--------------------

____________________

 

 

 



Fiordy Norweskie na statku - maj 2018

60 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 4 godziny 11 minut temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Olden fajne, podoba mi się Yahoo

Ale jęzora żal. Zdecydowanie lepiej wyglądał 10 lat temu jak wpadał do wody

No trip no life

greg2014
Obrazek użytkownika greg2014
Offline
Ostatnio: 4 lata 8 miesięcy temu
Rejestracja: 29 lip 2017

Fiord fiordowi nierówny. W zasadzie to chyba każdy jest trochę inny. Nordfjord, którym płynęliśmy dzień wcześniej na sporej części trasy miał łagodne opadające zbocza i zabudowę schodząca niemal do linii brzegu.

Geirangerfjord jest zupełnie inny. Bardzo strome i niedostępne wręcz zbocza spadają prawie pionowo często z wysokości kilkuset metrów. Dosłownie co kilkadziesiąt metrów spada z nich jakiś wodospad lub strumień.

Sam fiord jest odnogą nieco dłuższego Sunnylvsfjorden (26 km), który z kolei rozpoczyna się od jeszcze dłuższego (110 km) Storfjorden (110 km). Z tego ostatniego zresztą odchodzi kilka bocznych fiordów tworząc cały układ. Wystarczy spojrzeć na mapę, aby przekonać się jak jest on pokręcony.

Na godz. 9 mieliśmy zaplanowane przybicie do portu w Hellesylt. To miejsce, w którym umownie kończy się Sunnylvsfjorden oraz rozpoczyna malowniczy Geirangerfjord.

Widok z samego rana z górnych pokładów był bajkowy. Mgła unosiła się jeszcze znad wzgórz ale zapowiadał się naprawdę piękny dzień. To pierwsze zdjęcia jeszcze przed przybiciem do Hellesylt:

A to pierwszy widok na Hellesylt, jaki można było zobaczyć przed godz. 9:

Hellesylt to bardzo mała wioska, która liczy zaledwie niespełna 300 mieszkańców. Statek miał tutaj wyłącznie godzinny postój techniczny przewidziany dla kilku całodniowych wycieczek, które rozpoczynały się właśnie w Hellesylt a kończyły w kolejnym porcie – Geiranger.

Podczas przybijania do nabrzeża w Hellesylt mgła podniosła się już prawie całkowicie odsłaniając wysokie zbocza fiordu oraz zabudowę zdominowaną przez jakąś halę. Pewnie zmieściliby się w niej wszyscy mieszkańcy wioski Smile

A to już pełny widok na Hellesylt. W zbliżeniu widać rozdzielającą wioskę na dwie części rzekę z widowiskowym wodospadem, kościół, zabudowę…oraz autobusy wycieczkowiczów z naszego statku:

Tak wyglądało to w nieco szerszej perspektywie:

Pomiędzy Hellesylt a Geiranger (zresztą nie tylko) kursują promy pozwalające nie-statkowym turystom podziwiać fiord od strony wody jak również obsługujące miejscowych mieszkańców:

Postój tak jak było zaplanowane był krótki i trwał tylko tyle ile musiał trwać. Więcej czasu zajęły czynności techniczne związane z cumowaniem (rzucanie i mocowanie lin, odwracanie statku itd.) niż sam postój. Około godz. 10 rozpoczęliśmy dalszą wędrówkę wgłąb naprawdę niesamowitego Geirangerfjordu.

Co ciekawe niektóre statki wycieczkowe nie płyną do Geiranger a jedynie zatrzymują się na postój w Hellesylt, po którym wychodzą z fiordu na pełne morze. Biorąc pod uwagę niezwykłe widoki we fiordzie oraz w samym Geiranger trudno mówiąc szczerze mi to zrozumieć – proponuję zwrócić uwagę na to, żeby tego uniknąć jeśli ktoś będzie się wybierał do tej części Norwegii.

My w każdym razie ruszyliśmy dalej. Zbocza na tym odcinku są w wielu miejscach prawie pionowe. Do tego niepoliczalna ilość strumyków, leżące tu i ówdzie pozostałości śniegu no i dosłownie wodospad na wodospadzie. Zresztą wiele z nich składa się z kilku części – kaskad, które musi pokonać woda zanim zasili fiord:

Po kilkudziesięciu minutach wolnej żeglugi na horyzoncie pojawił się jeden z najbardziej popularnych wodospadów w tym fiordzie znany pod nazwą "7 Sisters":

Akurat teraz (wiosną) można z mniejszą lub większą dokładnością policzyć wodospadowe "siostry" i faktycznie widać 7 większych strumieni. Tych mniejszych chyba nikt nawet nie próbował liczyć… W bardziej suchych okresach podobno wodospad ten zamienia się w zależności od sytuacji w "5 Sisters", "3 sisters" itd. Akurat nam było dane zobaczyć go w pełnej okazałości.

