Mika ja Was podziwiam kochani że po wyjściu z samolotu zamiast kilku dni laby i odpoczynku po podróży mieliście od razu 600 km do zrobienia
Asiu,
Ania nam powiedziała, że jak się na selfa przyjeżdża, to nie puszczają gości od razu tego samego dnia w drogę. Wtedy koniecznie odpoczynek w stolicy i rano się rusza. To niepotrzebne ryzyko. Kierowca zmęczony, niedospany i trasa 680km.., to mogłoby się źle skończyć. A tu nas Erastus "świeżutki odebrał" więc my mogliśmy sobie podsypiać w Landrynie
Mika dziękuję bardzo Przepraszam, że się wcinam, ale jak oceniasz ten pierwszy najdłuższy odcinek do przejechania? A tak w ogóle to po każdym zdjęciu musiałabym napisać rewelacja
P.S.
lordowski :
Erastus zgubił trasę do Twojej - naszej lodgy (zresztą jechał tam pierwszy raz), zaczął padać deszcz (na Namibię mało oczekiwane), dach zaczął przeciekać w landrynie... żebyś widziała wtedy minę Erastusa... noc ciemno... niewiadomo gdzie jechać...
to my do czerwoności Erastuska nie doprowadzalismy hi hi hi... ale puścił Chłopina farbę dopiero na wybrzeżu, jak dobrze mu wina polaliśmy do kieliszka i sie wyluzował... choc to gość w sumie na luzie, nie mówiąc o wielkim poczuciu humoru. Tak więc tez napiszę jak będziemy w Walwis Bay jak to naprawdę z nami i z Wami było...
Wstajemy na wschód słońca… no może chwilę po wschodzie, jak już coś widać. Idziemy z Pawłem na obchód terenu hotelowego czyli domków porozrzucanych wśród skał.
Nasze pokoje są w „brzydszej części”, tzn my jesteśmy w zwykłych szeregowo ustawionych betonowych domkach. Ale czy to ma znaczenie?? Przyjechaliśmy już po ciemku, w środku super komfort, ślicznie, ciepło, mięciutko, jest prąd… czego więcej oczekiwać, to tylko 1 noc, zaraz pędzimy dalej, a na te cuda można przecież przyjść i popatrzeć.
Te pośród skał, reklamujące hotel są niessssamowiteeee…. Musieliśmy tam pobiec, na drugą część ośrodka i je oblukac w pierwszych promykach słońca. No czyż nie są cudne???
Potem jeszcze spacer w stronę skał i podziwianie roślinności ogrodu hotelowego, śniadanko, ostatnia fotka w pięknej lodgy i w drogę!
a to chyba na największym wypasie apartamencik, jedyny taki, jakiś chyba prezydencki suite...
No to w drogę. Dziś mamy tylko i aż 300km do zrobienia, już nie po asfalcie, zacznie się offroad, ale na to przecież czekamy.
Mała przerwa na rozprostowanie nóżek
i dalej w drogę
Robi się bardziej zielono. Jest rzeka, jest bujna roslinność, jak to cieszy po takich suchych krajobrazach, jakie podziwiamy od wczoraj...
sprawdzamy trasę na mapie i za chwilę dalej w drogę
Samotny oryks
a młodzi czytają, nie zawsze podziwiają co za oknem...
Mijamy wiele kopalni po drodze. Namibia czerpie ogromne zyski z wydobycia metali i kamieni szlachetnych. Mają ogromną ilość kopalni różnych rud, złota, miedzi, cynku, ołowiu, uranu, diamentów... i Bóg wie co jeszcze... To bardzo bogate tereny!!! Na szczęście krajobraz kopalniany nie przypomina naszego Śląska i hałd węgla...
Na sporym obszarze wydobycia diamentów, przez który przebiegała nasza trasa nie wolno nam się było zatrzymywać. Jedynie tylko szybko przejechać. Są bramki kontrolne na początku i na końcu. Pewnie dają sobie znac kto kiedy wjechał...
