Następny dzień luzacki, w związku z tym że mało osób chętnych na wyspę hipopotamów ( cena przy 8 osobach po 100 $ i trzeba iść boso przez bagno namorzynowe z wielkimi pijawkami - szkoda) Nie wypalił też lot awionetka na wyspami ( jeszcze większa szkoda). Pilotka zaproponowała mały trekking po wyspie Rubane z miejscowym chłopakiem. Czemu nie
Początkowo idziemy przez las na drugą stronę wyspy, piękne palmy i super widoki.
Wszędzie zarówno na Bijago jak i w Senegalu mnóstwo sępów.
A chmury są takie, że ......................
Docieramy na drugą stronę wyspy, trochę drzew namorzynowych
Pies gospodarzy hostelu, cały czas nam towarzyszy i ugania się za świnkami.
Dochodzimy do pierwszej wioski, na ścieżce stoi malutki chłopczyk którego na nasz widok zamurowało, normalny stupor. Nie wiem może po raz pierwszy zobaczył białych - przez 3 minuty nie ruszył się z miejsca.
Wchodzimy do środka, wioska prawie pusta wszyscy w polu, albo na rybach. Ale sami zobaczcie, te wioski to żadna cepelia.
Po pół godzinie następna wioska w której jest parę kobiet.
Próbujemy się porozumieć, ale ciężko. Mówią tylko w swoim języku. Ale po chwili w rytm uderzeń w duży pojemnik po wodzie, jedna zaczyna podrygiwać w tańcu.
Po lunchu i chwili odpoczynku płyniemy na pobliską wyspę Bubaque która jest obecnie stolicą Archipelagu Bijagos. Rejsik trwa niewiele ponad 15 minut, więcej czasu zajmuje dostanie się na łódź bo mamy duży odpływ.
Na Bubague, brak przystani więc idziemy po wodzie a później po kamieniach docieramy do suchego lądu.
Bubaque to też opuszczona wyspa przez Portugalczyków, oprócz miejscowych mieszka trochę Francuzów żyjących z przylatujących miłośników połów dalekomorskich. Jeż też terenowe lotnisko dla małych awionetek. A tak ogólnie kolejne klimatyczne i niepowtarzalne miejsce z wielką ilością towarzyszących nam dzieciaków.
Wiele pięknych postkolonialnych zrujnowanych budowli.
W środku jeszcze można znaleźć stare gazety z lat 50-60.
Ale za to dzieciaki są śliczne.
Główną drogą dochodzimy do szpitala na Bubaque. Stające przed weściem sanitarki - niestety żadna nie na chodzie.
Jedna z sal dla pacjentów
Gabinet ginekologiczny
Zdjęcia kiepskie z kamery ale warto zobaczyć. Z zasady nie robimy zdjęć chorym.
Ale czadowy zachód słońca
Cudne ruinki, świetny dworek- szkoda tylko, że czasy świetności ma juz za sobą. Zauważyłam nawet portugalską nazwę ulicy "Cascais"
Coraz bardziej mi się podoba
Jaki ten świat jest piękny - taki cały różnorodny. Sigma - super!
Następny dzień luzacki, w związku z tym że mało osób chętnych na wyspę hipopotamów ( cena przy 8 osobach po 100 $ i trzeba iść boso przez bagno namorzynowe z wielkimi pijawkami - szkoda) Nie wypalił też lot awionetka na wyspami ( jeszcze większa szkoda). Pilotka zaproponowała mały trekking po wyspie Rubane z miejscowym chłopakiem. Czemu nie
Początkowo idziemy przez las na drugą stronę wyspy, piękne palmy i super widoki.
Wszędzie zarówno na Bijago jak i w Senegalu mnóstwo sępów.
A chmury są takie, że ......................
Docieramy na drugą stronę wyspy, trochę drzew namorzynowych
Pies gospodarzy hostelu, cały czas nam towarzyszy i ugania się za świnkami.
Dochodzimy do pierwszej wioski, na ścieżce stoi malutki chłopczyk którego na nasz widok zamurowało, normalny stupor. Nie wiem może po raz pierwszy zobaczył białych - przez 3 minuty nie ruszył się z miejsca.
Wchodzimy do środka, wioska prawie pusta wszyscy w polu, albo na rybach. Ale sami zobaczcie, te wioski to żadna cepelia.
Wszędzie biegające świnki, podstawa mięsnego obiadu.
Oczywiście, są też "posągowe" kobiety.
Wychodzimy z wioski i idziemy dalej.
Po pół godzinie następna wioska w której jest parę kobiet.
Próbujemy się porozumieć, ale ciężko. Mówią tylko w swoim języku. Ale po chwili w rytm uderzeń w duży pojemnik po wodzie, jedna zaczyna podrygiwać w tańcu.
Kiepskie zdjęcie, ale oddaje atmosferę.
Rozpoczęły się "balety"
Dajemy im trochę drobnych, ktoś kupuje dwie obrzędowe przepaski i idziemy dalej.
Sigma - super!
Kolejna trzecia i ostatnia wioska na wyspie, przy wejściu zapłakany maluszek
Dostał parę cukierków i humor od razu mu się poprawił, jeszcze znajomi pokazali dziecku jak zdejmować papierki.
Już sama wioska
Mężczyźni płyną na ryby.
Inni już wracają.
Wracamy do hostelu, czas na lunch i plażę, popołudniu płyniemy na Bubaque, a następnego dnia o świcie wracamy na kontynent i kierunek Senegal.
Wioski kapitalne i w ogóle wszystko super
Po lunchu i chwili odpoczynku płyniemy na pobliską wyspę Bubaque która jest obecnie stolicą Archipelagu Bijagos. Rejsik trwa niewiele ponad 15 minut, więcej czasu zajmuje dostanie się na łódź bo mamy duży odpływ.
Na Bubague, brak przystani więc idziemy po wodzie a później po kamieniach docieramy do suchego lądu.
Bubaque to też opuszczona wyspa przez Portugalczyków, oprócz miejscowych mieszka trochę Francuzów żyjących z przylatujących miłośników połów dalekomorskich. Jeż też terenowe lotnisko dla małych awionetek. A tak ogólnie kolejne klimatyczne i niepowtarzalne miejsce z wielką ilością towarzyszących nam dzieciaków.
Wiele pięknych postkolonialnych zrujnowanych budowli.
W środku jeszcze można znaleźć stare gazety z lat 50-60.
Ale za to dzieciaki są śliczne.
Główną drogą dochodzimy do szpitala na Bubaque. Stające przed weściem sanitarki - niestety żadna nie na chodzie.
Jedna z sal dla pacjentów
Gabinet ginekologiczny
Zdjęcia kiepskie z kamery ale warto zobaczyć. Z zasady nie robimy zdjęć chorym.