--------------------

____________________

 

 

 



Zanzibar czyli "zawsze i wszędzie"...polepole ; )

47 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
ssstu-6
Obrazek użytkownika ssstu-6
Online
Ostatnio: 1 godzina 26 minut temu
Rejestracja: 31 maj 2016
Zanzibar czyli "zawsze i wszędzie"...polepole ; )

Zamiast wstępu...

Ten rok jest czasem "bardzo okrągłych" urodzin Basi. To Ona wybrała więc kierunek wakacji. Jako że Zanzibar gra w lidze "nicnierobienia" na wysokiej pozycji,ja także byłem zadowolony z wyboru. Nie ukrywam,że i Wasze,drodzy forumowicze,relacje z pobytu przyczyniły sie do obrania kierunku na "piękną wyspę" jak w luźnym tłumaczeniu z arabskiego nazywa sie Zanzibar...

Relacja nie będzie opisem "dzień po dniu" a formą zbioru uwag i spostrzeżeń na zanzibarski pobyt sie składajacych.

Na "pierwszy ogień" idzie ...

LOT:

Połączenie wybraliśmy nastepująco DUBLIN-DUBAI-DAR es SALAAM-ZANZIBAR. Dwa pierwsze odcinki obsługiwały Fly Emirates a ostatni lokalny przewoźnik Precision Air. Powrót wygladał identycznie. Czasy lotów wybieralismy tak aby przerwy wynosiły nie mniej niz trzy godziny. Praktycznie wszędzie udało sie tego dokonać z wyjatkiem drogi powrotnej na odcinku DUBAI-DUBLIN gdzie przerwa wyniosła niemal siedem godzin...

I tu uwaga,owe trzy godziny pomiędzy lotami okazały się przerwą zbyt krótką co wprowadziło "elementy stresujace" ; )

Już po zakupie biletów,marzec br., pojawił sie pierwszy zgrzyt. Otóż,bodajże w maju,dostaliśmy "maila" od Emiratów,iż czas wylotu z DUBAJU do DAR ES SALAAM zostaje zmieniony przez co przerwa skraca sie z trzech godzin do półtorej. Ten własnie "manewr" był powodem naszej rezygnacji z "dużego bagażu". Mieliśmy już przygodę z walizkami właśnie w Dubaju i nie chcielismy aby taka atrakcja przydażyła sie nam ponownie. Lot z bagażem podręcznym wydał się najbardziej wygodnym rozwiązaniem. Jak sie później okazało,"mięliśmy nosa" ; ))

Wylot ze stolicy Irlandii,bez przeszkód. Natomiast "w Dubajewie" istny cyrk. Nad miastem jest tak gęsta mgła,że samolot krąży dłużej niż piętnaście minut przy podejściu do ladowania. Mamy opźnienie i przerwa pomiedzy kolejnym lotem staje się baaardzo mała. Gdybysmy mieli bagaż w luku z pewnością nie zdążono by go dostarczyć do kolejnego samolotu. Tak własnie stało sie przy podróży na SriLankę...

Startujemy także z opóźnieniem przez co "stop" jaki czeka na nas w DAR es SALAAM będzie nie tak długi jak myśleliśmy a przecież to właśnie w DeS odbędzie się "wizowy cyrk"...

Teraz kilka migawek z lotu na wspomnianych odcinkach. Nad europa lecielismy nocą więc "fotek zero". W Dubaju jak wspomniałem "mgła londyńska" a więc także bez zdjęc. Tu wtręt,musielismy zmieniać terminal a na dodatek do samolotu dowieziono nas autobusem. Kilkadziesiat metrów pozostało do przejścia po płycie lotniska. Temperatura,a był ranek około 7.30, wynosiła "w cieniu"...42*C !!! To całkowicie przekonało nas do nieodwiedzania arabii latem ; )

Pierwsze fotki z "rogu afryki". Niestety,"itelefon" nie dał rady stąd bylejakość zdjęć...

Widać jedynie,że Somalia to makabrycznie wysuszone miejsce...

