dalej mijamy po drodze gdzie niegdzie pokazujące się cedry
przed nami urocza górska wioska Pedhoulas- położona na wysokości 1100 m npm.
wielgachny kosciół Świętego Krzyża górujący nad wioską i wyraźnie dominujący wielkością
mamy w planie zjazd do tej wioski, więc powolutku zjeżdżamy serpentynkami...
i w ciagu dosłownie 2 minut- nagle pompa!!!
walnęło z nieba tak, że w strugach deszczu świata nie było widać! ot góry....
przesiedzieliśmy ulewę w samochodach.... i nie zobaczylismy tego, co mielismy zobaczyc w Pedulas
po drodze mijamy tylko XV wieczny zabytek - kościółek Michała Archanioła i jedziemy dalej...
wszędzie mokro , szaro i buro.... pogoda tego dnia zmieniła nam sie błyskawicznie
szkoda, bo jak dojeżdżamy do cudnej wioski Omodos - miny mamy nieciekawe...- kto ma jakiś kaptur, parasolkę - wychodzi na zewnatrz, ale nieciekawie to wygląda....
śliczne, ukwiecone, słoneczne - wręcz pocztówkowe Omodos- w chmurach i deszczu nie wygląda tak jak powinno... wszedzie mokro i slisko
Mimo że deszczowo i bez słońca to i tak pięknie. Ech te wąskie uliczki i te kwiaty...
Darek, aż tak bardzo się tym deszczem nie przejęłam... szkoda tylko , że przypadło na Omodos- bo to śliczna wioska, szczególnie w słonku; (mogło nam lać, np. jak bylismy w winnicy albo w klasztorze Kykkos, a tu taki pasztet.... , no ale z drugiej strony.... to był jedyny deszcz na cały tydzień podbytu! pozostałe dni - słoneczna lampa , więc nie narzekamy
dalej spacerujemy po Omodos; wprawdzie przestało padać, tzn. przestało lać, bo jakaś mżawka dalej sączy się z nieba, i wciąż kapie z drzew, dachów, rynien... czyli pogoda- ślimakowa!
Takich wiosek jak Omodos - jest w tych górach naprawdę mnóstwo, a wszystkie są do siebie bardzo podobne: po prostu bajkowo śliczne, urokliwe, pięknie położone,, pełne małych kamiennych domków, dachów z dachówek, wąskich uliczek pełnych kwiecia, i uroczych kafenionów;
większośc z nich w czymś się specjalizuje a ludnośc w tych wioskach trudni się jakimś konkretnym rzemiosłem albo produkcją lokalnych specałów;
i tak np. wioska Lefkara słynie głównie z produkcji pięknych koronek; Lania znana jest z upraw winorośli i wszystkiego w winnym temacie; Foini to wioska która wyspecjalizowała się w ceramice i wyrobach garncarskich jak również w produkcji słodyczy ; a Omodos słynie z winogron, pysznych win i wyrobów hafciarskich;
Pstryki deszczowego Omodos
w końcu trafiamy na lokalny bazarek, który Panie hafciarki uprzatają po ulewie, bowiem oberwanie chmyry częściowo zalało imm nawt dachy, daszki i markizy... z tych wszystkich osłon leją się teraz wodospady wody.....
dalej łazimy po Omodos- ale wiadomo, jak to taka wioska... jest tak malutka, że trudno nie trafić tu w najważniejsze miaejsca... zmierzamy do kolejnego do Klasztoru w czasie dzisiejszej wycieczki , Klasztory, który znajduje się zaraz za bazarkiem hafciarek;
Klasztor Świętego Krzyża w Omodos jest znacznie mniejszy niż Kykkos, w którym byliśmy przed ulewą, bo ten tutaj jest znacznie starszy... bardzo stary... tak stary , że niewiadomo dokładnie kiedy powstał ?