Powoli przepływamy obok wodospadu:

Praktycznie dokładnie naprzeciw – na przeciwnym zboczu - znajduje się również bardzo widowiskowy wodospad znany pod nazwą "Zalotnik". Niestety ze względu na porę dnia, akurat w tym czasie słońce świeciło dokładnie z tej strony i zdjęcia nie nadają się do publikacji. Tych, którzy będą w okolicy zachęcam jednak do obejrzenia obu wodospadów w realu – naprawdę warto Smile

Po fiordzie można też pływać mniejszymi jednostkami – nawet kajakami. Jak widać na poniższej fotce, uczestnicy takich wypraw pozostawiają po sobie wątpliwej jakości pamiątki – napisy i graffiti na ścianach fiordu:

Jeszcze jeden (a w zasadzie dwa) rzut oka na fiord:

…i jesteśmy praktycznie na miejscu. Niestety w Geiranger dostępne jest nabrzeże (co ciekawe – rozkładane) umożliwiające przyjęcie tylko jednego statku i w tym dniu było ono zarezerwowane dla innej – znacznie większej od naszej – jednostki. Z tego powodu statek rzucił kotwicę w fiordzie a na ląd byliśmy dostarczani łodziami ratunkowymi (tzw. tenderami), które przez cały dzień kursowały tam i z powrotem.

Ale o wrażenia z samego Geiranger napiszę w kolejnej części.

C.D.N.

greg2014
Obrazek użytkownika greg2014
Offline
Ostatnio: 4 lata 8 miesięcy temu
Rejestracja: 29 lip 2017

No i jesteśmy w Geiranger. A w zasadzie gdzieś na wodzie, bo jak pisałem wcześniej akurat w tym miejscu nie mogliśmy przybić bezpośrednio do nabrzeża.

Jak to zwykle bywa, dla jednych transport na ląd łodziami ratunkowymi zwanych tenderami jest jakąś dodatkową atrakcją, dla innych utrapieniem ze względu na brak pełnej swobody przy schodzeniu ze statku oraz powrotu.

Aby uniknąć kolejek do tenderów, na kilka godzin przed przybyciem do Geiranger odbyła się dystrybucja darmowych biletów, które określały numer "naszej" łodzi. Obowiązywała tutaj zasada "kto pierwszy ten lepszy", z tym że oprócz biletu na pierwszy dostępny można było wybrać również późniejszy kurs – według własnych preferencji. Bilety obowiązywały przy tym tylko przy drodze na ląd; przy powrocie nie były już wymagane – obowiązywała wówczas wszystkich jedna kolejka aczkolwiek uczciwie trzeba powiedzieć, że powrót tenderami z reguły odbywa się dużo sprawniej ze względu na większe rozłożenie powrotów pasażerów na statek w czasie niż w przypadku schodzenia na ląd.

Statek rzucił kotwicę gdzieś na środku fiordu – na tyle wgłębi, że nie było z niego widać samego Geiranger. Sprawnie spuszczono kilka łodzi na wodę:

Samo zapełnianie łodzi odbywało się bardzo sprawnie i parę minut później byliśmy już w drodze na ląd. Dopiero z tej perspektywy patrząc na mikro-pomost dla tenderów widać ogrom statku:

Po paru minutach dotarliśmy na ląd, gdzie tender zacumował przy nabrzeżu obok innego wycieczkowca:

Na lądzie przywitał nas tradycyjnie jakiś lokalny troll:-)

Pogoda była rewelacyjna tzn. podobna jak w poprzednich dniach. Rano może było trochę chłodnawo, ale potem tylko lepiej z ok. 25-26 st. w środku dnia.

Geiranger to niewielka wioska – jeśli chodzi o obszar jest może większa od Hellesylt ale liczba mieszkańców podobna – niespełna 300. Przybycie dwóch statków dosłownie ją zwielokrotniło Smile

W ramach ciekawostek warto wspomnieć, że nad miejscowością i całym fiordem wisi odroczony w czasie wyrok – uważa się, że jedna z pobliskich gór wcześniej czy później osunie się do fiordu powodując tsunami oraz niszcząc okoliczne osady i prawdopodobnie całkowicie przeobrażając/niszcząc fiord. Na szczęście nie stało się to w czasie naszej wizyty Smile

W samym Geiranger miałem w planie – poza spacerem po wiosce, wybrać się na wycieczkę szlakiem turystycznym i zobaczyć fiord z góry. Wokół Geiranger jest zresztą całkiem sporo szlaków i łazikując po górach można tu spędzić naprawdę dużo czasu. Najważniejsze są zaznaczone na poniższej mapce:

Moim celem było przejście do widocznego na mapie punktu "Vesteras gard" a następnie na punk widokowy "Vesterasfjellet" (punkt B ) oraz "Losta" (punkt C). Pierwszy z tych punktów widokowych zlokalizowany jest praktycznie na szczycie wiszącego nad portem klifu – zaznaczyłem go na poniższej fotce:

Ale po kolei…

Samo Geiranger jest miejscowością dość gwałtownie opadającą w dół – w stronę fiordu. Z tego powodu najpierw trzeba podejść wyżej – do miejsca, w którym znajduje się "centrum" osady. Po drodze minąłem stary kościółek z połowy XIX wieku:

…skąd roztacza się całkiem przyzwoity widok na położony poniżej fiord:

Naszego statku na w/w fotce nie widać – był zasłonięty przez drugiego kolosa cumującego w porcie.

Nieco powyżej kościoła można zobaczyć Fjordsenter – duży obiekt o bardzo nietypowym kształcie, w którym można zapoznać się z mapą okolicy, zasięgnąć informacji, skorzystać z jakiejś oferty gastronomicznej, sklepów z pamiątkami, toalet i pewnie czegoś jeszcze.

Dużym powodzeniem cieszy się otoczenie tego obiektu – stanowi ono miejsce do opalania, grillowania oraz wszelkiej maści relaksu.

W okolicach Fjordsenter rozpoczyna się spora część szlaków, w tym mój:

Początkowo droga biegła przez las, który stopniowo przeszedł w łąkę – aż do punktu "Vesteras gard", który okazał się parkingiem ze sporą gospodą. W obiekcie tym zresztą dostępny jest taras dla turystów, z którego roztacza się ładny widok m.in. na Fjordsenter - dopiero stąd można zobaczyć mocno nieregularny kształt tego obiektu:

Dalej przez dłuższy odcinek szlak jest praktycznie płaski i prowadzi przez otwartą przestrzeń:

Po drodze do punktów widokowych można spotkać cały zwierzyniec: pierwsze pojawiły się owce, które było słychać z daleka – owcza młodzież była nieprawdopodobnie rozdarta:

Uzupełnieniem były hasające po wzgórzach lamy (mówiąc szczerze nie wiedziałem, że potrafią osiągać takie prędkości) :

Całości dopełniały kozy.

Niestety obecność tego zwierzyńca miała zasadniczą wadę – ilość "min" na szlaku na tym odcinku jest nieprawdopodobna i trzeba naprawdę uważać, żeby w nie nie wdepnąć:-)

Pierwszy punkt widokowy zlokalizowany jest dosłownie na klifie:

Krawędź klifu jest zabezpieczona częściowo siatką – aczkolwiek otwarte pozostaje pytanie, czy ma ona chronić przed upadkiem turystów czy też liczne owce i kozy szwendające się w jej bezpośrednim sąsiedztwie…

Widok z punktu widokowego jest dosłownie bajkowy. Widać stąd bardzo dobrze cumujący przy rozłożonym nabrzeżu statek jak również sam fiord.

Z punktu widokowego roztacza się zresztą piękny widok nie tylko na sam fiord ale również na góry położone w głębi doliny:

Jak dla mnie jeszcze bardziej bajkowy widok jest tuż przed wejściem na punkt widokowy - pasterska chatka z zielonym dachem oraz zwierzyńcem dookoła:

Przejście do drugiego punktu widokowego dostarcza kolejnych wrażeń:

Tu już nie ma żadnych barierek – trzeba naprawdę uważać.

W drodze powrotnej warto jeszcze wspomnieć o soczystych, kwiecistych łąkach z widokiem na wielki wodospad w tle:

…oraz wijący się praktycznie przez cały Geiranger wielostopniowy wodospad:

A na samym dole - podobnie jak w Haugesund czy Olden - tuż przy nabrzeżu zlokalizowany jest bardzo duży kemping:

Całość można podsumować bardzo krótko: pobyt w Geiranger – zarówno jeśli chodzi o żeglugę fiordem jak również wycieczkę po okolicy był absolutnie jedną z perełek tego rejsu.

