Nasze domki to Eco Lodge polozone przy Rio Madre de Dios. Rzeka ta ma dlugosc 1000km laczy sie z Mamore i staje sie rzeką Madeira, ktora skolei wpada do Amazonki
Mamy wliczone 3 posilki oraz wode, kawe i herbate. Prad dostapny jest miedzy 18 a 21. Nie ma cieplej wody ani zasiegu telefonicznego. w trzy dni odpoczalem jak nidy dotad, choc byl to glownie aktywny wypoczynek.
W domkach sa wyrka z moskiterami, lazienka z prysznicem z zimna woda i 1 stolik a na zewnatrz hamak i para krzesel.
W MP mysle ze pokasaly nas komary. W dzungli bylismy juz na nie przygotowani, psikalismy sie repelentami a moskitiery i siatka w oknach nie pozwolila im na wlecenie do domkow.
Jeszcze tego samego popołudnia płyniemy na pobliska wysepke małp. Nie wiem jak nazywa sie ona w rzeczywistości, bo jest to skrawek lądu na bardzo szerokiej rzece Madre de Dios. Mimo wszystko porośnieta jest gęstą dżunglą, w której żyje kilka gatunków małp. Nasze buty trekingowe nam się nie przydadzą, dostajemy parę kaloszy, które nosiło już pewnie z milion innych osób przed nami W lesie było tak mokro, tyle błotka, że nie było szans aby buty nie ugrzęzły tam na dobre.
Po zmroku płyniemy zobaczyć jeszcze kajmany. Udaje się wytropic kilka, ale największą farajdę mamy z tego, że na brzegu rzeki wypatrujemy kapibary które wcinają zielsko.
Zdjęcia średnie, bo jest tak wilgotno, że paruje nawet sprzęt i telefony.
Następnego dnia wstajemy bardzo wcześnie. Jest jeszcze ciemno i nie ma nigdzie prądu więc w znalezieniu ciuchów i ogarnięciu się pomaga nam kilka latarek.*crazy*
W planie jest trekking po dżungli oraz opłynięcie jeziora Sandoval. Będziemy wypatrywać kajmanów i wydry olbrzymiej. Jezioro Sandoval to tak naprawde starorzecze rzeki Madre de Dios.
Najpierw płyniemy łódką jakieś 15 minut i następnie jeszcze w ciemnościach udajemy się do Rezerwatu Jeziora Sandoval. Po załatwieniu formalności możemy udać się w drogę. Powoli zaczyna się rozwidniać. Jest strasznie wilgotno, parno i duszno. Po 5 miutach spaceru pot leje się po tyłkach. Lepiej się jednak spocić niż zostać zaatakowanym przez komary i inne insekty. DEET zalatwia jednak robotę i nic nas tym razem nie kąsa.
Dżungla budzi się do życia. Slychać darcie się papug i małp. Głównie to ary, które rano są szczególnie głośne. Tutaj jedna siedzi na gałęzi.
Nasze domki to Eco Lodge polozone przy Rio Madre de Dios. Rzeka ta ma dlugosc 1000km laczy sie z Mamore i staje sie rzeką Madeira, ktora skolei wpada do Amazonki
Mamy wliczone 3 posilki oraz wode, kawe i herbate. Prad dostapny jest miedzy 18 a 21. Nie ma cieplej wody ani zasiegu telefonicznego. w trzy dni odpoczalem jak nidy dotad, choc byl to glownie aktywny wypoczynek.
W domkach sa wyrka z moskiterami, lazienka z prysznicem z zimna woda i 1 stolik a na zewnatrz hamak i para krzesel.
Jest nawet basenik
Not all who wander are lost.
Komary tam tez doskwieraly?
No trip no life
W MP mysle ze pokasaly nas komary. W dzungli bylismy juz na nie przygotowani, psikalismy sie repelentami a moskitiery i siatka w oknach nie pozwolila im na wlecenie do domkow.
Not all who wander are lost.
Jeszcze tego samego popołudnia płyniemy na pobliska wysepke małp. Nie wiem jak nazywa sie ona w rzeczywistości, bo jest to skrawek lądu na bardzo szerokiej rzece Madre de Dios. Mimo wszystko porośnieta jest gęstą dżunglą, w której żyje kilka gatunków małp. Nasze buty trekingowe nam się nie przydadzą, dostajemy parę kaloszy, które nosiło już pewnie z milion innych osób przed nami W lesie było tak mokro, tyle błotka, że nie było szans aby buty nie ugrzęzły tam na dobre.
Not all who wander are lost.
Po zmroku płyniemy zobaczyć jeszcze kajmany. Udaje się wytropic kilka, ale największą farajdę mamy z tego, że na brzegu rzeki wypatrujemy kapibary które wcinają zielsko.
Zdjęcia średnie, bo jest tak wilgotno, że paruje nawet sprzęt i telefony.
Not all who wander are lost.
Powiem ci po cichu ze w ogole nie znam tkkich zwierzakow jak kapibary
spektakl wspanialy!! sama natura. A czy jakies zdjecia kajmanow tez masz ?
No trip no life
Na pierwszym zdjęciu widać małego kajmana a raczej jego oczy i nos. Ale później za dnia będą bardziej widoczne.
A kapibary to największe gryzonie żyjące w Ameryce Południowej, ważące do 65 kg.
Not all who wander are lost.
Następnego dnia wstajemy bardzo wcześnie. Jest jeszcze ciemno i nie ma nigdzie prądu więc w znalezieniu ciuchów i ogarnięciu się pomaga nam kilka latarek.*crazy*
W planie jest trekking po dżungli oraz opłynięcie jeziora Sandoval. Będziemy wypatrywać kajmanów i wydry olbrzymiej. Jezioro Sandoval to tak naprawde starorzecze rzeki Madre de Dios.
Najpierw płyniemy łódką jakieś 15 minut i następnie jeszcze w ciemnościach udajemy się do Rezerwatu Jeziora Sandoval. Po załatwieniu formalności możemy udać się w drogę. Powoli zaczyna się rozwidniać. Jest strasznie wilgotno, parno i duszno. Po 5 miutach spaceru pot leje się po tyłkach. Lepiej się jednak spocić niż zostać zaatakowanym przez komary i inne insekty. DEET zalatwia jednak robotę i nic nas tym razem nie kąsa.
Dżungla budzi się do życia. Slychać darcie się papug i małp. Głównie to ary, które rano są szczególnie głośne. Tutaj jedna siedzi na gałęzi.
Not all who wander are lost.
Do jeziora jest kilka kilometrów, błotnistą drogą. Po drodze podziwiamy naturę.
j
Not all who wander are lost.
Jest też tarantula.
Not all who wander are lost.