Są różne drogi na szczyt i różne dni zdobycia góry
Dowiadywałam się, patrzałam na zdjęcia ,liczyłam dni –znajomy męża przestrzegał przed trasą coca-cola /wchodził inną/,ale ja się chciałam trzymać harmonogramu ,który sobie wyznaczyłam. wszystkie inne trasy miały dłuższy czas wchodzenia od 7 do 9 dni. później się dowiedziałam że można też na tych innych trasach skracać wchodzenie też zdobywać górę w te 6 dni na których mi zależało ,ale o tym dowiedziałam się po roku
My dwoje, dwoje przewodników i chyba 7-9 tragarzy-to nasza ekipa.
Pierwsze dni to spokojna wędrówka .
Im wyżej tym wolniej się wchodziło ,jeden dzień był na aklimatyzację przed atakiem na szczyt.
Poznaliśmy wspaniałych ludzi ,jedni zdobyli szczyt inni musieli zrezygnować.
Nie będę Wam opisywać tych pierwszych dni , bo właściwie nic ekscytującego się nie działo.
Idziesz, idziesz ,idziesz ,zjadasz jakiś prowiant ,idziesz ,idziesz..
Dochodzisz do obozu . myjesz się, kolacja ,pogaduszki i spanie
-
-
-początek- ta butelke plastikową musiałam wyrzucić -zakaz wnoszenia
trasa do obozu pierwszego
obóz drugo zdobyty
poranna kawa
mycie /nie macie wrażenia że to wygląda jak micha dla psa*yahoo*
roślina pandemiczna -rośnie tylko tam -trąba słonia
droga do obozu drugiego
obóz drugi
nasz domek
kilimandżaro nasz cel
no i już ponad chmurami
na tym jakby co to by nas zwozili,a koło tego masę pasiastych myszek ,które mogą żyć tylko na tej wysokości -wejdą wyżej kicha, niżej też kicha
Codziennie rano i wieczorem do kampingu mamy przyniesioną w misce ciepłą wodę do umycia a rano pomocnik kucharza przynosił dzbanek z gorącą wodą ,kawą lub herbatą i cukrem-to na obudzenie. śniadania już się jadło w ogólnym budynku przy stole ,gdzie każda grupa miała na stole rozłożony kraciasty obrus/każda grupa inny wzór/.obowiązkowo do każdego posiłku pop corn.
Jedzenie rewelacyjne, prawie pod nas /lubimy curry//marchewka z groszkiem z mleczkiem kokosowym/najbardziej szokującym dla nas było podanie posiłku grupie amerykanów-wazy, szklanki, literatki i inne akie duperele ,a jedzenia dwa razy tyle co u nas /nie do przejedzenia/,
Dla odmiany gdy jadła grupa Japończyków to koło nich stało 4 pomocników ,którzy byli na każde zawołanie,
Codziennie po śniadaniu był wywiad lekarski-jak się czujesz ,czy byłeś pi-pi i ta inna sprawa,
Czy jest gorączka. mierzenie ciśnienia krokodylkiem. wieczorem również krótki wywiad medyczny.
Rano po śniadaniu bukłaki są napełniane wodą/na atak wymyśliłam żeby rurki doprowadzające wodę do ust otulić taką niebieską pianką ,którą się nakłada na rury do klimatyzacji-po to aby woda w tej cienkiej rurce nie zamarzła-okazało się to b.dobrym rozwiązaniem/, dostajemy suchy prowiant, dajemy plecaki tragarzom a my ruszamy w drogę.
Właściwie to dojście do ostatniej bazy było najtrudniejsze-najdłuższe ,poza samym atakiem na szczyt.