Erastus z dużą powagą nam opowiada, jak kiedyś na wyjeździe z tych kopalni mieli kontrolę bagaży i samochodu... Szok, wyobrazamy sobie grzebanie w naszych bagażach... Przeciez takie diamenty mozna ukryć na milion sposobów... jaką kontrolę trzeba by przeprowadzić żeby to znaleźć... To chyba robią tylko żeby ludzi postraszyć, żeby potem sobie opowiadali że kontrolują i żeby każdemu odechciewało się stanąć nawet za potrzebą...
Mijamy jeszcze po drodze muzeum jeńców wojennych, tak to sobie przetłumaczyliśmy, i powoli zbliżamy się do naszego miejsca noclegowego w Aus... Nazwa czysto niemiecka...
Erastus w drodze nam tłumaczył jaki nocleg nas czeka. Ja myslałam że mamy tu lodge, a to nie do końca tak... Jest przejęty, że myśleliśmy że to komfortowy hotel i tłumaczy nam, że to nie będzie do końca lodge... że nie będzie indywidualnych pokoi, tylko będa dwie koedukacyjne duże "izby" z łóżkami piętrowymi... i jest tym mocno przejety jak my zareagujemy... My oczywiście uchachani. Pytamy tylko czy będzie ciepła woda i jak się okazuje że tak, że jest łazienka, to jesteśmy już happy.
Całe te okoliczności, to muzeum ofiar wojny mijane przed chwilą, ta nazwa z niemiecka AUS i to zbiorowe spanie powoduje, że naszą miejscówkę nazywamy "BARAKIEM KONCENTRACYJNYM" i od tej pory jak mówimy o naszym baraku koncentracyjnym, to od razu każdy ma przed oczami to jakże cudowne miejsce, jak się potem okazuje...
Tuż przed dojechaniem do naszego noclegowiska mijamy taki oto porzucony i podziurawiony kulami wrak samochodu
Legenda głosi, że rabusie diamentów z okoliczej kopalni uciekali obłowieni i policja ich tu dogoniła. Te dziury to faktycznie od kul. Diamentów ponoć do dziś nie znaleziono...
A to juz przy naszym baraku
to kuchnia w środku "baraku" i nasza kolacja
Zanim jednak Erastus upichcił nam kolacyjkę, to my jeszcze wybraliśmy sie na pobliski szczyt oblukac zachód słoneczka
młodzież "rozłazi" się po skałach...
Po kolacji, jak na barak koncentracyjny przystało bardzo wesoło było. Humory nam wyjątkowo dopisywały i to wtedy były najpiekniejsze gwiady wszechświata. Tu pośród skał, z dala od miast, świateł, bez księżyca wszystkie gwiazdy były jak na dłoni. Całą droga mleczna cudownie widoczna, az skrzyło sie od tych migoczących światełek.
Magia tego miejsca jest wielka, a to że trochę ciemno, że jedna żaróweczka na całą salę, że po 5 łóżek piętrowych w sporych pomieszczeniach, że tylko 2 prysznice... że toaleta bez wody... to nie miało znaczenia...
a'propos pierwszego odcinka do przejechania, to spoko, bo to asfalt i się pędzi dozwolone 120km/h, tylko nie w dniu przylotu... tak jak Bocianki radzą, dzień odczekac i dopiero ruszyć.
Ja bym sie zdała w 100% na ich doświadczenie i porady. Ze swojej strony mogę tylko zachęcić do takiej formy, do selfa. Tylko mądrze planować przejazdy, nie wieczorem...
Mapy ponoś ma się dobre, tam oznaczenia rozjazdów/krzyżówek sa bardzo dobre!!! Te ich Toyotki nowe, więc chyba tez nie ma ryzyka awarii...
a'propos pierwszego odcinka do przejechania, to spoko, bo to asfalt i się pędzi dozwolone 120km/h, tylko nie w dniu przylotu... tak jak Bocianki radzą, dzień odczekac i dopiero ruszyć.
Ja bym sie zdała w 100% na ich doświadczenie i porady. Ze swojej strony mogę tylko zachęcić do takiej formy, do selfa. Tylko mądrze planować przejazdy, nie wieczorem...
