--------------------

____________________

 

 

 



Malezja - nasze "the best of" czyli Borneo, Redang i K.Lumpur

288 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
Mika
Obrazek użytkownika Mika
Offline
Ostatnio: 7 lat 5 miesięcy temu
Rejestracja: 19 mar 2014
Malezja - nasze "the best of" czyli Borneo, Redang i K.Lumpur

Wrócilismy tydzień temu z rodzinnego, 14 dniowego wypadu do Malezji i postaram się tu zamieścić jak najwięcej wskazówek z podrózy i mam nadzieję "zarazić" kierunkiem jak najwięcej osób, bo jest grzechu wart Smile

Bilety główne kupione wiosną, w promo, w Lufie, Waw-Sin-Waw 2.300zł.

Pozostałe przeloty (SIN-K.Lumpur-Sin; K.Lumpur - Sandakan; Tawau - K.Lumpur; K.Lumpur - K.Terengganu-K.Lumpur) wszystkie 6 lotów wewn. w Air Asia, hotele bukowane na agoda.com. Reszta załatwiana na miejscu (autobus, wycieczki, transfery, prom...itp)

W dzień wylotu naszą familię dopadła jakaś zaraza żołądkowa i już myślałam że nie będzie nam dane przeżyć tej cudownej malezyjskiej przygody Diablo a było to tak...

Wylot mielismy ok 18.40 z Warszawy. 

Tego dnia, od rana Michał narzekał na żołądek, że mu niedobrze, że mdli, że chyba będzie wymiotował... Ja w ferworze przygotowań, między pakowaniem walizek a sprawami biurowymi, chodziłam do niego do pokoju i sprawdzałam jak się ma. Polegiwał ale gorączki nie było, co mnie pocieszało. Jak zwymiotował koło południa to mi się nogi ugięły... za parę godzin ruszamy a dziecko pokłada się, rzyga i zdecydowanie nie jest w wyjazdowym nastroju... Wacko No miałam jedynie nadzieje, że mu ulży i wszystko przejdzie...

żeby nie było tak lekko i przyjemnie i jak to na bliźniaki przystało... Filip oczywiście tez zaczął niedomagać. Pokładał się już o 13.00. Mówił że chce mu się spać i źle się czuje... Ja od zmysłów odchodziłam... o 16.00 próbuję nakarmic rodzinę obiadem... oprócz Michała oczywiście, bo stwierdziliśmy że lepiej jak się przegłodzi. Filip nie chce nic jeść mówi że mu strasznie niedobrze, Paweł ledwo dziubie i mówi że też mu coś w zołądku się dziwnie przelewa i pobolewa... a ja juz nic nie mówiąc czułam to samo, ledwo wepchnęłam w siebie cokolwiek. Sama nie wiedziałam czy to z nerwów, czy faktycznie jakaś cholera nas "toczy".

Jakimś cudem pozbierałam do kupy siebie i resztę załogi, przykazałam się poubierać i pojechaliśmy na lotnisko. Miałam oczywiście przygotowane wszelakie woreczki, papierowe, foliowe, poupychane po kieszeniach... wiadomo na co...

Filip już prawie z torebki korzystał w taxi, ledwo dojechał na lotnisko... na szczęście zdążył dobiec do łazienki.

Myslę sobie, dobry znak. Zwrócił, to mu może też ulży... Patrzymy na Michała, już całkiem dobrze się czuje, dopytujemy, mówi, że duzo lepiej, więc się  pocieszamy, że i Filipowi zaraz przejdzie. Przechodzimy odprawę paszportową, bramki kontrolne i czekamy na lot.

Mam kotłowaninę mysli... czy dobrze aby robimy, czy lecieć... a jak nas z Pawłem też rozłoży, a jak dzieci będzie parę dni trzymało, jak  my damy radę z tymi długimi lotami.... ale... znowu jak zrezygnujemy i jak chłopakom faktycznie przejdzie, na co się zapowiada, to przecież sobie nie daruję że się poddalismy...