Badania historyczne, jak dotąd nie pozwoliły ustalić dokładnej daty założenia tego monasteru ale historycy i naukowcy badający przeszłość Cypru łączą jego powstanie z wizytą św. Heleny (matką cesarza Konstantna, tą samą, która sprowadziła na Cypr koty) - której przypisuje się przewiezienie na Cypr części relikwii związanych z męką chrystusową; ale pamietajmy że ta wizyta miała tu miejsce w 327 roku n.e, a więc strasznie dawno temu a ten klasztor aż na tak sędziwy nie wygląda ; byc może na starych oryginalnych fundamentach - wieki później posadowiono kolejne mury....? .
Przedmiotem wielkiego kultu w świątyni tego Klasztoru jest cząstka Krzyża Pańskiego (stąd nazwa Klasztoru - Świętego Krzyża - Timios Stavros Monastery) oraz Świętego Sznura (którym Jezus został związany) a to ponoć jedyna taka relikwia na świecie, oraz kamień z Golgoty, czaszka Apostoła Filipa i dwadzieścia kilka fragmentów kości innych świętych - wyeksponowanych dla widoku ogladających - w niesamowicie pięknych srebrnych relikwiarzach ;
w miejscu krzyżowania się ramion krzyża jest takie maleńkie "zamykane" okieneczko - tam właśnie znajduje się owa drzazga z krzyża męki Pańskiej....
mnie jednak najbardziej "intrygują" tu te relikwiarze z widocznymi kośćmi ; jako niedowiarek, nie wnikam już czy te kości są święte czy nie ??? , ale jako po prostu sceptyk "lubię" oglądać takie rzeczy "namacalne" - nawet jak nie mogę ich dotknąć; no i same te relikwiarze... no zabytkowe, pięknie wykonane i zdobione.....
tutaj widoczny fragment kości czaszkowej ( wg opisu należała do Apostoła Filipa) , oraz kamień z grobu pańskiego
a dalej inne kości - piszczele , strzałki, i różne takie....
mamy tu całą listę świętych do których należały te relikwie
trzeba przyznać, że te srebrne relikwiarze kryją niecodzienne "eksponaty"....
i powolutku opuszczamy Klasztor...
na szczęście deszcz przestał juz padać, ale zarówno mieszkańców jak i turystów wymiotło - wszędzie pustki....
tuż przy Klasztorze znajduje sie popiersie opata Dositeosa (Dosyteusza) straconego w Nikozji w 1821 r. który udzielał pomocy wraz z mnichami tego klasztoru - walczącym o niepodległość grekom , za co przełożony wspólnoty, Dosyteusz, został aresztowany i stracony.
dalej buszujemy po sklepikach, robimy jeszcze jakieś pamiątkowe zakupy i opuszczamy urocze Omodos
i czas pożegnać się z uroczym, choć deszczowym Omodos - ale tak sobie myślimy, że jaki kiedyś przyjdzie nam do głowy wrócic na Cypr ( a bardzo bysmy chcieli) to Omodos jest absolutnie obowiązkowo do powtórzenia, tylko moze w jakiś bardziej słoneczny dzień
wracamy w kierunku wybrzeża; na szczęście zupełnie przestało już padać....
nasze jeepy zatrzymują się jeszcze gdzieś po drodze przy jakims wodospadziku - nie pamiętam jego nazwy; maleństwo, w zasadzie to taka pionowa stróżka wody, a nie żaden tam zaraz wodospad! , poza tym jest tam strasznie ciemno - jakieś wysokie skały i wielkie drzewa wokół - zacieniają strasznie to miejsce - nawet zdjęcia mi nie wychodzą... cyknęłam tam jakieś takie dwa niewyraźne bohomazy
stamtąd wracamy juz do Pafos, ale po drodze jedziemy jeszcze do Skały Afrodyty - słynnej Petra tou Romiou
na plaży mokro ; widać ze tutaj tez polało równo!
to ponoć tutaj- wg legendy, mitów - Afrodyta wyłoniła się piany morskiej...