Mapy ponoś ma się dobre, tam oznaczenia rozjazdów/krzyżówek sa bardzo dobre!!! Te ich Toyotki nowe, więc chyba tez nie ma ryzyka awarii...
Bierz selfa!
Mika dziękuję bardzo ! Oj marzy mi się jak nie wiem, ale wiesz jakie człowieka dopadają dylematy
Mika dziękuję bardzo Przepraszam, że się wcinam, ale jak oceniasz ten pierwszy najdłuższy odcinek do przejechania? A tak w ogóle to po każdym zdjęciu musiałabym napisać rewelacja
P.S.
Udaję, że nie widzę tego wpisu w kontekście selfa
...nieważne gdzie, ważne z kim...
Czerwony Murzyn to pikus przy czerwonym mariniku czytajacym i ogladajacym niniejsza relacje.
Jejkuuuuuu ja tam chceeeeee !!!!!!!
Moje Pstrykanie i nie tylko
Lordziu,
to my do czerwoności Erastuska nie doprowadzalismy hi hi hi... ale puścił Chłopina farbę dopiero na wybrzeżu, jak dobrze mu wina polaliśmy do kieliszka i sie wyluzował... choc to gość w sumie na luzie, nie mówiąc o wielkim poczuciu humoru. Tak więc tez napiszę jak będziemy w Walwis Bay jak to naprawdę z nami i z Wami było...
zaraz skrobnę cd
Mika..... fotki takie że mi mowę odjęło, aż wstyd pokazywać swoje......... super wyprawa.....
Dzień 2
Wstajemy na wschód słońca… no może chwilę po wschodzie, jak już coś widać. Idziemy z Pawłem na obchód terenu hotelowego czyli domków porozrzucanych wśród skał.
Nasze pokoje są w „brzydszej części”, tzn my jesteśmy w zwykłych szeregowo ustawionych betonowych domkach. Ale czy to ma znaczenie?? Przyjechaliśmy już po ciemku, w środku super komfort, ślicznie, ciepło, mięciutko, jest prąd… czego więcej oczekiwać, to tylko 1 noc, zaraz pędzimy dalej, a na te cuda można przecież przyjść i popatrzeć.
Te pośród skał, reklamujące hotel są niessssamowiteeee…. Musieliśmy tam pobiec, na drugą część ośrodka i je oblukac w pierwszych promykach słońca. No czyż nie są cudne???
Potem jeszcze spacer w stronę skał i podziwianie roślinności ogrodu hotelowego, śniadanko, ostatnia fotka w pięknej lodgy i w drogę!
a to chyba na największym wypasie apartamencik, jedyny taki, jakiś chyba prezydencki suite...
No to w drogę. Dziś mamy tylko i aż 300km do zrobienia, już nie po asfalcie, zacznie się offroad, ale na to przecież czekamy.
Mała przerwa na rozprostowanie nóżek
i dalej w drogę
Robi się bardziej zielono. Jest rzeka, jest bujna roslinność, jak to cieszy po takich suchych krajobrazach, jakie podziwiamy od wczoraj...
sprawdzamy trasę na mapie i za chwilę dalej w drogę
Samotny oryks
a młodzi czytają, nie zawsze podziwiają co za oknem...
Mijamy wiele kopalni po drodze. Namibia czerpie ogromne zyski z wydobycia metali i kamieni szlachetnych. Mają ogromną ilość kopalni różnych rud, złota, miedzi, cynku, ołowiu, uranu, diamentów... i Bóg wie co jeszcze... To bardzo bogate tereny!!! Na szczęście krajobraz kopalniany nie przypomina naszego Śląska i hałd węgla...
Na sporym obszarze wydobycia diamentów, przez który przebiegała nasza trasa nie wolno nam się było zatrzymywać. Jedynie tylko szybko przejechać. Są bramki kontrolne na początku i na końcu. Pewnie dają sobie znac kto kiedy wjechał...