Z duszą na ramieniu, ze strasznymi wątpliwościami i obawami wsiedliśmy do opóźnionego o 20 min samolotu. Lot przeszedł spokojnie, ale we Fraknfurcie, przez to początkowe opóźnienie mieliśmy zaledwie 30 min na przebiegnięcie prawie całego terminala. Dalej chyba nie mogło już byc. Wysiedliśmy przy początkowym gacie "A", a odlot do Sin. był z gate'u "Z 62"... więc dosłownie ze 2 km do pokonania...

Jak przy wysiadaniu z samolotu pracownik informował o przesiadkach i usłyszeliśmy że Verona odleciała, że ludzie nie mają szans, a że nasz jeszcze czeka, żeby biec, to w te pędy...

Pędzilismy przez to lotnisko jak harty wyscigowe, a za nami jeszcze jakies "ogony", co dopytywali się czy my tez na tranzyt do Singapuru.

Jedyna pociecha, że chłopaki odzyskali formę i nawet dawali radę. To mnie trzymało przy życiu, bo sama czułam się coraz gorzej. Zamykałam juz na końcówce nasz peleton, ledwo biegłam, było mi niedobrze i czułam że dzieje się coś niedobrego...

Dopadliśmy do bramek, stewardesy widzą nas zziajanych, spoconych, więc śmiejąc się uspokajają że "easy, easy", "calm down". No to i nam ten spokój się udzielił. Pytam tylko, czy jest szansa na bagaż, czy z nami poleci, bo w Singapurze zaraz mamy przesiadkę. Usłyszeliśmy odpowiedź, że powinno byc ok, że zazwyczaj zdążają w takim przypadku... czyli mozna zająć miejsce i się wyluzować, bo czeka nas 12,5 godzinny lot.

Niestety jeszcze przed startem samolotu sama "odleciałam". Sraciłam przytomność, juz pozapinana w pasy, jak szykowalismy się do kołowania... Może z tego wysiłku, może z całodniowego stresu ale też i chyba od żołądka, bo jednocześnie ja też dołączyłam do rodzinnego grona "obrzygańców". Torebeczka samolotowa bardzo się przydała...

No to super! jeszcze nie wystartowaliśmy, a ja już mam serdecznie dość i czuję że nie przetrwam tego rejsu, że chyba umrę po drodze... wakacje zaczęły się fantastycznie... marzę o prysznicu, o umyciu zębów, o przebraniu się... a tu caaaałe 12,5 godziny koszmaru... 

cdn

anusia
Obrazek użytkownika anusia
Offline
Ostatnio: 4 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 03 wrz 2013

Clapping Dance 4  Fajnie, że piszesz Good

Nie ważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy Biggrin  mam nadzieję, że dalej bylo już tylko lepiej

julka2
Obrazek użytkownika julka2
Offline
Ostatnio: 7 lat 8 miesięcy temu
Rejestracja: 05 wrz 2013

o matko ale się zaczęło pechowo Shok

Kolka
Obrazek użytkownika Kolka
Offline
Ostatnio: 8 lat 3 miesiące temu
Rejestracja: 09 wrz 2013

O rany! Mika - jak się cieszę na Twoją relację! Yahoo oczywiście współczuję początku podróży. I jak to "straciłaś przytomność"?? Tak całkiem? czy po prostu zasłabłaś?

Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 6 godzin 7 minut temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Mika, o rany ,ale poczatek wyprawy Bad wyobrazam sobie co przechodziłas ...czekam z niecierpiwoscia na cd

No trip no life

Mika
Obrazek użytkownika Mika
Offline
Ostatnio: 7 lat 5 miesięcy temu
Rejestracja: 19 mar 2014

Witajcie!

Anusia Biggrin potem było ze zdrowiem ok, ale końcówka była dla mnie znów kiepska i wracałam w nielepszej formie (straszny kaszel), ale o tym później

Julka Biggrin

Kolka Biggrin ... tak całkiem mi się film urwał. Pierwszy raz w życiu tak kompletnie, że nic nie pamiętam. Przed właściwym zemdleniem miałam ze 3 razy uczucie jak bym mdlała, że mi się ciemno, głucho robi, ale jakoś to opanowywałam, a jak juz się nie mogłam odpiąć bo start, to byłam bezradna i kaput... Obudziło mnie dopiero zamieszanie, że coś sie dzieje, że ktoś krzyczy, klepali mnie po twarzy (Paweł i Filip, bo stewardesy siedziały juz zapięte i nawet nie wiedziały)...

