Dwa słowa jeszcze o naszej lokalizacji. Świetne położenie pomiędzy Verdon, a St Tropez. Jedna z bardziej klimatycznych miejscówek jakie mieliśmy. Dobrze oznaczona, bez problemu ją znaleźliśmy. Pokój w 100% spełniał nasze oczekiwania. W prowansalskim stylu, z okna piękny widok na miasteczko. Śniadanko w pięknym i uroczym ogródku, same pyszności, wybór tak duży, że cięzko było się zadecydować co jeść. Dżemiki, wędlinki, serki, owoce, świeży soczek z pomarańczy, pyszna kawa. Fakt, że za śniadanko sobie sporo liczą, ale w takim otoczeniu to sama przyjemność. A taki mieliśmy widok z okna
Informacje praktyczne:
Verdon - Flayosc - 65 km
Wypożyczenie rowerka wodnego na godzinę w Verdon- 15 euro
Przepięknie! Bosko! Ta woda w kanionie jest niesamowita! Zawsze mnie to intrygowało! A jakie cudne te hoteliki wynaleźliście, kocham ten prowansalski styl, taki ciepły słodki i przytulny.
Marylko, super to ujęcie Marcela w oknie
Jestem pewna że zrobimy kiedyś "Prowansję śladami M&M"
To już dziewiąty dzień w Prowansji. Jejku jak ten czas na wakacjach szybko leci! Dlaczego jak odliczam dni do kolejnego wyjazdu, każdy tydzień przybiera rozmiary długiego niekończącego się miesiąca. Ehhh...No nic, przed nami przedostatni dzień. Piękna pogoda, słoneczko, na niebie zaledwie kilka chmurek. Śniadanko jemy w ogródku, to chyba na wakacjach lubie najbardziej. Takie wspólne śniadanie, bez pośpiechu, najpierw bułeczka, potem owocki i świeży soczek pomarańczowy Mmmmmm...
Do Saint Tropez docieramy w niecałą godzinkę. W sumie, to byłam nawet trochę zdziwiona, że tak szybko, nie było żadnych korków, po prostu wjechaliśmy do miasta i tyle. Pierwsza reakcja: "To my już w tym słynnym Saint Trope jesteśmy?' Nie wiem, czego się spodziewałam, chyba jakiegoś wielkiego wow, to był jedyny punkt wyprawy niewygooglowany, nie widziałam żadnych zdjęć, nie wiedziałam czego się spodziewać, a nie wiedzieć czemu w mojej małej główce to słynne miejsce wykreowane przez rich and famous jakiś większy polot powinno mieć. W końcu z jakiegoś względu musieli sobie upodobać to miejsce. Zatrzymuje się najpierw w pobliżu Portu Grimaud. Jakimś cudem udaje nam się zaparkować za darmo. Przechodząc przez ogromne pole kempingowe docieramy do plaży. Ludzi taka ilość, że ciężko było się przez tę plażę przedostać. Idąc w prawo, przeszliśmy niemal do samego końca, tam było nieco luźniej. Wynajęliśmy sobie dwa leżaczki z parasolem i zaczynamy plażing i smażing Wreszcie przydał się na coś mój strój kąpielowy
Plaża taka sobie, jakiegoś wrażenia na nas nie zrobiła. Po leżakowaliśmy kilka godzin i stwierdziliśmy, że jedziemy do centrum St.Tropez. Tam parkujemy samochód przy porcie, mimo, że parking wielki, to trochę się po nim nakręciliśmy, żeby znaleść wolne miejsce. Ledwo z niego wyszliśmy zagadała nas jakaś pani, z ofertą popływania statkiem wzdłuż wybrzeża i pooglądania posiadłości sławnych i bogatych. Ponieważ nie mieliśmy jakiegoś planu na resztę dnia, popatrzyliśmy na położenie słońca, pod kątem zdjęć (takie tam nasze zboczenie zawodowe i zgodnie stwierdziliśmy, że dajemy się namówić na godzinną przejażdżkę. Sam rejs statkiem oczywiście przyjemny, ale dla mnie wszystkie rejsy są super, natomiast co do widoków no to umówmy się, d..y nie urywały. Te domki gdzieś tam w oddali, niektóre jakby opuszczone, jakaś stara, nieciekawa architektura, no zachwycać się nie było czym.
