Raniutko z hotelu zabiera nas kierowca-6 osób-płacimy chyba 40 euro od głowy i ruszamy na południe wyspy skąd będziemy łódeczkami odpływać do rezerwatu.
Dzis nas są dwa wany więc będzie "tłoczno"
Odległość niewielka ale mimo wcześnie rano pdróż trwa wieki.
Wysiadamy przy jakimś porcie a właściwie we wiosce przy małej zatoczce-nazwy mieściny nie pamiętam ale rozejrzec się szybko musiałam-klimat miejsca jak najbardziej mi się podoba
Pogoda dzisiaj zapowiadała się niezbyt słoneczna co nawet mnie cieszy bo nie będzie czasu na plażowanie tylko ciężka praca
Rybacy właśnie wracają z połowów a wioślarze szykują nam pirogi szczerze powiem,że gdybym wcześniej wiedziała ,że trzeba będzie czymś takim płynąć to za żadne skarby bym się tutaj nie znalazła.
Cała ta droga się dłużyła i żeby nie to,że widoczki wokoło były przyjemne i ,że płynęło się po bezpiecznej zatoczce bardzo b ym ,żałowała,ze się na tą wyprawę skusiłam.
Wszyscy więc dzielnie wiosłowali a ja podczas przerw w wylewaniu wody miałam czas na focenie okolicy
Po około 40-tu minutach ,przy przypływie occeanu dotarliśmy na miejsce
Fajna ta wioska. Żelku, jak długo sie tym "wypasionym katamaranem" płynie do Lakobe. Jakoś nie jest to moja bajka. Doczytałam 40 min. trochę długo jak na mnie.
Już piertwszy widok tego miejsca mi się spodobał.Mimo tego,że i tutaj czekały jakieś stragany z pamiątkami to nawet nie zdążyłam się wokół ich przejść.Bardziej ciekawiła mnie tamtejsza codzienność niż te wątpliwie ich wyroby
Czas na poszwędanie się po okolicy jeszcze będzie a teraz przed nami świat obiecany
Każdy zakłada na siebie szczele okrycia-jeśli je ma,spryskuje się mugą albo innym repelentem na latające stworzenia i ruszamy w dzicz.
Spacer w dziczy okazał się wielką przyjemnością ale po dwóch godzinach widok lemurów zaczął się juz nam nudzić
Rezerwat Lokobe to nie ściema z ta zwierzyną,żyjącoą na wolności...co mieliśmy zobaczyć to widzieliśmy
Miały być żmije to były,miały być węże i też były nawet kilka gatunków.
Były gekony,były lameleony ,różne endemiczne rośliny))
No i były setki lemurów ,z którymi niestey zdjęcia nie dało się zrobić co mnie uświadomiło w przekonaniu,że są one dzikie a nie tak jak na innych wysepkach "szkolone" pod turystów.
Po długim spacerze był jeszcze czas na lunch oczywiście palce lizać .Wszyscy chyba wygłodnieli bo jedzenie znikało szybko na całę szczęście był tych dobroci spory zapas -oczywiście dobrego rumu też .
Po lunchu czas na błogie lenistwo.
Albo buszowanie po okilicy bo o kąpieli mowy nie było bo właśnie odpływ był w najlepsze.
Mi to nawet bardzo pasowało bo przynajmniej mogłam poszwędać się po okolicy.
Rum nas zmęczył..słonko nas zmęczyło ale zaczął się przypływ i trzeba było pakować się na pirogi wracać tam skąd nas tu przygnało.
Ech co za miła niespodzianka nas spotkała na koniec....siadamy na te pirogi a one ze sobą powiązane i przyczepione do motorówki idealne zakończenie wycieczki i totalny relaks na pirogach
Dana..nie jest tutaj tak nieciekawie
każdy znajdzie coś dla siebie.My tym czasem obieramy kierunek Lokobe Narional Park 
Będzie tutaj bardzo przyjemnie i nawet ciekawie
bo przecież znów obiecali lemury,węże i inne cuda.
Raniutko z hotelu zabiera nas kierowca-6 osób-płacimy chyba 40 euro od głowy i ruszamy na południe wyspy skąd będziemy łódeczkami odpływać do rezerwatu.
Dzis nas są dwa wany więc będzie "tłoczno"
Odległość niewielka ale mimo wcześnie rano pdróż trwa wieki.
