Jesteś tutaj
Jesteś tutaj
Powinna pojawić się relacja Alamed - po ukwieconych halach Małej Fatry, ale ... To trochę dla zawstydzenia moja majówka z 2007 roku z kwiatkami w tle. Tym razem wyłącznie przyroda, a nie katedry. Tak wiem, wszyscy zawsze wypoczywają nad morzem i mało jest góroczłapów. Teraz też już po górkach nie chodzę, ale kiedyś to był ulubiony sposób wypoczynku - taki wypoczynek przez umęczenie, a może wypoczynek po umęczeniu. Może z mojej wycieczki ktoś se coś wybierze by poczłapać po obcych górkach. Niestety nie umiem podać adresu, a szkoda bo fajnie było. Kamence (Niżne lub Vyszne) deko przed Terchovą domek nr. 16 przy głównej drodze, kilkupokojowy, wspólna kuchnia do dyspozycji z możliwością podebrania napojów z % (do rozliczenia przy wyjeździe). Właściciel mieszkający w Żilinie i obecny jedynie przy zakwaterowaniu i wyjeździe. Rezerwacja wtedy przez Limbę. Oczywiście od tego czasu wiele musiało się zmienić, a na Słowacji płaci się dziś euro. Gdyby jakimś cudem Alamed się odnalazła to oczywiście może tu wkleić kilka aktualnych foto lub jakieś aktualne INFO. Po drodze zatrzymujemy się na spacer w Żylinie i oglądamy zewnętrznie zamek w Bojnicach. Przyjeżdżamy na miejsce zgodnie z ustaloną telefonicznie godziną i tego dnia po rozpakowaniu robimy tylko rozpoznanie najbliższej okolicy czyli spacer szosą w kierunku Terchovej - jest restauracjo bar, są 2 sklepy; da się żyć. Kilka słów o słowackich górach - jest ich sporo, są piękne, mają ciekawie poprowadzone szlaki; jednym słowem godne polecenia. I jedna uwaga - podany czas przejścia szlaku to, inaczej niż u nas, czas rzeczywisty potrzebny na przejście dla dobrze chodzącego, jeśli kto chodzi słabo - pójdzie dłużej. To był mój pierwszy wyjazd z aparatem cyfrowym (nota bene pożyczonym) więc foto będzie niezbyt wiele, bo gdzieś w podświadomości było zakodowane - foto kosztuje. I tak w Żylinie jedynie foto kśc św Pawła na rynku oraz katedra św Trójcy z pomnikiem Cyryla i Metodego na następnym placu. I nie ma nawet małych urokliwych domków przy rynku.
Zamek w Bojnicach oglądamy jedynie zewnętrznie (wchodzić będziemy dopiero na następnej majówce) mimo długiej historii, po XIX wiecznej przebudowie - neogotycki i trochę taki bajkowy, ale miły dla oka.
papuas
To nasz domek i spacer do Terchowej.
Następnego dnia najwyższy szczyt - Velky Fatransky Krivań. Wtedy można było wjechać samochodem do doliny Vratnej, a przy rozpoczynających się szlakach były darmowe parkingi. Jedziemy na koniec doliny Vratnej zostawiamy samochód i zamiast się drapać (cóż starość łasa na wygody) wjeżdżamy wyciągiem na przełęcz pod VFK. Oczywiście wchodzimy na szczyt, chociaż bez widoków, bo w chmurach. Wracamy w pobliże wyciągu i granią przechodzimy Chleb oraz Steny i z Południowego Grunia „schodzimy” żółtym szlakiem pod dolną stację wyciągu do samochodu. No właśnie „schodzimy”, a właściwie zjeżdżamy poślizgami, bo szlak prowadzi trawiasto błotnistym stromym stokiem narciarskim. Na foto stojący u wylotu Vratnej srebrny Janosik i przejście miejscami zaśnieżoną granią. Pod Chlebem spotykamy kwitnący w kosówce wawrzynek wilcze łyko.