Rejs się skończył, idziemy zatem do portu, pooglądać te wszystkie wypasione jachty. Hmmm...no nie wiem, albo ja jakaś inna jestem, albo to miasteczko jest mega przereklamowane. To już port w Marsylii bardziej mi się podobał, przynajmniej miał fajny kształt, był duży, fajne widoczki z niego, a tutaj, wszystko jakieś małe, czystością też nie grzeszyło. Pytam Marcela, czy to oby właściwy port, może mają jeszcze jakiś jeden, ale ten twierdzi, że nie, że to właśnie St. Tropez. No dobra, to idziemy na jakiegoś drinka, na pewno serwują tutaj pyszne. Pakujemy się do pierwszej knajpki, która przyciągnęła nas ekskluzywnym wyglądem, pięknymi białymi sofami, podobnymi do tych w Papagayo na Teneryfie. Po wymianie kilku zdań z kelnerką okazało się, że jeszcze kilka tygodni temu było tam właśnie Papagayo, ale zostało sprzedane. No to od razu zamówiłam sobie ulubioną Pina Coladę, bo właśnie w Papagayo piłam najlepszą w życiu, Marcel standardowo mohito. No cóż, nie dość, że tym razem była to najgorsza Pina Colada w życiu, to jeszcze przy płaceniu okazało się, że też najdroższa....ehh...chyba nie polubię tego St. Tropez!
Dwa słowa jeszcze o naszej lokalizacji. Świetne położenie pomiędzy Verdon, a St Tropez. Jedna z bardziej klimatycznych miejscówek jakie mieliśmy. Dobrze oznaczona, bez problemu ją znaleźliśmy. Pokój w 100% spełniał nasze oczekiwania. W prowansalskim stylu, z okna piękny widok na miasteczko. Śniadanko w pięknym i uroczym ogródku, same pyszności, wybór tak duży, że cięzko było się zadecydować co jeść. Dżemiki, wędlinki, serki, owoce, świeży soczek z pomarańczy, pyszna kawa. Fakt, że za śniadanko sobie sporo liczą, ale w takim otoczeniu to sama przyjemność. A taki mieliśmy widok z okna
Informacje praktyczne:
Verdon - Flayosc - 65 km
Wypożyczenie rowerka wodnego na godzinę w Verdon- 15 euro
La Vieille Bastide - cena pokoju - 80 euro + śniadanie 13 euro od os
http://www.addicted-to-passion.com
Przepięknie! Bosko! Ta woda w kanionie jest niesamowita! Zawsze mnie to intrygowało! A jakie cudne te hoteliki wynaleźliście, kocham ten prowansalski styl, taki ciepły słodki i przytulny.
Marylko, super to ujęcie Marcela w oknie
Jestem pewna że zrobimy kiedyś "Prowansję śladami M&M"
Jak wiejsko, sielsko i anielsko! W takim miejscu to można odpocząć
Jak tam musi być cichutko i jak musi pięknie pachnieć! Ech...rozmarzyłam się
Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...
Hej Marylko , wąwóz zajebiaszczy , a ostatnia miejscówka spiąca bardzo klimatyczna .
13 euro za śniadania ..... trzeba jakoś przeżyć , w takich "okolicznościach przyrody"
czekam na dzień 9
OMG !!!!!!!!
omg! te pola lawendy to jakaś magia, bajka, sa przepiękne! musze tam kiedyś pojechać! koniecznie z moja mamą pięknie tam nieziemsko
To już dziewiąty dzień w Prowansji. Jejku jak ten czas na wakacjach szybko leci! Dlaczego jak odliczam dni do kolejnego wyjazdu, każdy tydzień przybiera rozmiary długiego niekończącego się miesiąca. Ehhh...No nic, przed nami przedostatni dzień. Piękna pogoda, słoneczko, na niebie zaledwie kilka chmurek. Śniadanko jemy w ogródku, to chyba na wakacjach lubie najbardziej. Takie wspólne śniadanie, bez pośpiechu, najpierw bułeczka, potem owocki i świeży soczek pomarańczowy Mmmmmm...