Ta ostatnia baza była inna od tych niżej. tu były sale wieloosobowe, były również porozkładane namioty i namioty -ubikacje
I właściwie się nic nie działo bo jak doszliśmy, zameldowaliśmy się , ulokowali nas w pokoju 12 osobowym z łóżkami piętrowymi wtedy jeszcze jak przyszliśmy były wolne łóżka na dole ,kolejni po nas już musieli się wspinać na górę , a była to grupa 6 czy 8 Izraelczyków- poza tym że tam już wszystko robiłam jak w zwolnionym filmie. czyli jak chciałam pi-pi/czyli siusiu/ to musiałam zaraz wyruszyć bo bardzo wolno szłam i mogłabym nie zdążyć. Jeden tylko raz wzięłam aparat wyszłam ponownie i kliknęłam parę fotek ,mimo że aż prosiło się o więcej/nie miałam ani siły ani ochoty wychodzić ponownie z aparatem aby robić zdjęcia/ umyliśmy się chusteczkami nawilżającymi ,zjedliśmy kolację .Richard zrobił briefing i mieliśmy się zdrzemnąć a o 24.30 chcieliśmy wyruszyć.
Ja założyłam sobie stopery ,na oczy dałam opaskę –miałam spokój, mogłam się wyłączyć ,ale spać nie umiałam/już teraz nie pamiętam ,ale myśli krążyły w mojej głowie jak szalone/.
Darek miał mniej szczęścia, nie miał stoperów więc tym bardziej trudno było mu zasnąć, ale jak był na najlepszej drodze do krótkiego snu to jeden z Izraelczyków zaczął się przebierać-słowa Darka: kurteczkę k…a musiał przebrać ,nie mogła być brązowa na zieloną tylko zielona na brązową ,w dodatku świecił sobie czołówką więc co rusz przejeżdżał światłem po oczach innych .i tak do 23.00 bo Izraelczycy wychodzili o 24.00 o 23 myśmy już mieli pobudkę .do zjedzenia była owsianka, suche petitki, herbata z imbirem.
Ja stwierdziłam że muszę coś mieć w żołądku bo później jakoś nie mam ochoty na jedzenie , więc zjadłam dwa małe kubeczki owsianki –i to był mój pierwszy błąd.
jak wracaliśmy przejeżdżaliśmy koło naszej górki:):)
KILIMANDŻARO
Są różne drogi na szczyt i różne dni zdobycia góry
Dowiadywałam się, patrzałam na zdjęcia ,liczyłam dni –znajomy męża przestrzegał przed trasą coca-cola /wchodził inną/,ale ja się chciałam trzymać harmonogramu ,który sobie wyznaczyłam. wszystkie inne trasy miały dłuższy czas wchodzenia od 7 do 9 dni. później się dowiedziałam że można też na tych innych trasach skracać wchodzenie też zdobywać górę w te 6 dni na których mi zależało ,ale o tym dowiedziałam się po roku
My dwoje, dwoje przewodników i chyba 7-9 tragarzy-to nasza ekipa.
Pierwsze dni to spokojna wędrówka .
Im wyżej tym wolniej się wchodziło ,jeden dzień był na aklimatyzację przed atakiem na szczyt.
Poznaliśmy wspaniałych ludzi ,jedni zdobyli szczyt inni musieli zrezygnować.
Nie będę Wam opisywać tych pierwszych dni , bo właściwie nic ekscytującego się nie działo.
Idziesz, idziesz ,idziesz ,zjadasz jakiś prowiant ,idziesz ,idziesz..
Dochodzisz do obozu . myjesz się, kolacja ,pogaduszki i spanie
-
-
-początek- ta butelke plastikową musiałam wyrzucić -zakaz wnoszenia
trasa do obozu pierwszego
obóz drugo zdobyty
poranna kawa
mycie /nie macie wrażenia że to wygląda jak micha dla psa*yahoo*
roślina pandemiczna -rośnie tylko tam -trąba słonia
droga do obozu drugiego
obóz drugi
nasz domek
kilimandżaro nasz cel
no i już ponad chmurami
na tym jakby co to by nas zwozili,a koło tego masę pasiastych myszek ,które mogą żyć tylko na tej wysokości -wejdą wyżej kicha, niżej też kicha
klimatyzacja -zebra punkt
Codziennie rano i wieczorem do kampingu mamy przyniesioną w misce ciepłą wodę do umycia a rano pomocnik kucharza przynosił dzbanek z gorącą wodą ,kawą lub herbatą i cukrem-to na obudzenie. śniadania już się jadło w ogólnym budynku przy stole ,gdzie każda grupa miała na stole rozłożony kraciasty obrus/każda grupa inny wzór/.obowiązkowo do każdego posiłku pop corn.
