Po krótkiej przerwie w pisaniu zabieram się za dokańczanie ralacji....
Na Mauritiusie nawet w "najlepszym " sezonie według podawnych informacji potrafi porządnie popadać
Nie ma w tym nic złego bo te deszcze są intensywne ale przelotne.Nam trafił się taki jeden....Rano rzeby wyjśc na śniadanie trzeba było wygrzebać z garderoby parasole i praktycznie mielismy je w tym dniu cały dzień przy sobie bo padało dosyć często.
Poranek w okolicznościach ulewy nie jest na urlopie przyjemny...
Mimo tego deszczowego dnia dzień zleciał nam bardzo miło na szwędaniu się po okilicy a nawet udało nam się polażować
Tego deszczowego dnia poszliśmy na punkt widokowy ,który znajduje się w drodze na Cap Malheureux zaraz za cmentarzem.Punkt widokowy polecił nam jakiś Polak, napotkany gdzies na plazy podczas naszych wędrówk,który mieszka na Mauritiusie od kilku lat.
Niestety w pochmurny dzień miejsce to nie było szczytem widokowych marzeń a i plaża na lewo od tego miejsca nie wygladała zachecająco-myśle,jesli chodzi o plaże ,ze słoneczny dzień tutaj by nic nie zmienił za to dla mnie idealnym miejscem na przechadzke był tutaj właśnie cmentarz lubie zaglądac w takie miejsca na urlopie i jesli tylko mam okazje to to robię....
Widać było tytaj sporo nowych grobów i momo tego ,ze miejsce to było jakby zaniedbane i oddawało klimat.No i połozenie tego cmentarza nad brzegiem oceanu
A tak z drugiej strony to ten nostaligiczny punkt widokowy i widoki z niego bardzo pasowały do tego miejsca))
Fajnie, że wróciłaś do relacji ale ja nie lubie deszczu na wakacjach. Na Filipinach trochę padało i w Wietnamie nad morzem też mnie deszczyk przywitał. Mieszkałam w super hotelu ale przez ten deszcz czar prysnął.
Tego samego deszczowego dnia odwiedzilismy jeszcze jedną swiątynię.Świątyn hinduistycznych na Mauritiusie jest sporo i każda wydaje sie byc inna.Nie wiem czy są poświęcone temu samemu "uwielbieniu" ale klimat ich jest fajny.
Ta w której teraz jesteśmy znajduje się po drugiej stronie ulicy zaraz na wprost cmentarza.
W świątyni oprócz jakiegoś hinduskiego kapłana i nas nie było zywej duszy-zreszta podobnie jak w poprzedniej tej w okolicach Tou Aux Biches.
Zostalismy oczywiście zaproszeni do srodka a hinduski kapłan robiący porządki szybko sie nami zajął Kompletnie nie wiem o co chodzi bo nie mogłam się tam skupić ale zaczął odprawiac jakieś zaslubinowe rytuały-znajomych wysłalismy na ochotników a po pierwszej ceremonii,która trwała wieki -pieknie podziekowalismy,dalismy co łaska,załozylismy buty,które w świątyni należy zdjąć i ucieklismy na plażę
Mimo wszystko fajnie było tą ceremonię zobaczyc i posłuchać hinduskiego "darcia" i spierwów no i nawąchac się zapachów kadzidełek
Nelciu...nas też ten zakatek bardzo zauroczył i cieszę się ,że mielismy tutaj lokum.
Radek...nic a nic.. wywnioskowalismy z tego hinduskiego darcia ,tonów i całego tego "pokazu",ze to jakaś może ceremonia ślubna no i w tym przekonaniu zabawę mielismy do końca dnia...bo trzeba było młodym wesele zrobić
Po tym najgorszym pogodowo dniu było juz tylko lepiej...a to oznaczało ,ze spokojnie moglismy objechać miejsca-a właściwie plaże ,które mielismy w planie.
Przed wyjazdem wymysliłam sobie mimo tego,że sporo lazurowych maniaków odradzało te miejsca-objechanie kilku bublicznych plaży właśnie na północy wyspy.
Obralismy kilka plaż kierując sie na południe.Na pierwszy rzut padła Pereybere Public Beach-plaże mają nazwy od miejscowości ,w której się znajdują.Z hotelu mieliśmy tutaj przysłowiowy rzut beretem-może 2,5 km.Jako ,że był to jakis dzień wekendowy baliśmy się,że zbyt długo bedziemy musieli czekać na autobus to ruszylismy pieszo ale tylko wyszlismy z hotelu a autobus właśnie podjechał na przystanek więc warto było z okazji skorzystać tym bardziej ,że do nastepnej plaży znów mieliśmy spory dystans.
Trzy ,może cztery przystanki i bylismy na miejscu....lazury już z autobusu biły po oczach a ja już sie cieszyłam ,że na plazy są dziś tłumy miejscowych więc będzie głosno i wesoło-niekiedy takiego klimatu potrzebujemy na urlopie
Po krótkiej przerwie w pisaniu zabieram się za dokańczanie ralacji....
Na Mauritiusie nawet w "najlepszym " sezonie według podawnych informacji potrafi porządnie popadać
Nie ma w tym nic złego bo te deszcze są intensywne ale przelotne.Nam trafił się taki jeden....Rano rzeby wyjśc na śniadanie trzeba było wygrzebać z garderoby parasole i praktycznie mielismy je w tym dniu cały dzień przy sobie bo padało dosyć często.