Erastus z dużą powagą nam opowiada, jak kiedyś na wyjeździe z tych kopalni mieli kontrolę bagaży i samochodu... Szok, wyobrazamy sobie grzebanie w naszych bagażach... Przeciez takie diamenty mozna ukryć na milion sposobów... jaką kontrolę trzeba by przeprowadzić żeby to znaleźć... To chyba robią tylko żeby ludzi postraszyć, żeby potem sobie opowiadali że kontrolują i żeby każdemu odechciewało się stanąć nawet za potrzebą...
Mijamy jeszcze po drodze muzeum jeńców wojennych, tak to sobie przetłumaczyliśmy, i powoli zbliżamy się do naszego miejsca noclegowego w Aus... Nazwa czysto niemiecka...
Erastus w drodze nam tłumaczył jaki nocleg nas czeka. Ja myslałam że mamy tu lodge, a to nie do końca tak... Jest przejęty, że myśleliśmy że to komfortowy hotel i tłumaczy nam, że to nie będzie do końca lodge... że nie będzie indywidualnych pokoi, tylko będa dwie koedukacyjne duże "izby" z łóżkami piętrowymi... i jest tym mocno przejety jak my zareagujemy... My oczywiście uchachani. Pytamy tylko czy będzie ciepła woda i jak się okazuje że tak, że jest łazienka, to jesteśmy już happy.
Całe te okoliczności, to muzeum ofiar wojny mijane przed chwilą, ta nazwa z niemiecka AUS i to zbiorowe spanie powoduje, że naszą miejscówkę nazywamy "BARAKIEM KONCENTRACYJNYM" i od tej pory jak mówimy o naszym baraku koncentracyjnym, to od razu każdy ma przed oczami to jakże cudowne miejsce, jak się potem okazuje...
Tuż przed dojechaniem do naszego noclegowiska mijamy taki oto porzucony i podziurawiony kulami wrak samochodu
Legenda głosi, że rabusie diamentów z okoliczej kopalni uciekali obłowieni i policja ich tu dogoniła. Te dziury to faktycznie od kul. Diamentów ponoć do dziś nie znaleziono...
A to juz przy naszym baraku
to kuchnia w środku "baraku" i nasza kolacja
Zanim jednak Erastus upichcił nam kolacyjkę, to my jeszcze wybraliśmy sie na pobliski szczyt oblukac zachód słoneczka
młodzież "rozłazi" się po skałach...
Po kolacji, jak na barak koncentracyjny przystało bardzo wesoło było. Humory nam wyjątkowo dopisywały i to wtedy były najpiekniejsze gwiady wszechświata. Tu pośród skał, z dala od miast, świateł, bez księżyca wszystkie gwiazdy były jak na dłoni. Całą droga mleczna cudownie widoczna, az skrzyło sie od tych migoczących światełek.
Magia tego miejsca jest wielka, a to że trochę ciemno, że jedna żaróweczka na całą salę, że po 5 łóżek piętrowych w sporych pomieszczeniach, że tylko 2 prysznice... że toaleta bez wody... to nie miało znaczenia...
cdn
obłędne te domki i ich okolica
Asiu,
a'propos pierwszego odcinka do przejechania, to spoko, bo to asfalt i się pędzi dozwolone 120km/h, tylko nie w dniu przylotu... tak jak Bocianki radzą, dzień odczekac i dopiero ruszyć.
Ja bym sie zdała w 100% na ich doświadczenie i porady. Ze swojej strony mogę tylko zachęcić do takiej formy, do selfa. Tylko mądrze planować przejazdy, nie wieczorem...
Mapy ponoś ma się dobre, tam oznaczenia rozjazdów/krzyżówek sa bardzo dobre!!! Te ich Toyotki nowe, więc chyba tez nie ma ryzyka awarii...
Bierz selfa!
Bepi, a co Ty jeszcze w skałkach porabiasz??? Nie po plażyczkach na googlach buszujesz??? Masz już wszystko obcykane? W sobotę wylot, tak?
No prosze - nawet bepi lazury nieba urzekaja i suchosc nie przeszkadza. Dla mnie - rewelacja, a barak - calkiem fajny.
Moje Pstrykanie i nie tylko
Mika dziękuję bardzo ! Oj marzy mi się jak nie wiem, ale wiesz jakie człowieka dopadają dylematy
...nieważne gdzie, ważne z kim...