A tymczasem statek podniósł kotwice i wyruszyliśmy w drogę do Bergen…

_Huragan_
Obrazek użytkownika _Huragan_
Offline
Ostatnio: 12 godzin 58 minut temu
Rejestracja: 13 cze 2015

bylem tam w sumie 4 razy-z tego dwa razy dluzsze pobyty,a dwa razy tylko przejazdem,ale nadal chetnie bym tam wrocil.To piekne miejsce i nic dziwnego,ze tak popularne w Norwegii.Swietnie,ze poszedles tym szlakiem i go pokazales,bo wiekszosc turystow wybiera sie jednak na Dalsnibbe autokarem,a nie chodzi tam pieszo.Tym bardziej wartosciowa jest twoja foto-relacja

https://marzycielskapoczta.pl/

Napisz pocztowke ze swoich podrozy do chorych dzieci

_Huragan_
Obrazek użytkownika _Huragan_
Offline
Ostatnio: 12 godzin 58 minut temu
Rejestracja: 13 cze 2015

Nota bene-piekny widok na Droge Orlow

https://marzycielskapoczta.pl/

Napisz pocztowke ze swoich podrozy do chorych dzieci

greg2014
Obrazek użytkownika greg2014
Offline
Ostatnio: 4 lata 8 miesięcy temu
Rejestracja: 29 lip 2017

_Huragan_ - rozważałem wyjazd na Dalsnibbe ale mówiąc szczerze przy tak ładnej pogodzie wolałem sam pochodzić po górach i zobaczyć coś więcej niż tylko fiord z oddali. Dalsnibbe zostawiam sobie na inną okazję - np. gdy będę w Geiranger któryś już raz i będę miał wyczerpany repertuar tego co można przejść samemu albo gdy będę miał już problemy z chodzeniem.

Póki co Dalsnibby nie żałuję ani trochę Smile

mabro
Obrazek użytkownika mabro
Online
Ostatnio: 1 godzina 37 minut temu
Rejestracja: 26 wrz 2013

Greg, dopiero teraz znalazłam dostatecznie dużo czasu by przeczytać uważnie Twoją relację i nacieszyć oczy pięknymi widokami. Bardzo fajnie piszesz - podajesz sporo faktów na temat odwiedzanych miejsc oraz dużo praktycznych wskazówek. Mam, nadzieję, że na rejs w te rejony jeszcze kiedyś się wybiorę i skorzystam z Twoich rad Biggrin Na razie z chęcią czytam o miejscowościach, w których nie byłam (Haugesund, Olden) i porównuję Twoje spostrzeżenia z miejsc, które odwiedziłam. W Geiranger skusiłam się na przejazd Drogą Orłów i wjazd na Dalsnibbę więc relacja z Twojej pieszej wędrówki jest dla mnie super uzupełnieniem. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy Biggrin

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 4 godziny 11 minut temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Greg, poczułam się prawie jak na statku patrząc na góry, wodospady.. Masz racje że pływanie po tym fiordzie jest mega i to jest must see,wiec warto zwrócić na to uwagę dobierając rejs. Ja niestety miałam lekkie opady więc troche mniej szczescia,ale i tak mi sie bardzo podobało...no bo jak tam może się nie podobac??

Szlak super, może nastepnym razem pójdę twoją trasą jeśli pogoda będzie równie piękna . My mieliśmy wynajęte auto na cały dzionek więc min była grana Dalsnibba..

No trip no life

greg2014
Obrazek użytkownika greg2014
Offline
Ostatnio: 4 lata 8 miesięcy temu
Rejestracja: 29 lip 2017

Kolejny nasz postój – w Bergen – był trochę niestandardowy.

Niestandardowość ta wynikała przede wszystkim z tego, że statek zatrzymał się w porcie aż na 2 noce, w efekcie czego mieliśmy do dyspozycji jeden pełny oraz dwa niepełne dni.

Dla części pasażerów (tych, którzy wybrali rejs w wersji tygodniowej) był to jednocześnie koniec rejsu. Z informacji na statku wynikało, że w czasie tych dni ok. 1500 pasażerów kończyło rejs i podobna ich ilość go zaczynała.

Wpłynięcie do portu w Bergen było planowane na godz. 14:00 (faktycznie wpłynęliśmy godzinę wcześniej) więc w sporej części dzień można było poświęcić na relaks. Nie chciałbym się powtarzać ale ponieważ pogoda była podobna jak w poprzednie dni, w związku z czym pokłady zewnętrzne zapełniły się miłośnikami basenów i opalania.

Rano wpłynęliśmy do Hjeltefjorden, na którego którejś odnodze leży Bergen i powolutku wpływaliśmy w głąb fiordu w związku z czym można było też obserwować otoczenie. Ponownie potwierdziło się wcześniejsze spostrzeżenie, że każdy fiord jest trochę inny. W tym przypadku jego zbocza były w większości bardzo łagodne i z intensywną (ale niską – głównie jednorodzinną) zabudową:

Około południa na horyzoncie pojawił się zawieszony ok. 63 metrów nad wodą most Askoybrua łączący Bergen oraz sąsiednie miasto Askoy:

…zaczęła się pojawiać bardziej zwarta zabudowa miasta:

…po czym powoli dotarliśmy na miejsce naszego postoju w porcie w Bergen.

