--------------------

____________________

 

 

 



Fiordy Norweskie na statku - maj 2018

60 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 7 godzin 57 minut temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Interesujący ten historyczny kompleks, lubię takie miejsca , bo ciekawie oddają przeszlość. W Bergen jest też tego typu fajne muzem z czasów Hansy ,ale pewnie tam byłeś i nam potem pokażesz

No trip no life

_Huragan_
Obrazek użytkownika _Huragan_
Offline
Ostatnio: 1 tydzień 1 dzień temu
Rejestracja: 13 cze 2015

Cenie twoje relacje za to,ze podajesz mnsotwo peraktycznych informacji,jak n.p. tutaj o komunikacji w Kopenhadze.Albo wszystko sobie zapisujesz,albo masz mega pamiec Wink

https://marzycielskapoczta.pl/

Napisz pocztowke ze swoich podrozy do chorych dzieci

greg2014
Obrazek użytkownika greg2014
Offline
Ostatnio: 4 lata 8 miesięcy temu
Rejestracja: 29 lip 2017

Nelcia - Den Gamble By robi naprawdę wrażenie. Było to zresztą jedyne muzeum jakie odwiedziłem na całej trasie. W Bergen przez moje szaleństwa jeśli chodzi o chodzenie po górkach oraz święto strażackie, które potraktowałem jako swojego rodzaju miejscowy folklor, niestety zabrakło mi czasu - i to pomimo tego, że byliśmy tam naprawdę długo. Ale wiem, o które muzeum Ci chodzi - widziałem je z zewnątrz przechodząc obok niego rano (ale wtedy było jeszcze zamknięte).

_Huragan_ - wielkie dzięki ale jak piszę relację zaraz po powrocie to wiele rzeczy (czasem nawet detali) się pamięta. Poza tym mam mapki z większości miejsc, aplikacja do komunikacji miejskiej w Kopenhadze jeszcze się ostała na telefonie...więc jest łatwiej Smile

greg2014
Obrazek użytkownika greg2014
Offline
Ostatnio: 4 lata 8 miesięcy temu
Rejestracja: 29 lip 2017

Po kilku dniach od rozpoczęcia rejsu dotarliśmy do Norwegii. Miasto przywitało nas piękną słoneczną - jeszcze do niedawna powiedziałbym, że nie-norweską – pogodą.

W Haugesund podczas całego rejsu mieliśmy zaplanowane dwa postoje – jeden w pierwszym tygodniu – w drodze do Bergen oraz drugi podczas powrotu. W związku z tym postanowiłem, że podczas pierwszego postoju zaliczę spacerek po mieście i jego najbliższych okolicach a podczas drugiego wypuszczę się nieco dalej, żeby zobaczyć okoliczną naturę.

Samo miasto jest niewielkie jak na europejskie standardy – liczy niespełna 40 000 mieszkańców i położone jest na kilku wyspach, z których dwie największe połączone są majestatycznymi i zawieszonymi bardzo wysoko mostami . Na pozostałe można z kolei dostać się korzystając z promów/łodzi. Do tego dochodzą dziesiątki niewielkich i niezamieszkałych wysepek, z których niektóre to co najwyżej większe skały wystające z wody.

Tak miasto oraz okoliczne wysepki wyglądają od strony wody:

Nasz statek zatrzymał się przy nabrzeżu na wyspie Risoy, przy klimatycznym terminalu o minimalistycznym może na pierwszy rzut oka wyglądzie ale bardzo praktycznym od strony użytkowej – było w nim wszystko co należy, z wifi włącznie Smile

Z kolei obok nas – przy sąsiednim nabrzeżu trwała w najlepsze budowa platformy wiertniczej, w głębi zatoki można było zresztą łatwo dostrzec kolejne podobne konstrukcje:

No właśnie, historia Haugesund jest bardzo ciekawa i o ile dla nas stanowiła pewnego rodzaju bramę-wstęp do zwiedzania Norwegii, o tyle dla miejscowych jest czymś w rodzaju naszego Gniezna. Chociaż samo miasto jest stosunkowo młode, to już dużo wcześniej istniały już tutaj osady a według przekazów historycznych, to właśnie w tej okolicy Harald Pięknowłosy – jeden z wodzów Wikingów po zwycięskiej bitwie i zjednoczeniu kilku dotychczas odrębnych regionów ogłosił się królem kraju, który nazwał Norwegią.

Ale po kolei. Z portu do centrum miasta można się przejść na piechotę (według drogowskazów jest to 850m) lub podjechać darmowym autobusem zapewnianym przez port. Przynajmniej w jedną stronę zdecydowanie polecam tę pierwszą opcję ze względu na możliwość przejścia mostem Risoy, z którego roztacza się piękna panorama na nabrzeża starego portu rybackiego oraz zabudowę portową.