Poranek w okolicznościach ulewy nie jest na urlopie przyjemny...
Mimo tego deszczowego dnia dzień zleciał nam bardzo miło na szwędaniu się po okilicy a nawet udało nam się polażować
Tego deszczowego dnia poszliśmy na punkt widokowy ,który znajduje się w drodze na Cap Malheureux zaraz za cmentarzem.Punkt widokowy polecił nam jakiś Polak, napotkany gdzies na plazy podczas naszych wędrówk,który mieszka na Mauritiusie od kilku lat.
Niestety w pochmurny dzień miejsce to nie było szczytem widokowych marzeń a i plaża na lewo od tego miejsca nie wygladała zachecająco-myśle,jesli chodzi o plaże ,ze słoneczny dzień tutaj by nic nie zmienił za to dla mnie idealnym miejscem na przechadzke był tutaj właśnie cmentarz lubie zaglądac w takie miejsca na urlopie i jesli tylko mam okazje to to robię....
Widać było tytaj sporo nowych grobów i momo tego ,ze miejsce to było jakby zaniedbane i oddawało klimat.No i połozenie tego cmentarza nad brzegiem oceanu
A tak z drugiej strony to ten nostaligiczny punkt widokowy i widoki z niego bardzo pasowały do tego miejsca))
Fajnie, że wróciłaś do relacji ale ja nie lubie deszczu na wakacjach. Na Filipinach trochę padało i w Wietnamie nad morzem też mnie deszczyk przywitał. Mieszkałam w super hotelu ale przez ten deszcz czar prysnął.
basia35
Basiu...dla mnie deszcz to tez zmora urlopowa ale na szczęście to tylko jeden dzień-z przerwami))
...co "do deszczu" zdanie dziewczyn podzielam w pełni ; ))
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Tego samego deszczowego dnia odwiedzilismy jeszcze jedną swiątynię.Świątyn hinduistycznych na Mauritiusie jest sporo i każda wydaje sie byc inna.Nie wiem czy są poświęcone temu samemu "uwielbieniu" ale klimat ich jest fajny.
Ta w której teraz jesteśmy znajduje się po drugiej stronie ulicy zaraz na wprost cmentarza.
W świątyni oprócz jakiegoś hinduskiego kapłana i nas nie było zywej duszy-zreszta podobnie jak w poprzedniej tej w okolicach Tou Aux Biches.
Zostalismy oczywiście zaproszeni do srodka a hinduski kapłan robiący porządki szybko sie nami zajął Kompletnie nie wiem o co chodzi bo nie mogłam się tam skupić ale zaczął odprawiac jakieś zaslubinowe rytuały-znajomych wysłalismy na ochotników a po pierwszej ceremonii,która trwała wieki -pieknie podziekowalismy,dalismy co łaska,załozylismy buty,które w świątyni należy zdjąć i ucieklismy na plażę
Mimo wszystko fajnie było tą ceremonię zobaczyc i posłuchać hinduskiego "darcia" i spierwów no i nawąchac się zapachów kadzidełek
Powie ci ,że zauroczył mnie Cap na twoich fotkach !!! Do tej części wyspy nie dotarłam, a jest widowiskowa.
Może nastepnym razem , tak jak piszesz ..jakis mały pensjonacik w zatoczce z pieknym widokiem?
No trip no life
...heee, fajna "cepeliada" w tej świątyni !!!
a domyślasz sie może jakie przesłanie zawierał odprawiany na Was obrządek !???
...ja bym chyba na czas ceremonii...włączył translator w "goog" ; )))
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Nelciu...nas też ten zakatek bardzo zauroczył i cieszę się ,że mielismy tutaj lokum.
Radek...nic a nic.. wywnioskowalismy z tego hinduskiego darcia ,tonów i całego tego "pokazu",ze to jakaś może ceremonia ślubna no i w tym przekonaniu zabawę mielismy do końca dnia...bo trzeba było młodym wesele zrobić
Po tym najgorszym pogodowo dniu było juz tylko lepiej...a to oznaczało ,ze spokojnie moglismy objechać miejsca-a właściwie plaże ,które mielismy w planie.
Przed wyjazdem wymysliłam sobie mimo tego,że sporo lazurowych maniaków odradzało te miejsca-objechanie kilku bublicznych plaży właśnie na północy wyspy.
Obralismy kilka plaż kierując sie na południe.Na pierwszy rzut padła Pereybere Public Beach-plaże mają nazwy od miejscowości ,w której się znajdują.Z hotelu mieliśmy tutaj przysłowiowy rzut beretem-może 2,5 km.Jako ,że był to jakis dzień wekendowy baliśmy się,że zbyt długo bedziemy musieli czekać na autobus to ruszylismy pieszo ale tylko wyszlismy z hotelu a autobus właśnie podjechał na przystanek więc warto było z okazji skorzystać tym bardziej ,że do nastepnej plaży znów mieliśmy spory dystans.
Trzy ,może cztery przystanki i bylismy na miejscu....lazury już z autobusu biły po oczach a ja już sie cieszyłam ,że na plazy są dziś tłumy miejscowych więc będzie głosno i wesoło-niekiedy takiego klimatu potrzebujemy na urlopie