Rozczarowała mnie trasa przelotu pomiedzy Dubajem a DeS. MYslałem,że samolot przeleci nad afryką i może uda sie zobaczyć Kilimanjaro. Niestety,za "rogiem afryki" avion skręcił nad Ocean a do kontynentu przybliżył sie dopiero na wysokości Tanzanii. Z początku było widać zarysy lądu i troszke lazurków...

jednak im bliżej ladowania tym ciemniej przez co faktura ziemi stawała sie coraz mniej czytelna

Gdy lądowaliśmy zaczynał sie tropikalny wieczór. Jednak to nie "widoki na niebie" były atrakcją. Czekała nas procedura na lotnisku a ta...jest mało zabawna ; ) Co i jak "się działo" w nastepnej odsłonie ; )

...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav

Asia-A
Obrazek użytkownika Asia-A
Online
Ostatnio: 12 minut 15 sekund temu
Rejestracja: 01 wrz 2015

Radku, czytam!

Czekam na "miękkie" lądowanie i c.d.

A może masz filmik z tego jak zpakowaliście wszystkie potrzebne rzeczy do bagażu podręcznego?  Biggrin

Bye Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach! Yes 3

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 5 godzin 34 minuty temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Radek,dolączam do podróży do i po Zanzi Yahoo

Lazurek pod samolotem piekny.

Ja też sama aranżując loty staram się ,aby stopovery  było min. 3 godzinne. Do tej pory zdawało to egzamin,ale jak pokazujesz różnie to bywa..

No trip no life

Żeluś
Obrazek użytkownika Żeluś
Offline
Ostatnio: 3 dni 13 minut temu
Rejestracja: 25 kwi 2016

Czekam na ciąg dalszy.Ciekawi mnie jak to było na lotnisku bo pamiętam jak nas wszysy straszyli a odprawa poszła szybciutko i bez komplikacji.Troszkę gorzej było przy powrocie.

basia35
Obrazek użytkownika basia35
Offline
Ostatnio: 2 lata 5 miesięcy temu
Rejestracja: 24 gru 2013

U mnie na lotnisku w dniu przylotu było spoko natomiast powrót nie co gorzej.Biggrin

basia35

olo123
Obrazek użytkownika olo123
Offline
Ostatnio: 3 lata 2 miesiące temu
Rejestracja: 09 paź 2013

Dolączam do podróży po Zanzibarze. Ciekawa jestem twoich wrażeń, po pobycie w Keni  ta wyspa kusi nas jednak ciągle wyskakuje coś innego.

ssstu-6
Obrazek użytkownika ssstu-6
Online
Ostatnio: 1 godzina 26 minut temu
Rejestracja: 31 maj 2016

...witam,dziś zamknięcie "lotniczego wątku" ; )

LOT cd...

"Triple seven" do małych nie należy a że obłożenie miał stuprocentowe do terminala w Dar es Salaam "wylała się" ponad trzystuosobowa grupa . W małym korytarzu gdzie rozpoczyna sie procedura wizowa chaos nieziemski. Wpierw każdy musi odstać swoje do okienka z wypełnionym formularzem emigracyjnym. Na szczęscie,rozdawano je juz na pokładzie samolotu. Przy wspomnianym okienku może być tylko jedna osoba nie ma więc mowy aby "oddać kwity" wspólnie. Oficer migracyjny skanuje nam siatkówke oka. Nastepnie linie papilarne dłoni i czterech palcy prawej reki. Teraz kciuk u tej samej dłoni. Czas na powtórzenie procedury z lewą reką. Ponieważ urzadzenie nie działa sprawnie prawie każdy powtrza skany dłoni. Można zdechnąć z gorąca...i emocji ; )))

Po zapisaniu w systemie danych identyfikacyjnych oddają wspomnianą już "kartę wjazdową" (ta, którą wypełnialiśmy w samolocie) na odwrocie "łaskawca od skanów" postawił parafkę.