Skała Afrodyty przy słynnej plaży Petra tou Romiou to ponoć jedna z większych atrakcji Cypru (???) Turyści odpoczywający w różnych kurortach Cypru masowo tu zjeżdżają, a nawet przylatują tu z różnych zakątków Europy specjalnie na sesje ślubne, ale na nas ta skała szczerze mówiąc nie zrobiła żadnego wrażenia.!
Ot zwykły kawałek skały zanurzonej w morzu; no ładna, ale wcale nie bardziej niż milion innych ; są ładniejsze i to bez takiego rozgłosu ! . Nieporównywalnie piękniejsze są choćby tego typu skały na Malcie, Sycylii, wielu wyspach greckich czy na włoskim wybrzeżu Amalfi . Cały ten rozreklamowany show- robi tu prawdopodobnie znana z Mitologii antycznej legenda miłosna według której jest to właśnie miejsce narodzin Afrodyty - Bogini Miłości, która tu na tej plaży wyłoniła się z morskiej piany - o czym na pewno wszyscy wiecie i wszyscy słyszeli ... , ale mało kto wie co to była za piana….!
Otóż, wszyscy pamiętamy, choćby z czasów szkolnych- jak przerabialiśmy Mitologię, że to co wyprawiali olimpijscy Bogowie- woła czasami o pomstę do nieba i wcale nie rzadko mieści się nam w głowach , ale ponoć w wyniku jakiejś tam rodzinnej awantury najstarszy olimpijski bóg Uranos stracił swoje... hmm... genitalia i to za czynem tym stoi jego własny synalek-Kronos ; w każdym razie owe odcięte „boskie klejnoty” Kronos majtnął zamaszyście zaprawdę jakimś mega-boskim ruchem - baaaaardzo daleko…. , bo przedmiotowe klejnoty wprost z Olimpu - wylądowały aż na Cyprze , czyli jakieś ponad 1 tys kilometrów dalej! no ale siły boskie od zawsze były dla nas tajemnicą… no i jak te klejnociki tak sobie chlupnęły w tą morską wodę na południowym wybrzeżu Cypru – to wody śródziemia niesamowicie się spieniły i aż zabulgotały ….ale nie na darmo….bo wyłoniła się z nich oto właśnie nowo narodzona Bogini – znana nam wszystkim – piękna Afrodyta , która można powiedzieć, że narodziła się z morza i Uranowych „pozostałości” J w dodatku oto wlaśnie wypłynęła z tej wody , w dodatku na wielkiej muszli, którą wieki później pięknie namalował znany światu Sandro Botticelli ;
- no więc stoimy na tej „słynnej” plaży zwanej Petra tou Romiou - plaży, jakich wszędzie miliony...., ale czego to nie zrobi odpowiednia reklama!
kamyk z seruchem.... trzeba znaleźć i zachować; to też kolejna bajeczka, czyli legenda - i tez pewnie znacie i wszystko wiecie...
jeszcze jakieś biedne drzewko totalnie uśmiecone chusteczkami, papierami, kawałkami folii z życzeniami..., które jak mają się spełnić - to spełnią sie i bez tego śmietnika
i po całym dniu jeepowania po górskich rejonach Troodos- wrociliśmy na kolację i zakończyliśmy ten dzień- zadowoleni i pełni wrażeń;
(przy okazji dowiedzielismy sie od "naszych" w hotelu, że tego dnia w Pafos była przepiękna, słoneczna, wręcz upalna pogoda, która przytargała burzę, ale pogrzmiało i polało późnym popołudniem z godzinę i tyle ); no coż... na pewnych wysokościch pogoda często jest zupełnie inna niz pare kilometrów dalej nad poziomem morza...