Bergen jest drugim co do wielkości miastem Norwegii i (ok. 280 tys. mieszkańców), którego korzenie tkwią w XI wieku i które niektórzy nazywają "prawdziwą stolicą" Norwegii.

W mieście jest kilka nabrzeży, przy których zatrzymują się statki wycieczkowe. Na nasze szczęście, nasz statek zacumował przy nabrzeżu Bontelabo, które zlokalizowane jest praktycznie na odległość 10-15 minutowego spaceru do najstarszej części miasta – Bryggen.

Ze jednej strony statku roztaczał się widok na zatokę, wokół której zlokalizowana jest najstarsza część miasta:

…z drugiej zaś na jedno z okolicznych wzgórz i leżące u jego podnóża osiedla domków (głównie jednorodzinnych):

Przed wpłynięciem do portu była jeszcze szansa "zaliczyć" makaronową ucztę przygotowaną przez statkowych kucharzy:

Samo Bergen często w różnego rodzaju przewodnikach określane jest mianem "miasta siedmiu wzgórz". Jeśli chodzi o moje zdanie na ten temat, to jest to chyba jakiś PR albo marketing bo wzgórza te ktoś liczył raczej bardzo wybiórczo…ale zawsze to lepiej nie dostrzec jakiejś górki i znaleźć się w nobliwym gronie innych miast z siedmioma wzgórzami – razem z Rzymem, Lizboną czy Atenami Smile W każdym razie mi się wydaje, że tych wzgórz jest znacznie więcej…

Moim celem na pierwszy dzień było właśnie jedno ze wzgórz zaliczanych do tej kanonicznej siódemki: Sandviksfjellet. Jest ono mniej popularne niż Floyen oraz Ulriken, na które można wjechać kolejkami – ale podobnie jak z nich roztacza się z niego przepiękny widok na Bergen.

Sandviksfjellet jest zaznaczony na poniższej fotce:

Dotarcie do Sandviksfjellet z miejsca naszego postoju było stosunkowo proste. O ile centrum miasta i Floyen położone są po prawej stronie po wyjściu z portu, o tyle mój cel położony jest wgłąb – po lewej stronie.

Początkowo droga do mojego celu prowadziła przez osiedla, na których dominuje drewniana zabudowa (ewentualnie murowa z drewnianymi elewacjami):

Kierować należy się na park Stoltzekleiven:

Zainteresowanych wyjściem na to wzgórze uprzedzam, że praktycznie jest to cały czas droga po schodach pod górę:

Schody są różne – kamienne, betonowe lub drewniane, wiele z nich ma bardzo wysokie i niewygodne do wchodzenia stopnie. Pomiędzy ciągami schodów występuję krótkie odcinki łączące jedne schody z drugimi, na których można się zatrzymać i na chwilę odsapnąć.

Samych schodów nie liczyłem ale patrząc na różnicę wzniesień (wzgórze ma wysokość blisko 400 m), można przyjąć że trzeba wyjść na nieco niższą wysokość niż ta, na której położony jest taras widokowy na 125. piętrze najwyższego (póki co przynajmniej) wieżowca świata czyli Burj Khalifa w Dubaju (ok. 450 m). Całkiem sporo…

Co ciekawe, trasa ta jak zauważyłem jest popularnym miejscem jakichś intensywnych treningów, w ramach których wbiega się na szczyt z włączonym stoperem bez zatrzymania. Kondycja niektórych mijanych osób budziła nieprawdopodobny szacunek Smile

A tak wygląda sam szczyt (a w zasadzie punkt widokowy Sandviksfloien – sam szczyt jest położony nieco głębiej):

Poza miejscem, w którym zamontowany jest maszt, szczyt nie jest zabezpieczony żadnymi siatkami ani ogrodzeniem – pomimo, że praktycznie od strony morza występuje tutaj niemal pionowy klif. A ponieważ momentami wieje tu naprawdę nieźle to powiem krótko – trzeba uważać.

Widoki ze wzgórza całkowicie wynagradzają trud wejścia na szczyt.

Ponieważ punkt widokowy Sandviksfloien jest położony bardzo blisko morza (nieporównani bliżej niż wspomniane wcześniej Floyen nie mówiąc o Ulriken), roztacza się stąd najlepszy ze wszystkich wzgórz w Bergen widok na fiord, z widocznymi wyspami oraz słabiej zauważalnym otwartym morzem w oddali:

Można stąd również zobaczyć z góry najstarszą część miasta (to okolice zatoki Vagen położonej na lewo od naszego statku):

Na górze spędziłem prawie godzinę.