Teraz trzeba odstać do okienka gdzie zapłacimy "50 dolców od łeba" za vizę. Na szczęście nie ma problemów ze sposobem zapłaty. Chcesz to karta,chcesz to gotówka. Przy okienku oddajemy nasz paszport i owa kartę. W zamian dostajemy ...nic !!! To dziwne uczucie gdy oddajemy "nasz pasek" bez jakiegokolwiek potwierdzenia. Cóż,co kraj to obyczaj. Oczekiwanie na "stempel w paszporcie" może potrwać około kwadransa.Jesli mamy szczęście. Mnie go zabrakło. Mniej więcej co pięc minut wychodzi z pomieszczenia gdzie dokonywane są wizyjne procedury, kobitka w uniformie z pękiem paszportów i wyczytuje dane personalne. Robi to tak,że mam wrażenie iż wszyscy ludzie...są równi. Z imienia i z nazwiska. Bez względu na płeć i pochodzenie każdy nazywa się "bąg dąg". Ludziska starają się więc w tej kakofonii dźwieków doszukać swego imienia,choć bardziej spogladaja na dokumenty aby rozpoznać swój paszport.

Po kwadransie Basia ma już swój dokument. Ja czekam. Kolejne pięć minut,dziesięć ,kwardans. Czasu niepokojaco ubywa a nas czeka jeszcze kontrola paszportowa oraz procedura odprawy. Nie wytrzymuję i w końcu idę do gostka "grzebiacego w kompie" przy służbowym stoliku. Wyłuszczam sprawę,: "że wraz z żona odalismy paszporty ponad pół godziny temu,że Ona juz odebrała swój a ja wciąz czekam a za niespełna godzinę mamy kolejny lot". Człowiek myśli chwilę i radzi abym poszedł do stojącego przy ścianie wojaka i żołnierzowi przedstawił sprawę. Idę. Przedstawiciel armii młody wiekiem ale pierś w baretkach jak u ruskiego generała. Mówie mu co i jak. Patrzy na mnie szklanym wzrokiem.Mam złe przeczucia ale po chwili wojak mówi: "chodź ze mną". Dochodzimy do okienka gdzie zostawia sie paszporty. Ja stoję, On mówi. Właściwie krzyczy do ludzi wewnatrz !!! Wszyscy siedzą jak trusie a On nie przestaje krzyczeć. Nawrzeszczał i...poszedł sobie. Mineły niespełna trzy minuty gdy "niewiasta wywołujaca" przynosi dwa paszporty z których jeden jest mój. Nie mogłem uwierzyć !!! Mało tego. Ów wojak widząc ,że odebrałem paszport poprowadził nas bokiem,omijajac kolejkę, do okienka kontroli paszportowej. Sam podał nasze dokumenty,odebrał,sprawdził czy wszystko prawidłowo występlowane i oddał nam z życzeniem "miłych wakacji"...

Pozostało więc tylko wyjśc z hali przylotów i udać sie do stanowiska linii "Precision Air" aby odebrać karty pokładowe. Brzmi banalnie ale "po drodze" trzeba przejść trzy kontrole bagażowe. Dwie gdy wychodzimy. Jedna przed podejściem do stanowiska. Oczywiście już po odebraniu "pokładówek" czekają dwie kolejne kontrole. Musiałem więc pięciokrotnie zdejmować zegarek i wyciągać pasek ze spodni ; )))

 Na płycie lotniska stoi nasz "latak".

...bagaży nie oddaliśmy. Gdy nie zmieściły sie do schowków nad głowami,"usiadły" na siedzeniach obok. W samolocie prawie nie było ludzi...

Lot trwał około pół godziny a gdy dolatywaliśmy do Zanzibaru było juz ciemno...

Całe szczęście że ostanie procedury po przylocie były już tylko formalnością. Co ciekawe,nigdzie nie wołano książeczek potwierdzajacych szczepienia !!!!

Wydawać by sie mogło,że limit "lotniczych atrakcji" mamy wyczerpany na nastepne kilka lat. Ale gdzież tam. W drodze powrotnej przyszedł czas na kolene "niespodzianki".

