Nawet nasze polskie śliczne koniki wierzchowe zaczełyby wierzgać i prychac, gdyby do stajni nagle weszła większa grupa nieznanych ludzi , a tu cud - kociak sobiel lezy i drzemie w najlepsze..:-D
A atmosfera na wątku jest napieta, bo temat bardzo kontrowersyjny jest i mało omawiany na polskich forach niestety. Wciaz tygryski i słonie są głowną atrakcją dla polskiego turysty jadacego na egzotyczne wakacje . Mam nadzieje, ze pare osób po przeczytaniu naszych wypowiedzi, skoryguje swoje plany:)
Hej,
Długo zastanawiałam się nad napisaniem swojej opinii na ten tmat, głównie ze względu na klimat jaki panuje w tym wątku no nic zaryzykuję...Nie moge powiedzieć jak jest w Tajlandii bo nie byłam, jedynie czytałam, ale wiem, że w Tiger Temple moja noga nie postanie bo dośc dużo czytałam na temat uspakajania zwierząt ponieważ bardzo chciałam pójśc na spacer z lwem...Brzmi dość próżnie, fakt...:) Moje marzenie udało mi się spełnić w grudniu, w Senegalu. Na początku byłam tak podekscytowana myslą o mozliwości wyjścia na spacer z lwami, że nie myslałam kompletnie o niczym innym. Dopiero później zaczęłam się zastanawiać jak to jest ze mozna sobie iść z takim lwiątkiem i co nie zje Cię? Tak więc zaczełam poszukiwaia informacji na temat rezerwatu i warunków tam panujących. Napisałam także do samego rezerwatu. Dla mnie jedynym warunkiem wziecia udziału w takim spacerze było to, żeby zwierzęta nie były naćpane. Dostałam takie zapewnienie z rezerwatu, ale to jeszcze mi nie wystarczyło, udało mi sie dotrzec do kobiety która również tam była i po wymianie kilku maili wiedziałm już że lwy nic nie dostają. W związku z czym postanowiliśmy sprawdzic na włąsną rękę jak jest. Wizyta w rezerwacie i spacer z lwiątkami- wrażenia bezcenne. Zanim wpuszczono nas na teren rezerwatu rozmawiałam z kobietą ktroa się nimi zajmuje i sama przyznałam, że słyszłąm nie raz jak w innych częściach świata traktuje się zwierzęta, zapewniła że oni tego nie praktukuja. Otrzymali 5 lwiątek z RPA, ktore straciły matki, sami mają zamiar je wykorzystać do rozrodu ( w te częsci Afryki nie ma naturalnie zyjących lwow). Kobieta opowiadała nam, że lwiątka nigdy nie były niczym faszerowane, z 5 sztuk na spacer bierze sie tylko 2 osobniki (nawet dwóch nie da się ogarnąc - lataja jak dzikie ). Na spacer szliśmy w obstawie ich opiekunów, nikt nie mógl miec okularów przeciwsłonecznych na oczach, nikt nie mógł zajśc lwa od przodu, ani nie mozna bylo robić zdjec z lampą. Ścisle okreslone reguły podczas spaceru daly do zrozumienia, że sa to na prawde dzikie zwierzeta. Jak nam tłumaczono, one od maleńkości sa przyzwyczajone do obecnosci człowieka, ale maja swoje instynkty. Co wiecej spacer był w 100 % podporządkowany kociakom. Latały jak szalone goniąc się w momencie kiedy wlatywały w krzaki przypominało to scenę niczym z kreskówki, w ktroej wszystkie krzaki leca do góry jesli samiec miał ochotę się połozyć pod drzewem to żadna siła nie mogła go podnieść, tak mają i koniec. Opiekunowie mieli ze soba torbę z mięsem, bo nigdy nie wiadomo co sie moze stac. Widac bylo po zachowaniu zwierząt ze nie sa niczym na faszerowane, tego jestem pewna na 100 %,
Inna kwestia jest to czy w ogóle można w ten sposób zaspakajać kaprysy turystów
LadyFish
Masz jakieś zdjęcia? Duże te lwiątka były?
W RPA ( Lion Park) jest możliwość bezpośredniego kontaktu z nawet wyrośniętymi lwiątkami. Na wybiegu było ich 5. Opiekunów - 2 osoby. Wpuszczano po 8 osób. Było kilka zasad które należało przestrzegać. Lwiatka były bardzo przyjazne choć zdecydowanie utrzymywały dystans. To one decydowały co chcą robić
Można też było karmić żyrafy. Zwierzęta były na dużym wybiegu. Należało stanąć na rampie i cierpliwie czekać aż któraś podejdzie
Ja, niestety, mam kiepskie doświadczenia jesli chodzi o spacer z lwami Na tym zdjęciu widać dlaczego:
wszystkie kociaki miały po 4 rany, dokładnie w tych samych miejscach, tej samej wielkości....
Trampek - Twoje lewki z jakiego kraju....???
