Widzę że jest nas tu kilka osób, zakochanych w kotach. Bardzo mi miło, rozumiecie więc moje kocie pstryki
Dziś mamy trochę słońca, sporo słońca i mało wiatru.
Ranek więc spędzamy w miasteczku na zakupach uzupełniających. Udaje się nam kupić od rybaków rybke , taką ze 2,5 kg. Piękni ją nam oprawili,pokroili, bedzie pyszna uczta na obiad.
Porządkujemy też troche jacht
Wypływamy z mariny dopiero koło południa, wiatr wciąż słaby.
Zaczynamy od okrążenia Saliny. Okazuje się, że jest co oglądąć
Wieczorem wciąż pada,ale deszcz jakby mniejszy . Idziemy w takim razie do miasta, coś tam jednak zobaczyć.
Niestety wyprawa kończy się totalnym fiaskiem. Z portu do miasta jest daleko, okolo 2km, po drodze zaczyna znowu lać. Do tego jest gorąco i parno.
Trochę chodzimy po uliczkach w strugach deszczu,ale nie ma to sensu. Wracamy, przed nami znowu 2 kilometry.No cóż ,miasteczko Lipari nie pokazuje nam swoich atrakcji .Taki los
Nastepny dzień rano, zmiana pogody o 180C . Dzień wita nas słońcem . Kokosimy się w porcie ze śniadaniem i wypływamy koło południa.
Kierunek na wyspę Vulcano a po drodze opływamy Lipari
Kierujemy się ma kolejną wyspę- Vulcano, nazwa pochodzi rzecz jasna od wulkanu na wyspie. A w zasadzie dwóch wulkanów czynnego i drugiego już nieaktywnego.
To właśnie tutaj według strożytnych wierzeń mieszka król wiatru Eol .Nie udało się nam go spotkać
Przypływamy do zatoki przy błotach , tak ją sobie nazwaliśmy . Błota sa oczywiście lecznicze i podobno odmładzające. Idziemy a w zasadzie płyniemy do brzegu,aby to sprawdzić.Zona się na pewno ucieszy , jak wrócę przystojnieszy o co najmniej 10 lat
Piea żonka wyjechała po mnie na lotnisko więc już był dobry znak chyba się stęskniła
Kąpiel w błotach jeziora siarkowego jest niezłą zabawą. Taplamy się i taplamy nieżle ponad godzinę, woda gorąca jak diabli, więc trzeba robić przerwy . Smarujemy błotem całe ciało, wyglądamy jak kosmici. Dodam ,że strasznie śmierdzący kosmici
Im dłużej się przebywa w tych smrodach tym mniej na szczęście czuć .
Po kąpieli mamy jednak inny problem. Szczypią nas oczy i to niemiłosiernie. Wracamy na łódż i dzielimy sie kroplami, troche pomagają, jednak oczy pozostają podrażnione przez parę godzin.
Wieczorem idziemy na pizze do knajpki nad brzegiem. Pizza dobra,ale mamy kolejne przygody. Tym razem atakują nas komary. Niestety są też na jachcie .Pokonujemy je różnymi smarowidłami. Ciekawe ,że na innych wyspach komarów nie było.
Następny dzień rano idziemy na piechotkę na wulkan. Celowo rano,aby nie dopadł nas upał . Widoki z góry super świetne ale, ku naszymu zdziwieniu na górze śmierdzi jeszcze bardziej niż przy stawach z błotem.
Zdjęć nie mam , bo aparatu nie brałem a telefon padl. Pstryk z wulkanu z netu
pierwsz Kociara melduje się! ale i psiara - jak Nelcia
Piea
Widzę że jest nas tu kilka osób, zakochanych w kotach. Bardzo mi miło, rozumiecie więc moje kocie pstryki
Dziś mamy trochę słońca, sporo słońca i mało wiatru.
Ranek więc spędzamy w miasteczku na zakupach uzupełniających. Udaje się nam kupić od rybaków rybke , taką ze 2,5 kg. Piękni ją nam oprawili,pokroili, bedzie pyszna uczta na obiad.
Porządkujemy też troche jacht
Wypływamy z mariny dopiero koło południa, wiatr wciąż słaby.