Nie ma tam jakiegoś wielkiego tłoku, co jakiś czas pojawiają się pojedyncze osoby lub rzadziej grupki a samo miejsce jest stosunkowo rozległe (oprócz "właściwego" punktu widokowego dostępnych jest sporo okolicznych skał, na które również można wyjść).

W drodze w dół zmieniłem nieco trasę, aby "wpuścić" się w znajdujące się w tej części miasta bardzo wąskie uliczki z tradycyjną drewnianą zabudową:

…po czym dotarłem do okolicy, w której cumował nasz statek. Akurat w pobliżu znajduje się najstarsze (nieczynne aktualnie) nabrzeże Bergen, wokół którego można zobaczyć kilka odrestaurowanych budynków w klimacie "starego Bergen":

Korzystając z pięknej pogody oraz tego, że dzień jest długi wybrałem się jeszcze na pierwszą wycieczkę do Bryggen – najstarszej dzielnicy Bergen położonej ok. 10-15 minut od miejsca naszego postoju.

Kolorowe drewniane budynki tworzą tutaj pewien ciąg i w świetle wieczornego słońca odsłaniają wszystkie swoje kolory. Towarzyszą im nieco starsze – solidne murowane kamienice:

Będąc w centrum można również zobaczyć jedno ze wspomnianych umownych 7-u wzgórz - najpopularniejsze zresztą wśród turystów wzgórze Floyen, na które prowadzi kolejka przypominająca naszą na Gubałówkę:

Warto również wspomnieć o stojącym przy jednym z nabrzeży starego miasta pięknym trzymasztowym jachcie Statsraad Lehmkuhl zwodowanymw 1914 roku. Do dziś na jego pokładzie odbywają się krótsze i dłuższe rejsy dla turystów – aczkolwiek jak łatwo się domyślić cena niektórych spośród nich jest zaporowa (szczegóły: https://lehmkuhl.no/en/ ):

Do kolekcji kolorowych kamieniczek należy jeszcze obowiązkowo zaliczyć te, które są położone obok targu rybnego (okolice Vagasallmenningen):

…oraz zlokalizowane na ich tyłach klimatyczne uliczki z knajpkami i sklepikami:

Jako ciekawostkę z tych okolic warto wymienić jeszcze prawdziwą minę morską, która pełni obecnie funkcję pomnika-skarbonki i upamiętnia marynarzy norweskich, którzy zginęli na morzach w czasie I Wojny Światowej:

Na dokładniejszą eksplorację tej części miasta zarezerwowałem sobie ostatni dzień naszego pobytu w Bergen, zatem jeszcze do tego wrócę.

Na tym zakończyłem pierwszy dzień pobytu w Bergen. Mówiąc szczerze, dobrze się złożyło, że nasz postój w tym miejscu trwa aż 3 dni ponieważ ilość atrakcji do zobaczenia w okolicy jest naprawdę spora.

Na koniec dnia statkowi akrobaci korzystając z tego, że nie ma najmniejszego ryzyka że statkiem będzie bujało dali naprawdę niezły pokaz w teatrze:

Na następny dzień zaplanowałem wizytę na kolejnych dwóch wzgórzach Bergen – Ulriken i Floyen - a właściwie wędrówkę z jednego na drugie z dala od miejskiego hałasu. Ale o tym napiszę w kolejnej części:

PS. Jeśli chodzi o samo Bergen to wszystkim zainteresowanym, podobnie jak w Kopenhadze polecam świetny przewodnik portowy ze strony https://www.tomsportguides.com/port-guides.html

greg2014
Obrazek użytkownika greg2014
Offline
Ostatnio: 4 lata 8 miesięcy temu
Rejestracja: 29 lip 2017

Kolejnego dnia w Bergen zaplanowałem wyjazd kolejką na najwyższe wzgórze w pobliżu miasta czyli Ulriken. Stąd miałem w planie przejście szlakiem turystycznym do Floyen i zejście do centrum miasta.

Oba w/w wzgórza zaznaczone są na załączonym zdjęciu. Dalsze to Ulriken a bliższe to Floyen.

Kolejka linowa na Ulriken zlokalizowana jest w sporej odległości od centrum miasta. Najłatwiej dojechać tam kursującymi praktycznie spod portu autobusami miejskimi nr 2 (kierunek Birkelundstoppen) lub 3 (kierunek Sletten). Z innych lokalizacji w rachubę wchodzi również linia nr 12 (kierunek Montana). Bez względu na wybór linii, z autobusu należy wysiąść obok szpitala na przystanku "Haukeland sjukehus nord", skąd trzeba podejść kilkaset metrów w górę do dolnej stacji kolejki (nie widać jej z drogi). Jednorazowy bilet autobusowy kosztuje 37 koron – można go kupić w automacie na niektórych przystankach lub przez aplikację o nazwie "skyss" zainstalowaną na telefonie komórkowym (aczkolwiek mi ta sztuka się nie udała – aplikacja nie odsyłała SMS niezbędnego do zakończenia rejestracji). U kierowcy można kupić bilet wyłącznie za gotówkę ale wówczas cena wynosi 100 koron.