http://www.addicted-to-passion.com
Do Saint Tropez docieramy w niecałą godzinkę. W sumie, to byłam nawet trochę zdziwiona, że tak szybko, nie było żadnych korków, po prostu wjechaliśmy do miasta i tyle. Pierwsza reakcja: "To my już w tym słynnym Saint Trope jesteśmy?' Nie wiem, czego się spodziewałam, chyba jakiegoś wielkiego wow, to był jedyny punkt wyprawy niewygooglowany, nie widziałam żadnych zdjęć, nie wiedziałam czego się spodziewać, a nie wiedzieć czemu w mojej małej główce to słynne miejsce wykreowane przez rich and famous jakiś większy polot powinno mieć. W końcu z jakiegoś względu musieli sobie upodobać to miejsce. Zatrzymuje się najpierw w pobliżu Portu Grimaud. Jakimś cudem udaje nam się zaparkować za darmo. Przechodząc przez ogromne pole kempingowe docieramy do plaży. Ludzi taka ilość, że ciężko było się przez tę plażę przedostać. Idąc w prawo, przeszliśmy niemal do samego końca, tam było nieco luźniej. Wynajęliśmy sobie dwa leżaczki z parasolem i zaczynamy plażing i smażing Wreszcie przydał się na coś mój strój kąpielowy
http://www.addicted-to-passion.com
Plaża taka sobie, jakiegoś wrażenia na nas nie zrobiła. Po leżakowaliśmy kilka godzin i stwierdziliśmy, że jedziemy do centrum St.Tropez. Tam parkujemy samochód przy porcie, mimo, że parking wielki, to trochę się po nim nakręciliśmy, żeby znaleść wolne miejsce. Ledwo z niego wyszliśmy zagadała nas jakaś pani, z ofertą popływania statkiem wzdłuż wybrzeża i pooglądania posiadłości sławnych i bogatych. Ponieważ nie mieliśmy jakiegoś planu na resztę dnia, popatrzyliśmy na położenie słońca, pod kątem zdjęć (takie tam nasze zboczenie zawodowe i zgodnie stwierdziliśmy, że dajemy się namówić na godzinną przejażdżkę. Sam rejs statkiem oczywiście przyjemny, ale dla mnie wszystkie rejsy są super, natomiast co do widoków no to umówmy się, d..y nie urywały. Te domki gdzieś tam w oddali, niektóre jakby opuszczone, jakaś stara, nieciekawa architektura, no zachwycać się nie było czym.
http://www.addicted-to-passion.com
Rejs się skończył, idziemy zatem do portu, pooglądać te wszystkie wypasione jachty. Hmmm...no nie wiem, albo ja jakaś inna jestem, albo to miasteczko jest mega przereklamowane. To już port w Marsylii bardziej mi się podobał, przynajmniej miał fajny kształt, był duży, fajne widoczki z niego, a tutaj, wszystko jakieś małe, czystością też nie grzeszyło. Pytam Marcela, czy to oby właściwy port, może mają jeszcze jakiś jeden, ale ten twierdzi, że nie, że to właśnie St. Tropez. No dobra, to idziemy na jakiegoś drinka, na pewno serwują tutaj pyszne. Pakujemy się do pierwszej knajpki, która przyciągnęła nas ekskluzywnym wyglądem, pięknymi białymi sofami, podobnymi do tych w Papagayo na Teneryfie. Po wymianie kilku zdań z kelnerką okazało się, że jeszcze kilka tygodni temu było tam właśnie Papagayo, ale zostało sprzedane. No to od razu zamówiłam sobie ulubioną Pina Coladę, bo właśnie w Papagayo piłam najlepszą w życiu, Marcel standardowo mohito. No cóż, nie dość, że tym razem była to najgorsza Pina Colada w życiu, to jeszcze przy płaceniu okazało się, że też najdroższa....ehh...chyba nie polubię tego St. Tropez!
http://www.addicted-to-passion.com