Jak już pisałem,tak ustawialiśmy czasy przelotów aby przerwy nie były krótsze niż trzy godziny. Lot powrotny z Zanzibaru był planowany na godzinę 12.50. Samolot wystartował o...14.30 !!! Do tego czasu ludziska "dusili się" w maleńkiej sali odlotów. Brak klimy. Bufet serwuje "kanapki" których zjedzenie jest dużą odwagą a serwowane Cappuccino przypominało to przyrzadzane przez "ciocię Jadzię" w czasach PRL-u.Czas upływa a ja "oczami duszy" widzę jak spóźniamy sie na samolot do Dubaju.Nie będe już opisywał jakie "hocki" działy sie w Dar es Salaaam powiem tylko,że zdążyliśmy "na styk". Jedyny pozytyw we wszystkich tych przygodach jest taki,że ostatecznie zakończyły sie "happy end,em". Drobną nagrodą były widoczki "za dnia" tak nad Zanzibarem jak i nad DeS...

...jako "orzeszek" fotka z Zanzibarskiej hali odlotów ; )))

 LOT-PODSUMOWANIE...

procedury wizowo paszportowo-kontrolne koszmarnie długie i uprzykrzajace (dotyczy lotniska w Dar es Salaam)

lokalni przewoźnicy moga spłatac "czasowego figla"

terminal w Zanzibarze oferuje warunki dla oczekujacych typu "survival"

Jesli więc macie inną możliwość by na Zanzibar dotrzeć,nie wahajcie się ; )))

Jak to więc możliwe ,że po takich przeżyciach pobyt na "pieknej wyspie" wspominamy jako jedne z najfajniejszych wakacji !??? Wyjaśnię to w kolejnych odsłonach...

...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav

mabro
Obrazek użytkownika mabro
Online
Ostatnio: 18 minut 21 sekund temu
Rejestracja: 26 wrz 2013

Fajnie się czyta - czekam na więcej Biggrin

Żeluś
Obrazek użytkownika Żeluś
Offline
Ostatnio: 3 dni 13 minut temu
Rejestracja: 25 kwi 2016

uff...myślałam,ze nie doczytałam gdzie takowe cyrki się odbywały ale jednak doczytałam Biggrin nie na Zanzibarze Yes 3 dlatego nas to wszystko ominęło i tak łagodnie wszystko poszło Yes 3 jednak ta szybka przesiadka w Nairobi była wygodniejsza-zero kontroli,zero odpraw a na Zanzibarze wszystko poszło gładko.

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 5 godzin 34 minuty temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Radek, ciekawa jestem czy widziałeś te kajdany co Perejra pokazywała w swojej relacji ? na mnie zrobiły wrażenie..

No trip no life

ssstu-6
Obrazek użytkownika ssstu-6
Online
Ostatnio: 1 godzina 26 minut temu
Rejestracja: 31 maj 2016

...teraz bedzie juz mniej pisaniny a więcej fotek ; ))

choć gdy dojdę do tematu "kajdaniarskiego",parę słów napiszę...

Przy wyjściu z terminala kłębi sie tłumek kierowców i "naganiaczy". Basia szybko wyłuskuje z grupy gostka trzymajacego tabliczkę z moim imieniem. Szybka konfirmacja czy "my to my" i prowadzi nas do busika. Temat drogi jeszcze poruszę w oddzielnym wątku więc dziś tylko potwierdzę to co pisały dziewczyny o poruszaniu sie po zanzibarskich drogach,trochę meksyku,trochę srilanki, trochę europy ; )))

Podróż trwała około godziny. Podjeżdżamy pod solidna bramę.Tu pierwsze zdziwienie,"na plus",obiekt od strony lądu,jest ogrodzony i strzeżony niczym koszary !!!Tak więc dziś opiszę...

HOTEL...