Ponieważ zaplanowana przeze mnie trasa wymaga dobrych kilku godzin, do Ulriken wybrałem się z samego rana i pod dolną stację kolejki dotarłem ok. 9 – tuż po jej otwarciu. Kolejka do kolejki była póki co minimalna chociaż mogłem pojechać dopiero trzecim wagonikiem:

W momencie, kiedy jednak czekałem już na wagonik, przyjechało kilka autobusów z wycieczkami i obawiam się, że "zakorkowały" one nieco wjazd na górę.

Bilet na kolejkę kosztuje 115 koron w jedną lub 175 koron w obie strony. Przed wyjazdem warto sprawdzić w internecie czy kolejka kursuje (standardowo 9:00-21:00) ponieważ w przypadku silnego wiatru może być wyłączona na część lub całość dnia. Szczegółowe informacje o kolejce na Ulriken można znaleźć tutaj: http://ulriken643.no/en/

W obie strony kursują dwa niewielkie wagoniki (żółty i czerwony):

Po dotarciu na górę roztacza się przed nami zapierająca dech w piersiach panoramę miasta, w tym widok na zatokę przypominającą na pierwszy rzut oka jezioro:

Warto wspomnieć, że Ulriken położone jest stosunkowo daleko od centrum miasta, w związku z tym jest ono widoczne z mniejszymi szczegółami niż z Sandviksfjellet czy Floyen, skąd z kolei tę część Bergen widać zdecydowanie najlepiej (ale o tym później):

Patrząc w lewo – w głąb lądu, można z kolei zobaczyć kilka okolicznych jezior oraz zabudowę pobliskich miejscowości – w tym miasta Arstad:

Sam szczyt Ulriken jest praktycznie goły jak kolano – oczywiście wyłączając zlokalizowany obok górnej stacji kolejki betonowy maszt obwieszony chyba wszystkimi możliwymi rodzajami nadajników i przekaźników:

Podobna (tzn. bez poważniejszej roślinności) jest również zdecydowana większość szlaku pomiędzy Ulriken a Floyen.

Z ciekawostek na Ulriken warto wymienić siłownię "pod chmurką" dającą chętnym spore możliwości treningowe Smile

Według drogowskazów z Ulriken na Floyen jest 13 km, aplikacja GPS w telefonie w praktyce zmierzyła mi 15 km a samo przejście (z postojami na odpoczynek, zdjęcia itp.) zajęło mi równe 4 godziny:

Nie wiem jak jest na co dzień, ale akurat w dniu, w którym ja pokonywałem ten szlak, trudno było go nazwać zbyt popularnym (chociaż co jakiś czas – szczególnie bliżej Floyen – można na nim było spotkać jakieś małe grupki turystów). Ale być może popełniam błąd mierząc popularność liczbą turystów w polskich górach… Smile

Jeszcze jedną ciekawostką, z którą można się spotkać wielokrotnie po drodze są specjalne stanowiska z zaplombowanymi pojemnikami zawierającymi sprzęt na wypadek potrzeby udzielenia komuś pomocy, wypadku itp. Proste i pomysłowe zarazem:

Praktycznie zaraz po wyruszeniu z Ulriken można zobaczyć pierwsze górskie jeziorko/staw – liczba podobnych (mniejszych i większych) po drodze jest równie niepoliczalna jak liczba strumyków i wodospadów podczas podróży fiordem Geiranger:

Po około 45 minutach od wyjścia z Ulriken, na szlaku spotkałem grupkę maluchów z opiekunami. Każdy taszczył ze sobą spory plecak z karimatą. Spytałem się z ciekawości opiekunów skąd wędrują oraz o wiek dzieci. Okazało się, że mają one średnio 5 lat (niektóre były młodsze) i zgodnie z norweskim zwyczajem/modelem edukacji, w ramach oswajania się z naturą spędziły noc w namiotach i wracają na dół – a cały poprzedni dzień wędrowały po górach. Grupie ok. 20 dzieciaków towarzyszyły dwie opiekunki i jak widać dało się. Ciężko mi sobie wyobrazić coś takiego u nas…

Poniżej zamieszczam kilka fotek z trasy. Warto wspomnieć, że niektóre odcinki (przynajmniej o tej porze roku) zawierały resztki śniegu, które zazwyczaj dało się obejść – a dla niektórych jak widać na fotce były one swojego rodzaju atrakcją. Trzeba jednak być na to przygotowanym wchodząc na ten szlak:

Co ciekawe, w kilku miejscach po drodze trwała budowa (w 100% z drewna) jakichś niewielkich zabudowań. Biorąc pod uwagę, że brak jest tutaj obiektów turystycznych (np. schronisk) prawdopodobnie (ale to tylko moje przypuszczenie) są to jakieś domki pasterskie. Akurat w czasie naszej wizyty w Bergen, na wzgórzach nie spotkałem ani jednej owcy czy kozy, jednak z informacji w przewodniku wynikało, że to powszechni bywalcy w tych okolicach. Swoją drogą budowa w takim odludziu wygląda trochę abstrakcyjnie:

Jeśli chodzi o oznaczenie szlaku to trudno mu coś zarzucić. Co jakiś czas widoczne były kamienne kopczyki, rzadziej drogowskazy:

Wspominałem wcześniej, że liczba jezior, które można zobaczyć po drodze jest naprawdę spora. Dla mnie najbardziej malowniczym był układ trzech jezior położonych na trzech różnych poziomach i połączonych przepustami/strumieniami. Woda z najwyższego przelewała się do środkowego a stąd do najniższego. Dodatkowo na środkowym zbudowana jest zapora (prawdopodobnie z jakąś mikroelektrownią ale tego tylko się mogę domyślać). Zdjęcie niestety było w stanie objąć tylko dwa położone wyżej zbiorniki:

Jak informują tablice informacyjne, woda z jezior i zbiorników jest zdatna do picia – i raczej trudno byłoby w to nie uwierzyć:

Dla "niewiernych" i wątpiących w zapewnienia na tablicach, w kilku miejscach w pobliżu Floyen umieszczono zresztą osobliwe "wodopoje" na kółkach:

Cała trasa (idąc od Ulriken) charakteryzuje się raczej niewielkim stopniem trudności. W zasadzie jedyne istotne podejście pod górę pojawia się już w pobliżu Floyen, kiedy trzeba wejść na wzgórze, na którym zamontowany jest jakiś maszt:

Przy czym umówmy się – nawet jeśli to żadne Himalaje to nie są. Bardziej męcząca może być odległość pomiędzy szczytami i to, że wędrówka prowadzi praktycznie w całości po otwartym terenie – niż stopień trudności samego szlaku.

Po 4-ech godzinach wędrówki dotarłem na Floyen, gdzie przywitał mnie kolejny norweski troll:

…po czym stanąłem przed momentami bardzo zatłoczonym tarasem widokowym na miasto:

Taras jest zlokalizowany tuż obok górnej stacji kolejki na Floyen, która wyrusza praktycznie z centrum miasta:

Z Floyen roztacza się piękny widok na najstarszą część Bergen – Bryggen oraz zatokę Vagen. Dopiero stąd widać jak długie są stojące w szeregu drewniane domki Bryggen, których kolorowe elewacje można podziwiać przy nabrzeżu:

Patrząc w inną stronę można zobaczyć park miejski Byparken, staw z fontanną w centrum miasta oraz kompleks zabudowań muzeum KODE:

Zresztą Floyen to nie tylko górna stacja kolejki oraz taras widokowy ale cały kompleks rekreacyjno-wypoczynkowy, w którym spokojnie można spędzić cały dzień:

Samo zejście z Floyen do miasta odbywa się prowadzącą w większości przez las asfaltową drogą i zajmuje jakieś 40 minut.

Już praktycznie w pobliżu dolnej stacji kolejki minąłem strażnicę strażacką:

…oraz zszedłem w dół ulicą z licznymi zakosami. Ulica może jakaś niezwykła (poza stromizną) nie była – ale już rosnące przy niej drzewa tak. Prawie każde z nich posiadało inne kolorowe "ubranko":

I w ten sposób dotarłem do dolnej stacji kolejki na Floyen:

Powrót na statek z tego miejsca zajął max. 15 minut.

Tym, którzy podczas pobytu w Bergen byliby zainteresowani spędzeniem większej ilości czasu poza miastem, na łonie natury, mogę spokojnie polecić tą trasę. Poza jej długością nie wymaga ona moim zdaniem jakiegoś wielkiego przygotowania fizycznego ani umiejętności. Z drugiej strony można sobie ją jeszcze "podrasować" wchodząc – a nie wjeżdżając jak ja – na Ulriken. Ale to zapewne wydłużyłoby cała wycieczkę o 2-3 godziny i biorąc pod uwagę wysokość Ulriken oraz dość strome podejście, mogłoby dać w kość.

Tak czy inaczej, drugi dzień w Bergen już za mną. Kolejnego dnia zaplanowałem już tylko spacer po mieście – ale o tym napiszę w następnej części Smile

Strony

Wyszukaj w trip4cheap