"hotelowa" Afrodyta wyłaniająca sie z piany - malunek w naszej recepcji
a w hotelu taka niespodzianka! - ubrali nam choinkę! Hurra! (bo po tych kilku słonecznych cieplutkich dniach zapomnieliśmy zupełnie , że to już grudzień przecież i Święta idą.... )
Darek, no własnie! fajnie zwiedzać takie miejsca, ale już mieszkać? ..... zaczyna byc problematyczne
Piea
jedziemy dalej przez górskie wioski ...
mijamy niezwykle malownicze miejsca;
przed nami przepiękna dolina Marathassa:
dalej mijamy po drodze gdzie niegdzie pokazujące się cedry
przed nami urocza górska wioska Pedhoulas- położona na wysokości 1100 m npm.
wielgachny kosciół Świętego Krzyża górujący nad wioską i wyraźnie dominujący wielkością
mamy w planie zjazd do tej wioski, więc powolutku zjeżdżamy serpentynkami...
i w ciagu dosłownie 2 minut- nagle pompa!!!
walnęło z nieba tak, że w strugach deszczu świata nie było widać! ot góry....
przesiedzieliśmy ulewę w samochodach.... i nie zobaczylismy tego, co mielismy zobaczyc w Pedulas
po drodze mijamy tylko XV wieczny zabytek - kościółek Michała Archanioła i jedziemy dalej...
wszędzie mokro , szaro i buro.... pogoda tego dnia zmieniła nam sie błyskawicznie
szkoda, bo jak dojeżdżamy do cudnej wioski Omodos - miny mamy nieciekawe...- kto ma jakiś kaptur, parasolkę - wychodzi na zewnatrz, ale nieciekawie to wygląda....
śliczne, ukwiecone, słoneczne - wręcz pocztówkowe Omodos- w chmurach i deszczu nie wygląda tak jak powinno... wszedzie mokro i slisko
cdn...
Piea
Mimo że deszczowo i bez słońca to i tak pięknie. Ech te wąskie uliczki i te kwiaty...
Piea
dalej spacerujemy po Omodos; wprawdzie przestało padać, tzn. przestało lać, bo jakaś mżawka dalej sączy się z nieba, i wciąż kapie z drzew, dachów, rynien... czyli pogoda- ślimakowa!
Takich wiosek jak Omodos - jest w tych górach naprawdę mnóstwo, a wszystkie są do siebie bardzo podobne: po prostu bajkowo śliczne, urokliwe, pięknie położone,, pełne małych kamiennych domków, dachów z dachówek, wąskich uliczek pełnych kwiecia, i uroczych kafenionów;
większośc z nich w czymś się specjalizuje a ludnośc w tych wioskach trudni się jakimś konkretnym rzemiosłem albo produkcją lokalnych specałów;
i tak np. wioska Lefkara słynie głównie z produkcji pięknych koronek; Lania znana jest z upraw winorośli i wszystkiego w winnym temacie; Foini to wioska która wyspecjalizowała się w ceramice i wyrobach garncarskich jak również w produkcji słodyczy ; a Omodos słynie z winogron, pysznych win i wyrobów hafciarskich;
Pstryki deszczowego Omodos
w końcu trafiamy na lokalny bazarek, który Panie hafciarki uprzatają po ulewie, bowiem oberwanie chmyry częściowo zalało imm nawt dachy, daszki i markizy... z tych wszystkich osłon leją się teraz wodospady wody.....
Piea
Pieea, cały czas czytam i podziwiam piękny Cypr. Muszę tam kiedyś dotrzeć.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Zdjęcia ze słonecznego Omodos ma większość. A takie deszczowe tylko wybrańcy.
Asiu, siadaj i oglądaj dalej
Darek, he..he.. no to - czuję się jak Wybraniec!
dalej łazimy po Omodos- ale wiadomo, jak to taka wioska... jest tak malutka, że trudno nie trafić tu w najważniejsze miaejsca... zmierzamy do kolejnego do Klasztoru w czasie dzisiejszej wycieczki , Klasztory, który znajduje się zaraz za bazarkiem hafciarek;
Klasztor Świętego Krzyża w Omodos jest znacznie mniejszy niż Kykkos, w którym byliśmy przed ulewą, bo ten tutaj jest znacznie starszy... bardzo stary... tak stary , że niewiadomo dokładnie kiedy powstał ?
