Nel, pozowały nam tez wydry olbrzymie. Arirania amazońska, bo tak nazywa się ten gatunek wydr jest zagrożona wyginięciem. Populacja na świecie tych osobników jest mniejsza jak 5000. Między latami 50 a 70 zabijanych zostało ok 3000 wydr rocznie, by pozyskać z nich futro i skórę.
Wydry osiagają od 25 do 35 kilogramów i mioga mierzyć do 150 centymetrów. Żyją w grupach. Żywią się krabami, małymi kajmanami, wężami i oczywiście rybami, przez co nie cieszą się sympatią lokalnych ludności, które również przyczyniły się do spadku populacji. Na szczęście wydry zamieszkujące jezioro Sandoval mają się dobrze i ich liczebność jest odnotowywana.
Zostawiamy te wspaniałe zwierzaczki w spokoju i płyniemy dalej. Tym razem podziwiamy grupke hoacynów. Hoacyny zamieszkują dorzecza Amazonki. Przez to że żywią się wyłącznie owocami i liściami nazywane są ''śmierdzącymi ptakami'' poprzez odór jaki wydaje fermentujące jedzenie. My ich nie poczuliśmy ale podziwilaiśmy ich wspaniałe czubki.
I nadchodzi tropikalna ulewa. po ok. 2h przestaje padać i robi się jeszcze bardziej parno. Jest w planie jeszcze spacer po lesie ale my odpuszczamy wolimy posłuchać deszczu.
Nastepnego dnia wracamy do Puerto Maldonado. Stąd mamy lot do Cuzco a następnie autobus do Arequipy. Mogliśmy tam od razu jechac ok 15h z Puerto, jednakże już wcześniej mieliśmy bilety na samolot, i jakoś tak 9h w autobusie znacznie lepiej odpowiadało nam jak 15.
Po wczorajszej burzy i ulewie na rzece jest dużo konarów i gałęzi, musmimy jakoś wzdłuż je pokonać, dostajemy kamizelki ratunkowe, które musimy założyć na wszelki wypadek.
W Cuzco wita nas deszcz i jakies 20 stopni różnicy, a więc sporą część czasu spędzamy w knajpce na jedzeniu i piciu.
Chicha morada wszystkim nam bardzo pasuje. Jest to napój, trochę jak nasz kompot, z tym że żywa się do niego purpurowej kukurydzy, obierki z ananasa z dodatkiem cynamonu, goździków i cukru.
Wieczorem wsiadamy w autobus i około 7 rano z dość sporym opóźnieniem jesteśmy w Arequipie.
Nel, pozowały nam tez wydry olbrzymie. Arirania amazońska, bo tak nazywa się ten gatunek wydr jest zagrożona wyginięciem. Populacja na świecie tych osobników jest mniejsza jak 5000. Między latami 50 a 70 zabijanych zostało ok 3000 wydr rocznie, by pozyskać z nich futro i skórę.
Wydry osiagają od 25 do 35 kilogramów i mioga mierzyć do 150 centymetrów. Żyją w grupach. Żywią się krabami, małymi kajmanami, wężami i oczywiście rybami, przez co nie cieszą się sympatią lokalnych ludności, które również przyczyniły się do spadku populacji. Na szczęście wydry zamieszkujące jezioro Sandoval mają się dobrze i ich liczebność jest odnotowywana.
Not all who wander are lost.
Zostawiamy te wspaniałe zwierzaczki w spokoju i płyniemy dalej. Tym razem podziwiamy grupke hoacynów. Hoacyny zamieszkują dorzecza Amazonki. Przez to że żywią się wyłącznie owocami i liściami nazywane są ''śmierdzącymi ptakami'' poprzez odór jaki wydaje fermentujące jedzenie. My ich nie poczuliśmy ale podziwilaiśmy ich wspaniałe czubki.
Not all who wander are lost.
Dobijamy do brzegu, by zjeść nasze śniadanie. W dżungli też mieszkają ludzie, w zupełnym odosobnieniu stoi sobie chatka. Robimy sobie mały odpoczynek.
Aguti gdy tylko nas słyszą szybko chowają się w las
Not all who wander are lost.
Ruszamy dalej, w końcu wypartujemy kajmana
Not all who wander are lost.
Nietoperki
I wracamy juz do naszej lodge'y
Not all who wander are lost.
Popołudniem jest czas na relaks. Cudownie jest nic nie robić . Moczymy się trochę w basenie. I chodzimy po ośrodku. czas umila nam skrzecząca ara.
Not all who wander are lost.
I nadchodzi tropikalna ulewa. po ok. 2h przestaje padać i robi się jeszcze bardziej parno. Jest w planie jeszcze spacer po lesie ale my odpuszczamy wolimy posłuchać deszczu.
Not all who wander are lost.
Nastepnego dnia wracamy do Puerto Maldonado. Stąd mamy lot do Cuzco a następnie autobus do Arequipy. Mogliśmy tam od razu jechac ok 15h z Puerto, jednakże już wcześniej mieliśmy bilety na samolot, i jakoś tak 9h w autobusie znacznie lepiej odpowiadało nam jak 15.
Po wczorajszej burzy i ulewie na rzece jest dużo konarów i gałęzi, musmimy jakoś wzdłuż je pokonać, dostajemy kamizelki ratunkowe, które musimy założyć na wszelki wypadek.
Not all who wander are lost.
W Cuzco wita nas deszcz i jakies 20 stopni różnicy, a więc sporą część czasu spędzamy w knajpce na jedzeniu i piciu.
Chicha morada wszystkim nam bardzo pasuje. Jest to napój, trochę jak nasz kompot, z tym że żywa się do niego purpurowej kukurydzy, obierki z ananasa z dodatkiem cynamonu, goździków i cukru.
Wieczorem wsiadamy w autobus i około 7 rano z dość sporym opóźnieniem jesteśmy w Arequipie.
Not all who wander are lost.
Zachwycona jestem rejsem i tym co tam zobaczyliscie. Powiedz czy sami dojrzeliscie te zwierzaki ? czy ktos wam pokazywal ?
Deszczyk faktycznie niezly ...
No trip no life