Wybraliśmy obiekt o wdziecznej acz pospolitej nazwie "Ocean Paradise Resort & Spa". Mieści sie w półónocno-wschodniej części wyspy, dokładnie Pwani Mchangani. Nie jest molochem,inna sprawa że nie widziałem na Zanzibarze wielkich obiektów hotelowych typu np.RIU. Nie należy także do maleństw w hotelowej branży. Ot,średniak którego wielkość odpowiada każdemu...

Wyszukalismy go (hotel) samodzielnie a ofertę siedmiu nocy z opcją "śniadanie +kolacja" w cenie 2150 USD uznalismy za..."okazyjną" ; ) Co istotne,w hotelu nie prowadzi się ZADNYCH operacji gotówkowych. WSZYSTKIE płatności realizowane są za pomoca kart płatniczych. Tak "debitowych" jak im kredytowych. Gotówka służyła nam jedynie jako "tipy" dla personelu ; )

Do dnia przybycia wracajac. W recepcji czekają na nas "arbuzowe szejki" oraz sympatyczna i co niezwykle ważne po długiej podróży szybka obsługa. Dziwi ich nasz "podręczny 

bagaż" ; ) "Nositorba" był rozczarowany sadząc ,że przy tak niewielkim bagażu z napiwku "będa nici". Zawiedliśmy jego przeczucia ; )))

Dostajemy pokój z numerem 167. Trzeba go (numer) zapamietać gdyż wszędzie jesteśmy odpytywani w temacie "numeropokojowym"... Pomieszczenie stylizowano "na afrykańskookragło".

Design nie urywa...głowy ale generalnie jest OK. Najważniejsze,ze jest czysto i...działa telewizor ; )))))

częśc łazienkowa jest "dziwna" ponieważ przypomina długi korytarz w którym ulokowano umywalkę (JEDNĄ !!! : ((, brodzik z deszczownicą a na końcu kibelek.

Klima "na pilota" działa sprawnie i cicho. Do tego "wiatrak na suficie",równie bezgłośny co jest rzadkością !!! Pokojowa lodówka zawiera "słodkie" oraz butelkę wody (dużą) i dwa piwa. Uzupełniane codziennie,za opłatą. Całości dopełnia czajnik ,filiżanki,dwie butelki (małe) wody oraz zestaw kaw i herbat. Notabene herbaty rewelacyjne !!! Te "wiktuały" sa uzupełniane codziennie "za free".

Jednak największym plusem było położenie pokoju i fantastyczny balkon. Obiekty w hotelu to wolnostojace,parterowe "chaty" oraz budynki piętrowe. Chaty stoją na terenie płaskim natomiast "piętrusy" na wzniesieniu. Z pozoru wydawać sie może ,iż to "chaty" sa najatrakcyjniejsze ale przy blizszym zapoznaniu nie zamieniłbym na nie naszego pokoju. 

Fotki wolnostojacych "chat"...

Na czym polega niedogodnośc tychże obiektów ? Otóż, w ich pobliżu przebiegaja drózki. Bardzo często w bliskiej odległośći. Zarówno w dzień a szczególnie wieczorami wnętrze domku widac "jak na dłoni". Podobnie siedzenie na małym tarasie gdy tuz obok łażą ludzie takie...niekomfortowe jest. Jak dla mnie ; ) I co bardzo wazne,widoku z balkonu na "pierwszym piętrze" jest niezapomniany...

Fotki z naszego balkonu.

W pokoju moskitiera chroni widaomo przed czym a ciężkie i ciemne story przed "światłem dnia". Zaraz na poczatku pobytu postanowiliśmy wieczorem nie zasłaniać okien całkowicie. "Niech rano wpadnie troszke słoneczka" taki był nasz tok myslowy. Zrobilismy to raz i...nigdy wiecej. Okazało sie ,że słońce wstaje dokładnie na wprost naszych okien a jego ostre niczym laser promienie przebiły sie przez palmowe liście budząc nas kutecznie o "nieludzkiej porze" ; )))

A tak wygladało położenie naszego lokum...

Ten segment pod "czerwonym krzewem" na najwyzszym piętrze był nasz...