Badania historyczne, jak dotąd nie pozwoliły ustalić dokładnej daty założenia tego monasteru ale historycy i naukowcy badający przeszłość Cypru łączą jego powstanie z wizytą św. Heleny (matką cesarza Konstantna, tą samą, która sprowadziła na Cypr koty) - której przypisuje się przewiezienie na Cypr części relikwii związanych z męką chrystusową; ale pamietajmy że ta wizyta miała tu miejsce w 327 roku n.e, a więc strasznie dawno temu a ten klasztor aż na tak sędziwy nie wygląda ; byc może na starych oryginalnych fundamentach - wieki później posadowiono kolejne mury....? .
Przedmiotem wielkiego kultu w świątyni tego Klasztoru jest cząstka Krzyża Pańskiego (stąd nazwa Klasztoru - Świętego Krzyża - Timios Stavros Monastery) oraz Świętego Sznura (którym Jezus został związany) a to ponoć jedyna taka relikwia na świecie, oraz kamień z Golgoty, czaszka Apostoła Filipa i dwadzieścia kilka fragmentów kości innych świętych - wyeksponowanych dla widoku ogladających - w niesamowicie pięknych srebrnych relikwiarzach ;
w miejscu krzyżowania się ramion krzyża jest takie maleńkie "zamykane" okieneczko - tam właśnie znajduje się owa drzazga z krzyża męki Pańskiej....
mnie jednak najbardziej "intrygują" tu te relikwiarze z widocznymi kośćmi ; jako niedowiarek, nie wnikam już czy te kości są święte czy nie ??? , ale jako po prostu sceptyk "lubię" oglądać takie rzeczy "namacalne" - nawet jak nie mogę ich dotknąć; no i same te relikwiarze... no zabytkowe, pięknie wykonane i zdobione.....
tutaj widoczny fragment kości czaszkowej ( wg opisu należała do Apostoła Filipa) , oraz kamień z grobu pańskiego
a dalej inne kości - piszczele , strzałki, i różne takie....
mamy tu całą listę świętych do których należały te relikwie
trzeba przyznać, że te srebrne relikwiarze kryją niecodzienne "eksponaty"....
i powolutku opuszczamy Klasztor...
na szczęście deszcz przestał juz padać, ale zarówno mieszkańców jak i turystów wymiotło - wszędzie pustki....
tuż przy Klasztorze znajduje sie popiersie opata Dositeosa (Dosyteusza) straconego w Nikozji w 1821 r. który udzielał pomocy wraz z mnichami tego klasztoru - walczącym o niepodległość grekom , za co przełożony wspólnoty, Dosyteusz, został aresztowany i stracony.
dalej buszujemy po sklepikach, robimy jeszcze jakieś pamiątkowe zakupy i opuszczamy urocze Omodos
Piea
Serpentynki super !!! a Omodos piekne i urokliwe również w deszczu
No trip no life
i czas pożegnać się z uroczym, choć deszczowym Omodos - ale tak sobie myślimy, że jaki kiedyś przyjdzie nam do głowy wrócic na Cypr ( a bardzo bysmy chcieli) to Omodos jest absolutnie obowiązkowo do powtórzenia, tylko moze w jakiś bardziej słoneczny dzień
wracamy w kierunku wybrzeża; na szczęście zupełnie przestało już padać....
nasze jeepy zatrzymują się jeszcze gdzieś po drodze przy jakims wodospadziku - nie pamiętam jego nazwy; maleństwo, w zasadzie to taka pionowa stróżka wody, a nie żaden tam zaraz wodospad! , poza tym jest tam strasznie ciemno - jakieś wysokie skały i wielkie drzewa wokół - zacieniają strasznie to miejsce - nawet zdjęcia mi nie wychodzą... cyknęłam tam jakieś takie dwa niewyraźne bohomazy
stamtąd wracamy juz do Pafos, ale po drodze jedziemy jeszcze do Skały Afrodyty - słynnej Petra tou Romiou
na plaży mokro ; widać ze tutaj tez polało równo!
to ponoć tutaj- wg legendy, mitów - Afrodyta wyłoniła się piany morskiej...