I spojrzenie na zaśnieżoną grań z której przed chwilą zeszliśmy. Pozostało zejście do doliny - emocje były, bo mnóstwo zjazdów na butach oblepionych błotkiem (tzw zjazdy kontrolowane), bo na szczęście obyło się bez doopozjazdu.
papuas
Kolejny dzień pogoda słoneczna. Podjeżdżamy samochodem pod niebieski szlak przez Diery (jakieś 3 km za wylot doliny Vratnej) i idziemy wąwozami wzdłuż potoku na przełęcz Między Rozsutcami. Chwila relaksu na łące pokrytej wiosennymi kwiatami, kontemplacja widoków i idziemy na Mały Rozsutec. Na przełęczy jest informacja, że szlak na Wielki Rozsutec otwarty będzie od 1 czerwca i teraz jest zakaz. Mimo to nieliczni (Polacy) idą, nie umieją przecie czytać po słowacku. Wejście i zejście na Mały dość strome, ale kamieniste i bez poślizgów. Schodzimy więc zielonym do samochodu. Wracając zatrzymujemy się przed kościołem w Terchowej i idziemy zobaczyć ruchomą szopkę (czynna cały rok). W kościele kończy się ślub i wszystkich obecnych przed kościołem częstują weselną wódką. Po obejrzeniu w przedsionku szopki czekaliśmy aby jeszcze obejrzeć wnętrze. Odmówić nie wypada.
Miało być z kwiatami w tle - więc przy potoku jak można zauważyć kwitną kępy kaczeńców, a na skałach nieliczny urdzik karpacki.
papuas
Prawda, że fajnie iść pod górę wzdłuż potoku?? Widoki cały czas gwarantowane. Tak, w Dierach nie ma panoramek i widoków na dalszą okolicę, te będą dopiero po wyjściu na przełęcz, ale widoki na najbliższą okolicę w pełni rekompensują panoramki. Idziemy więc pod górę czasem jak w bloku - po schodach i docieramy na przełęcz między Małym, a Wielkim Rozsutcem. No są i nieliczne drabinki.
Spojrzenie poprzez choinki na szczyt Wielkiego Rozsutca i jesteśmy na przełęczy.
papuas
Papuas brawa za kolejną relację i nie tylko brawa
Głowiłam się czytając tytuł relacji .. o co chodzi z tym MF ?? ok, teraz już wiem. Fajnie ,że nam ją pokażesz .
I masz rację i dobrą pamięć - Alamed tez tam była i to całkiem niedawno.. ale czy stanie się ten cud o którym piszesz ?
No trip no life
W tych miejscach jeszcze nie byłam więc z uwagą czytam. AA drabinki... były ok?
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
no nie pokażę, bo to raptem tylko trzy dni pobytu w górach - dłuższy pierwszomajowy weekend Wychodzimy więc na przełęcz; no to można leżeć i kontemplować - z jednej strony Wielki, a z drugiej Mały Rozsutec, z trzeciej widok na Tatry, a na górskiej łące pięknie kwitną intensywnie niebieskie goryczki wiosenne.
No dość byczenia się, trza ruszać, bo Mały czeka. W trakcie podchodzenia odsłaniają się jeszcze widoki na wczoraj przebytą trasę - tam "tys piknie".
No i szczytujemy; krótki odpoczynek (stromo było), obejrzenie widoków 360 st i powoli będziemy schodzić.
papuas
No, widoczki super!
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
witaj Asia słowackie szlaki zawsze są dobrze ubezpieczone; tutaj na szlaku przez Diery raptem jedna czy dwie drabinki. Fakt, tutejsze szlaki to często ostre podejścia pod górę, ale przed 60tką spoko dałem radę i mieściłem się w wyznaczonym czasie przejścia. Byłem tu wcześniej w młodości, a teraz w 4 osoby (szwagierka i najmłodszy szwagier). Pamiętając nieco realia - pierwszy dzień bez wysiłku - wyciąg na Snilovske Sedlo, a potem prawie po równym no i tylko ostre zejście. Wchodzenie po podestach, schodkach wtedy mnie nie męczyło - równy odmierzony krok, a szlak jak napisałem dobrze ubezpieczony. W Słowackim Raju zdecydowanie więcej drabinek, ale również dobrze ubezpieczonych, a szlaki często jednokierunkowe, by w trudniejszych miejscach nie było mijanek.
papuas
Na szczyt weszli i tacy którzy tłoku nie lubią, więc siedzą osobno, chociaż nie całkiem bezpiecznie - na skalnej grzędzie. Posiedzieli, popatrzyli i trza schodzić. Początkowo wśród kosówki (jest się w razie poślizgu czego złapać) z widokami na wczoraj przebytą drogę, a niżej przez las i są kwiatki, no może rośliny - kwitnący żywiec dziewięciolistny i rosnące dziwaczne "COŚ". Potem dopiero dowiedziałem się, że ta pasożytnicza, pozbawiona zupełnie chlorofilu roślina to łuskiewnik różowy. Pod koniec zejścia mijamy obficie kwitnącą tarninę. Mała Fatra z kwiatami w tle.
I po nie udokumentowanym wypiciu weselnej wódki przed kościołem w Terchovej wróciliśmy do Bazy. Jutro ostatni dzień pobytu.
papuas
Piękne widoczki
No trip no life