Mika
Obrazek użytkownika Mika
Offline
Ostatnio: 7 lat 5 miesięcy temu
Rejestracja: 19 mar 2014

Nelcia witaj, Biggrin ja wiem że Ty mnie dobrze rozumiesz Crazy ... po Twoich perypetiach na rejsie...

Teraz to już się z tego śmiejemy ale wtedy to był koszmar dla nas wszystkich... Paweł był tak przerażony... że nigdy go takiego nie widziałam... dosłownie. Był roztrzęsiony, zielony ze strachu i serce mu tak waliło...

Kolka
Obrazek użytkownika Kolka
Offline
Ostatnio: 8 lat 3 miesiące temu
Rejestracja: 09 wrz 2013

Oj, to poważnie było Shok całe szczęście, że się wszystko dobrze skończyło. Naprawdę bardzo, ale to bardzo Ci współczuję. Dla mnie każda długa podróż jest koszmarem, a jeszcze w takiej niedyspozycji....po prostu szok!

Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...

Mika
Obrazek użytkownika Mika
Offline
Ostatnio: 7 lat 5 miesięcy temu
Rejestracja: 19 mar 2014

Koleczko, bardzo się przywiązałam do Twojego poprzedniego avatarka i nie mogę się teraz przyzwyczaić że Ty to Ty... takiego słodziaka miałaś...

anusia
Obrazek użytkownika anusia
Offline
Ostatnio: 4 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 03 wrz 2013

Mika, a wiesz co Wam zaszkodziło? jakaś grypa żołądkowa? czymś się zatruliście?

Mika
Obrazek użytkownika Mika
Offline
Ostatnio: 7 lat 5 miesięcy temu
Rejestracja: 19 mar 2014

Droga nam mija na podsypianiu. Lot nocny, więc trochę łatwiej się znosi. Bardzo opiekuńcze mamy stewardesy i przejmują się moją dolegliwością, bo zaraz wyczaiły, że coś nie halo. Wypytują dokładnie o objawy i radzą pić dużo coli i zjeść słone ciasteczka żeby dostarczyć elektrolitów z soli. Cola ponoć dobrze podnosi ciśnienie a to co miałam, zasłabnięcie,  to mówią że taka utrata świadomości to krążenie, że straszny spadek ciśnienia... Nawet kobieta bada mi tętno. Jest ok. Już mi ogólnie lepiej. Po paru godzinach już się b. dobrze czuję.

Dolatujemy do Singapuru o 16.00. Mamy 3 godz. na przesiadkę ale zanim wychodzimy z bagażem z naszego terminalu to już mija godzina. Zmieniamy terminal i jedziemy skytrain na drugi, żeby nadac bagaże do KUL. Nadane. Mamy teraz 1,5 godz do odlotu a 1 godz. do boardingu. Postanawiamy wrócić na tamten terminal 2, żeby zjeść zupkę tajską. Trafiamy do fantastycznej tajskiej kuchni. Bierzemy tom yum x 4. Jest rewelacyjna!!!!! Delektujemy się ostrymi zupkami i mija nam czas. Jak wracamy na terminal 1 to okazuje się, że są ogromne kolejki do odprawy celnej i byśmy nie zdążyli.... Mówię o tym pracownicy lotniska, która przejęta prowadzi nas bokiem do "imigracji" i tam szybko załatwiają nam stosowne pieczątki, że możemy biec do gatu. Okazuje się że to daleko i znów wyścig z czasem. Już mamy "final call", wzywają nas. Znów nam się udaje! Zdążamy wpaść do bramki i zaraz za nami kończy się boarding i ruszamy.

Z góry pięknie widać nocą Singapur a chwilę później Kuala Lumpur! Jest ogromne i przepięknie oświetlone!

cdn

Strony

Wyszukaj w trip4cheap