Wysiadamy przy jakimś porcie a właściwie we wiosce przy małej zatoczce-nazwy mieściny nie pamiętam ale rozejrzec się szybko musiałam-klimat miejsca jak najbardziej mi się podoba
Pogoda dzisiaj zapowiadała się niezbyt słoneczna co nawet mnie cieszy bo nie będzie czasu na plażowanie tylko ciężka praca
Rybacy właśnie wracają z połowów a wioślarze szykują nam pirogi
szczerze powiem,że gdybym wcześniej wiedziała ,że trzeba będzie czymś takim płynąć to za żadne skarby bym się tutaj nie znalazła.
Piogi przygotowane ...do każdego wsiadają po cztery osoby i wiośclarz
każdy zajmuje wygodne miejsce
ja ,że strachliwa jestem siadam sobie po środku.
Za mną meduje się kapitan wioślarz
każdy dostaje swoje wiosło i ruszamy w dogę.
Mi wiosłowanie nie idzie ale też się do czegoś na tym pirogu przydają-namiętnię wylewam wodę,która cały czas napełnia naszą łódeczkę.
Cała ta droga się dłużyła i żeby nie to,że widoczki wokoło były przyjemne i ,że płynęło się po bezpiecznej zatoczce bardzo b ym ,żałowała,ze się na tą wyprawę skusiłam.
Wszyscy więc dzielnie wiosłowali a ja podczas przerw w wylewaniu wody miałam czas na focenie okolicy
Po około 40-tu minutach ,przy przypływie occeanu dotarliśmy na miejsce
A z nami słońce,którego dzisiaj miało nie być
Fajna ta wioska. Żelku, jak długo sie tym "wypasionym katamaranem" płynie do Lakobe. Jakoś nie jest to moja bajka. Doczytałam 40 min. trochę długo jak na mnie.
Już piertwszy widok tego miejsca mi się spodobał.Mimo tego,że i tutaj czekały jakieś stragany z pamiątkami to nawet nie zdążyłam się wokół ich przejść.Bardziej ciekawiła mnie tamtejsza codzienność niż te wątpliwie ich wyroby
Czas na poszwędanie się po okolicy jeszcze będzie a teraz przed nami świat obiecany
Każdy zakłada na siebie szczele okrycia-jeśli je ma,spryskuje się mugą albo innym repelentem na latające stworzenia i ruszamy w dzicz.
No a z nami nasz przewodnik
Spacer w dziczy okazał się wielką przyjemnością ale po dwóch godzinach widok lemurów zaczął się juz nam nudzić
Rezerwat Lokobe to nie ściema z ta zwierzyną,żyjącoą na wolności...co mieliśmy zobaczyć to widzieliśmy
Miały być żmije to były,miały być węże i też były nawet kilka gatunków.
Były gekony,były lameleony ,różne endemiczne rośliny))
No i były setki lemurów ,z którymi niestey zdjęcia nie dało się zrobić
co mnie uświadomiło w przekonaniu,że są one dzikie a nie tak jak na innych wysepkach "szkolone" pod turystów.
No to teraz pokaz lemurków
no bo dla nich leci się na Madagaskar 
Nie wszystkie było łatwo zauważyć na początku..no ale od czego jest przwodnik.
Po długim spacerze był jeszcze czas na lunch
oczywiście palce lizać .Wszyscy chyba wygłodnieli bo jedzenie znikało szybko na całę szczęście był tych dobroci spory zapas -oczywiście dobrego rumu też .
Po lunchu czas na błogie lenistwo.
Albo buszowanie po okilicy bo o kąpieli mowy nie było bo właśnie odpływ był w najlepsze.
Mi to nawet bardzo pasowało bo przynajmniej mogłam poszwędać się po okolicy.
Rum nas zmęczył..słonko nas zmęczyło ale zaczął się przypływ i trzeba było pakować się na pirogi wracać tam skąd nas tu przygnało.
Ech co za miła niespodzianka nas spotkała na koniec....siadamy na te pirogi a one ze sobą powiązane i przyczepione do motorówki
idealne zakończenie wycieczki i totalny relaks na pirogach
20 minutek i byliśmy w porcie.
Futrzaki super ! Niesamowite ,że mozna było do nich podchodzić tak blisko . Fajna wycieczka
No trip no life