Zaczynamy od okrążenia Saliny. Okazuje się, że jest co oglądąć
Płyniemy dalej. Dalej do jednej z ciekawszych skalnych "konstrukcji" na wyspie. Wiatr troche się zmienił na korzyść, rozwijamy żagle
Mam na mysli olbrzymi łuk skalny czyli Stella di Salina
Łuk skalny na razie z daleka
Pogoda się mocno zmienia i czuć burze w powietrzu. Płyniemy całym pędem na wyspę Lipari,aby zdążyć przed burzą
Na szczęście w ostatniej chwili docieramy na wyspę i łapiemy jedno z ostatnich miejsc w porcie
Niestety pada i to tak ,że nawet nie chce się iść oglądać miasteczko.
Robimy sobie kolacje , deszcz się robi taki ja u nas w listopadzie . Nie ma dziś zwiedzania, nie ma opcji. Zostajemy na łodzi
Ach, jednak z poziomu wody- wszystko wyglada zupełnie inaczej - przepięknie! wspaniałe widoki , a ten Łuk no rewelacja;
Piea
Wieczorem wciąż pada,ale deszcz jakby mniejszy . Idziemy w takim razie do miasta, coś tam jednak zobaczyć.
Niestety wyprawa kończy się totalnym fiaskiem. Z portu do miasta jest daleko, okolo 2km, po drodze zaczyna znowu lać. Do tego jest gorąco i parno.
Trochę chodzimy po uliczkach w strugach deszczu,ale nie ma to sensu. Wracamy, przed nami znowu 2 kilometry.No cóż ,miasteczko Lipari nie pokazuje nam swoich atrakcji .Taki los
Nastepny dzień rano, zmiana pogody o 180C . Dzień wita nas słońcem . Kokosimy się w porcie ze śniadaniem i wypływamy koło południa.
Kierunek na wyspę Vulcano a po drodze opływamy Lipari
Szkoda że uciekło ci miasto Lipari. Mi sie bardzo podobało, jest pełne uroku. No może nie jak leje he he
No trip no life
Kierujemy się ma kolejną wyspę- Vulcano, nazwa pochodzi rzecz jasna od wulkanu na wyspie. A w zasadzie dwóch wulkanów czynnego i drugiego już nieaktywnego.
To właśnie tutaj według strożytnych wierzeń mieszka król wiatru Eol .Nie udało się nam go spotkać
Przypływamy do zatoki przy błotach , tak ją sobie nazwaliśmy . Błota sa oczywiście lecznicze i podobno odmładzające. Idziemy a w zasadzie płyniemy do brzegu,aby to sprawdzić.Zona się na pewno ucieszy , jak wrócę przystojnieszy o co najmniej 10 lat
i jak Wiktor?
Szanowna Małżonka padła na Twój odmłodzony widok po błotkach Vulcano?
Piea
Piea żonka wyjechała po mnie na lotnisko więc już był dobry znak chyba się stęskniła
Kąpiel w błotach jeziora siarkowego jest niezłą zabawą. Taplamy się i taplamy nieżle ponad godzinę, woda gorąca jak diabli, więc trzeba robić przerwy . Smarujemy błotem całe ciało, wyglądamy jak kosmici. Dodam ,że strasznie śmierdzący kosmici
Im dłużej się przebywa w tych smrodach tym mniej na szczęście czuć .
Po kąpieli mamy jednak inny problem. Szczypią nas oczy i to niemiłosiernie. Wracamy na łódż i dzielimy sie kroplami, troche pomagają, jednak oczy pozostają podrażnione przez parę godzin.
Wieczorem idziemy na pizze do knajpki nad brzegiem. Pizza dobra,ale mamy kolejne przygody. Tym razem atakują nas komary. Niestety są też na jachcie .Pokonujemy je różnymi smarowidłami. Ciekawe ,że na innych wyspach komarów nie było.
Następny dzień rano idziemy na piechotkę na wulkan. Celowo rano,aby nie dopadł nas upał . Widoki z góry super świetne ale, ku naszymu zdziwieniu na górze śmierdzi jeszcze bardziej niż przy stawach z błotem.
Zdjęć nie mam , bo aparatu nie brałem a telefon padl. Pstryk z wulkanu z netu