"JEŚLI POTRAFISZ COŚ WYMARZYĆ,
POTRAFISZ TAKŻE TO OSIĄGNĄĆ..."
Walt Disney
ojej jakie rany! masakra! Też mieliśmy kije, opiekunowie również, ali nikt ich nie uzywał,a oni jedynie do tego aby dac kociakowi mięso bo z reki raczej człowiek o zdrowych zmysłach się nie odwazy....
To tak na szybkości. My byliśmy w grudbiu i kociaki miały rok i osiem miesięcy
LadyFish
Kara, podejrzewam, że twój " spacer" miał miejsce w Casela Park na Mauritiusie.
Przed wyjazdem sporo czytałam, a że jestem miłośniczką roślinek i zwierzątek, to szczególnie dużo na te tematy. To, co przeczytałam o traktowaniu zwierząt tam - stanowczo zadecydowało, że ze zwiedzania tego parku definitywnie zrezygnowaliśmy.....
Nawet mi to ktoś w mojej relacji zarzucił, że ja jako taka miłośniczka zwierząt tam nie byłam.
Lejdi, chyba nikt z opiekunów przy zdrowych zmysłach zwierząt w obecności turystów nie bije.
One swoje dostają w czasie przygotowań do takich "spacerków"....
Mariola
Apisek, tego nie wiem...ale widziałam tez jak lwy łasily się do swoich opiekunów, więc wydaje mi się że gdyby ktoś robiłby im taką krzywdę raczej nie podchodziłyby do niego z taką ufnością. Nie będę uparcie bronić tego, że wszędzie jest super i, że ludzie traktują zwierzeta dobrze bo tak nie jest, a ja nie jestem naiwna. Po prostu napisałam o swoich doświadczeniach i o tym co widziałam
LadyFish
Lady, oczywiście, że ludzie są różni i różnie traktują zwierzęta.
Myślę, że i wśród tych "treserów" są przyzwoici, naprawdę kochający swych podopiecznych.
A z tym łaszeniem się do opiekunów, to nie wiem czy znasz się na psach. Ja mam całe życie psy i jestem na ich los szczególnie wrażliwa....Nieraz widziałam jak właściciel źle traktuje swego psa, a on - pomimo tego - z całą ufnością i miłością okazuje mu swoje przywiązanie.
Mariola
Tak, w Casela Parku. Szkoda, że nie napisałas tego w swojej relacji.... Bo ja nie natrafiłam na opisy jak traktowane są zwierzaki na Mauritiusie. Niestety. Dopiero od miejscowych dowiedziałam się co robią np z małpkami....
Lady Fish i bardzo dobrze, że sie odezwałaś. Oczywiście, że nie wszędzie zwierzaki mają źle, jest wiele takich miejsc na świecie gdzie dzikie zwierzęta znajdują swoj nowy "dom" u człowieka z róznych przyczyn, wiele projektów też otwiera się na turystów, zeby jakos zarobic na utrzymanie sierocińca czy małego ZOO. Choćby wyzej podany przykład HIpopotamicy Jessiki, kótóra wzięla i się wprowadziłą do "człowieków". Ale oglądając te filmiki na YT od razu widac miłośc i zaangażowanie, mimo, ze tez na niej zarabiają, pozwalają turystom ją karmić, calować. Ale nikt jej siodła na plecy nie zakłada i nie każe wozić ludzi dookoła , nie ubierają jej też w różowe tutu i nie każą tańczyć na piłce.
Nie wiem jak w tym Senegalu to wygląda, może faktycznie wychowane od dziecka z ludzimi są na tyle oswojone, że towarzytwo innych ludzi nie przeszkadza im - a wszytko jest podporzątkowane pod nie. Łatwo takie miejsca odróżnić od tych złych - grupy są zazwyczaj małe, indywidualni turyści i nie ma cyrkowych sztuczek i pokazów. W TIGER TEMPEL - W ciagu dnia przetacza sie 400 do 800 osób w sezonie - do zdjęcia z tygryskiem jest kolejka, mimo, że są osoby które to kontrolują i dbaja o to , to trzeba pamietac, ze za naszego opiekuna może robić wolontariusz ze Szwecji, który własnie zapłacil za miesięczny pobyŧ i o zachowaniu tygrysów wie tyle co i my..... to tak apropos bezpieczeństwa w tych miejscach. Nawet nasze polskie śliczne koniki wierzchowe zaczełyby wierzgać i prychac, gdyby do stajni nagle weszła większa grupa nieznanych ludzi , a tu cud - kociak sobiel lezy i drzemie w najlepsze..:-D
A atmosfera na wątku jest napieta, bo temat bardzo kontrowersyjny jest i mało omawiany na polskich forach niestety. Wciaz tygryski i słonie są głowną atrakcją dla polskiego turysty jadacego na egzotyczne wakacje . Mam nadzieje, ze pare osób po przeczytaniu naszych wypowiedzi, skoryguje swoje plany:)
http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.co.uk/