Skała Afrodyty przy słynnej plaży Petra tou Romiou to ponoć jedna z większych atrakcji Cypru (???) Turyści odpoczywający w różnych kurortach Cypru masowo tu zjeżdżają, a nawet przylatują tu z różnych zakątków Europy specjalnie na sesje ślubne, ale na nas ta skała szczerze mówiąc nie zrobiła żadnego wrażenia.!
Ot zwykły kawałek skały zanurzonej w morzu; no ładna, ale wcale nie bardziej niż milion innych ; są ładniejsze i to bez takiego rozgłosu ! . Nieporównywalnie piękniejsze są choćby tego typu skały na Malcie, Sycylii, wielu wyspach greckich czy na włoskim wybrzeżu Amalfi . Cały ten rozreklamowany show- robi tu prawdopodobnie znana z Mitologii antycznej legenda miłosna według której jest to właśnie miejsce narodzin Afrodyty - Bogini Miłości, która tu na tej plaży wyłoniła się z morskiej piany - o czym na pewno wszyscy wiecie i wszyscy słyszeli ... , ale mało kto wie co to była za piana….!
Otóż, wszyscy pamiętamy, choćby z czasów szkolnych- jak przerabialiśmy Mitologię, że to co wyprawiali olimpijscy Bogowie- woła czasami o pomstę do nieba i wcale nie rzadko mieści się nam w głowach , ale ponoć w wyniku jakiejś tam rodzinnej awantury najstarszy olimpijski bóg Uranos stracił swoje... hmm... genitalia i to za czynem tym stoi jego własny synalek-Kronos ; w każdym razie owe odcięte „boskie klejnoty” Kronos majtnął zamaszyście zaprawdę jakimś mega-boskim ruchem - baaaaardzo daleko…. , bo przedmiotowe klejnoty wprost z Olimpu - wylądowały aż na Cyprze , czyli jakieś ponad 1 tys kilometrów dalej! no ale siły boskie od zawsze były dla nas tajemnicą… no i jak te klejnociki tak sobie chlupnęły w tą morską wodę na południowym wybrzeżu Cypru – to wody śródziemia niesamowicie się spieniły i aż zabulgotały ….ale nie na darmo….bo wyłoniła się z nich oto właśnie nowo narodzona Bogini – znana nam wszystkim – piękna Afrodyta , która można powiedzieć, że narodziła się z morza i Uranowych „pozostałości” J w dodatku oto wlaśnie wypłynęła z tej wody , w dodatku na wielkiej muszli, którą wieki później pięknie namalował znany światu Sandro Botticelli ;
- no więc stoimy na tej „słynnej” plaży zwanej Petra tou Romiou - plaży, jakich wszędzie miliony...., ale czego to nie zrobi odpowiednia reklama!
kamyk z seruchem.... trzeba znaleźć i zachować; to też kolejna bajeczka, czyli legenda - i tez pewnie znacie i wszystko wiecie...
jeszcze jakieś biedne drzewko totalnie uśmiecone chusteczkami, papierami, kawałkami folii z życzeniami..., które jak mają się spełnić - to spełnią sie i bez tego śmietnika
i po całym dniu jeepowania po górskich rejonach Troodos- wrociliśmy na kolację i zakończyliśmy ten dzień- zadowoleni i pełni wrażeń;
(przy okazji dowiedzielismy sie od "naszych" w hotelu, że tego dnia w Pafos była przepiękna, słoneczna, wręcz upalna pogoda, która przytargała burzę, ale pogrzmiało i polało późnym popołudniem z godzinę i tyle ); no coż... na pewnych wysokościch pogoda często jest zupełnie inna niz pare kilometrów dalej nad poziomem morza...
"hotelowa" Afrodyta wyłaniająca sie z piany - malunek w naszej recepcji
a w hotelu taka niespodzianka! - ubrali nam choinkę! Hurra! (bo po tych kilku słonecznych cieplutkich dniach zapomnieliśmy zupełnie , że to już grudzień przecież i Święta idą.... )
Piea