Jedzenie rewelacyjne, prawie pod nas /lubimy curry//marchewka z groszkiem z mleczkiem kokosowym/najbardziej szokującym dla nas było podanie posiłku grupie amerykanów-wazy, szklanki, literatki i inne akie duperele ,a jedzenia dwa razy tyle co u nas /nie do przejedzenia/,
Dla odmiany gdy jadła grupa Japończyków to koło nich stało 4 pomocników ,którzy byli na każde zawołanie,
Codziennie po śniadaniu był wywiad lekarski-jak się czujesz ,czy byłeś pi-pi i ta inna sprawa,
Czy jest gorączka. mierzenie ciśnienia krokodylkiem. wieczorem również krótki wywiad medyczny.
jak zwykle rano -kawa
h
droga do obozu ostatniego
jak widzicie coraz zimniej
Czy kompozycja zdjec w poscie Nr 13 ma jakis bezposredni zwiazek?
"Podobno były –bo spałam jak zabita i nic nie słyszałamLLL.
Nawóz w każdym razie zostawiły."
https://marzycielskapoczta.pl/
Napisz pocztowke ze swoich podrozy do chorych dzieci
To jedna z tras nazywa się Coca-cola? ciekawe dlaczego ?
Hipcio sliczny
No trip no life
...he,he,he _Huragan_ sugerujesz,że..."zjedli pasiastą" !??? ; ))))))
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
takiego apetytu to jednak nie mieliśmy
Rano po śniadaniu bukłaki są napełniane wodą/na atak wymyśliłam żeby rurki doprowadzające wodę do ust otulić taką niebieską pianką ,którą się nakłada na rury do klimatyzacji-po to aby woda w tej cienkiej rurce nie zamarzła-okazało się to b.dobrym rozwiązaniem/, dostajemy suchy prowiant, dajemy plecaki tragarzom a my ruszamy w drogę.
Właściwie to dojście do ostatniej bazy było najtrudniejsze-najdłuższe ,poza samym atakiem na szczyt.
Ta ostatnia baza była inna od tych niżej. tu były sale wieloosobowe, były również porozkładane namioty i namioty -ubikacje
I właściwie się nic nie działo bo jak doszliśmy, zameldowaliśmy się , ulokowali nas w pokoju 12 osobowym z łóżkami piętrowymi wtedy jeszcze jak przyszliśmy były wolne łóżka na dole ,kolejni po nas już musieli się wspinać na górę , a była to grupa 6 czy 8 Izraelczyków- poza tym że tam już wszystko robiłam jak w zwolnionym filmie. czyli jak chciałam pi-pi/czyli siusiu/ to musiałam zaraz wyruszyć bo bardzo wolno szłam i mogłabym nie zdążyć. Jeden tylko raz wzięłam aparat wyszłam ponownie i kliknęłam parę fotek ,mimo że aż prosiło się o więcej/nie miałam ani siły ani ochoty wychodzić ponownie z aparatem aby robić zdjęcia/ umyliśmy się chusteczkami nawilżającymi ,zjedliśmy kolację .Richard zrobił briefing i mieliśmy się zdrzemnąć a o 24.30 chcieliśmy wyruszyć.
Ja założyłam sobie stopery ,na oczy dałam opaskę –miałam spokój, mogłam się wyłączyć ,ale spać nie umiałam/już teraz nie pamiętam ,ale myśli krążyły w mojej głowie jak szalone/.
Darek miał mniej szczęścia, nie miał stoperów więc tym bardziej trudno było mu zasnąć, ale jak był na najlepszej drodze do krótkiego snu to jeden z Izraelczyków zaczął się przebierać-słowa Darka: kurteczkę k…a musiał przebrać ,nie mogła być brązowa na zieloną tylko zielona na brązową ,w dodatku świecił sobie czołówką więc co rusz przejeżdżał światłem po oczach innych .i tak do 23.00 bo Izraelczycy wychodzili o 24.00 o 23 myśmy już mieli pobudkę .do zjedzenia była owsianka, suche petitki, herbata z imbirem.
Ja stwierdziłam że muszę coś mieć w żołądku bo później jakoś nie mam ochoty na jedzenie , więc zjadłam dwa małe kubeczki owsianki –i to był mój pierwszy błąd.