Widok recepcji od zewnatrz...

W jej pobliżu część barkowa z "kinem na powietrzu". Na wieczorami wyświetlano filmy,videoklipy lub teksty piosenek dla amatorów karaoke ; )

Oczywiście było i spa,sklepik z pamiatkami oraz wypozyczalnia rowerów,żaglówek itp...

W poblizu recepcji przy brodziku i kaskadzie  była tez mała,nietypowa atrakcja. W wielkich donicach posadzono rosliny które zostały zaadoptowane prze pewien gatunek ptaków na lokalizacje ich gniazd. Kolorowe ptaszki non-stop polowały nad woda na owady i złapane donosiły do gniazd. Nie jestem ornitologiem ale powiem Wam ,że obserwowanie "małych klejnocików" sprawiało sprą frajdę...

Był "basen dla ptaków",był i dla ludzi ; ) Nieregularne kształty,wysepka na środku oraz czyściusieńka i chłodna woda. To jego (basenu) cechy charakterystyczne...

W pobliżu restauracja oraz barek. Drinki można sączyć tak z poziomu wody jak i na osłonietym tarasie...

W czasie kolacji na wspomnianej wysepce od godziny 19.30

do 22 wieczorne wystepy. Codziennie inna kapela,codziennie inny rodzaj muzyki. Nam sie podobało...

Byl jeszcze jeden "fajny myk". Otóz gdy ktos z gości miał urodziny,organizowano dla niego spejalny "mini-schow". Wygladał mniej więcej tak. Około 20-tej. Kapela ,"ta z wysepki",zaczynała grać lokalny utwór,coś na podobieństo naszego "sto lat" czy "happy birthday.." Na zapleczu rozlegały sie dziewczęce piski i krzyki. Przy pierwszym razie nie wiedzielismy "co sie dzieje" !!!

Z zaplecza wyłaniał sie "roztańczony wąż" w skład ktorego wchodziły dziewczyny z personelu. Kelnerki,kucharki itp. Pierwsza niosła urodzinowy tort.

Dziewczyny zataczały kręgi przy stolikach,zblizając sie do miejsca gdzie siedzinał jubilat. Jednak przy pierwszym podejściu,omijały jego stolik idac dalej. Tu sprawa njfajniejsza ponieważ "delikwent" był zapewne pewien,że zmierzaja do niego. Gdy odchodziły z pewnościa był...rozczarowany ; ) Wąz zataczał kolejne kręgi aby w finale podejść (od tyłu) do stolika osoby majacej urodziny kompletnie tym razem zaskoczonej. Lokalne spiewy a nakoniec tak personek jak i goście w restauracji śpiewaja "happy birthday to you...". Superowska sprawa...

Cały teren nocą dobrze oświetlony.Nawet na poczatku nie udało sie nam zabłądzić ; ))

Ale tak naprawdę do takich miejsc przylatuje sie nie na urodzinowe party czy wieczorne wystepy. Najwazniejsze jest..."słońce i plaża". Mieliśmy szczęscie bo w trakcie pobytu trafiła się nam i superowska pogoda a zanzibarska plaża zadowoli,naszym zdaniem,najbardziej wybrednych ; )

Plazy poświęce odrebny watek w relacji a dzis jedynie jej okolice...

Na koniec dodam,że hotelem zarządza niemiec rodem z Hamburga.Sympatyczny gość "znajacy sie na rzeczy". Wraz ze swą partnerką tworzą pare managerską trzymającą personel "krótką ręką". Broń Boże nie myślcie ,że "dojeżdżają" pracowników !!! Po prostu w hotelu każdy wie co do niego należy i jest "rozliczany" ze swej pracy. Owocuje to czystością obiektu,mnogościa zajęć oferowanych turystom,bezpieczeństwem jakie towarzyszy tam przebywającym,przyzwotej kuchni . Naszym zdaniem: "Ocean Paradise Resort & Spa"...fully recommend !!!

...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav

Strony

Wyszukaj w trip4cheap