Sam most jest zawieszony bardzo wysoko i stanowi ciekawą konstrukcję stalową - podobnie jak położony kilkaset metrów dalej drugi most prowadzący na wyspę Hasseloy.

A tak wygląda port rybacki i jego okolice z poziomu mostu Risoy:

Okolice starego portu są zresztą bardzo malownicze i warto poświęcić im trochę czasu. Tutejsza zabudowa jest charakterystyczna i bardzo reprezentacyjna:

Zresztą historycznie miasto utrzymywało się i słynęło głównie z połowów licznie występujących w tej okolicy śledzi. Z czasem, kiedy ryb ubywało – pojawił się tutaj jakiś przemysł a obecnie, co zresztą było widać z naszego statku powstają tutaj m.in. konstrukcje dla przemysłu naftowego.

W centrum miasta znajduje się długi na kilka kilometrów deptak pełniący głównie funkcje handlowe, a w jego bliskiej okolicy jeden z najwyższych budynków - miejscowy kościół, obok którego zlokalizowany był zresztą końcowy przystanek autobusu portowego:

Spacerując po mieście nie sposób nie zwrócić uwagi na charakterystyczne drewniane (w całości lub w zdecydowanej większości) budynki:

W stosunkowo bliskiej odległości od miasta można zobaczyć pomnik uważany za kolebkę Norwegii:

Został on wzniesiony w 1000-lecie zjednoczenia Norwegii przez Haralda Pięknowłosego. Według legendy został tutaj pochowany jednak historycy się spierają co do tego, czy faktycznie tak było.

Obok na niewielkim wzniesieniu można zobaczyć również kamienny krzyż (przez niektórych datowany na X wiek), w przeszłości głoszący, że dotarła tutaj religia chrześcijańska. Krzyż złamał się w czasie jednej z zim XIX wieku i po rekonstrukcji składa się z dwóch części spiętych metalowymi pierścieniami:

U podnóża wzgórza zlokalizowany jest jeden z kampingów, których w następnych dniach miałem okazję widzieć co najmniej kilkanaście. Niewątpliwie miał swój urok, a jak się później dowiedziałem od przewodnika zwiedzanie Norwegii kamperem lub samochodem szczególnie latem jest niezwykle popularne.

Z tego miejsca warto się przejść dalej – wzdłuż malowniczego wybrzeża pokrytego w dużej części nieprawdopodobnie soczystą zieloną trawą. Okolica ta zaczęła przypominać tutaj moje norweskie wyobrażenia – z poszarpanym brzegiem, nieśmiałymi klifami, szwendającymi się wszędzie owcami oraz bardzo silnym wiatrem.

Na końcu wycieczki – już na gołej skale – zlokalizowana jest mała latarnia sygnalizacyjna:

Ale wytrzymać tam dłużej niż chwilę było bardzo trudno – silny wiatr chciał dosłownie urwać głowę…

W drodze powrotnej "zahaczyłem" jeszcze o kościółek z XIX wieku o nazwie Skåre kirke:

Niestety w dniu naszej wizyty w Haugesund zamknięty był na cztery spusty, w związku z czym pozostała tylko możliwość obejrzenia go z zewnątrz.

I na tym zakończył się mój pierwszy spacerek po Haugesund. Biorąc pod uwagę kolejne miejscowości na trasie – Olden, Hellesylt, Geiranger czy Flam była to wręcz metropolia. Dała ona również pierwszą szansę na spotkanie z norweską naturą a także historią i tradycjami Norwegii. Przede mną był jeszcze jeden postój w tym miejscu – około tydzień później. Poświęciłem go już niemal w całości okolicznym wzgórzom, parkom oraz szlakom turystycznym – ale o tym napiszę pewnie za kilka dni.

A tymczasem przed nami pierwszy prawdziwy norweski fiord, małe Olden i lodowiec (a w zasadzie to co z niego zostało)…

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 7 godzin 57 minut temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

już nie mogę sie doczekać fiordów i lodowców Yahoo

No trip no life

_Huragan_
Obrazek użytkownika _Huragan_
Offline
Ostatnio: 1 tydzień 1 dzień temu
Rejestracja: 13 cze 2015

ja w Haugesund nigdy nie bylem,wiec fajnie poogladac

https://marzycielskapoczta.pl/

Napisz pocztowke ze swoich podrozy do chorych dzieci

greg2014
Obrazek użytkownika greg2014
Offline
Ostatnio: 4 lata 8 miesięcy temu
Rejestracja: 29 lip 2017

Kolejnego dnia na naszej trasie czekał na nas bajkowy Nordfjord, na którego jednym z końców leży senna wioska o nazwie Olden. Sam fiord nie ma aspiracji bicia rekordu w konkurencji tych najdłuższych (ma "zaledwie" ok. 106 km), jednak dostarcza naprawdę niezapomnianych atrakcji.

Warto wstać rano, aby zobaczyć przepiękne okolice w trakcie żeglugi fiordem. Statek płynął bardzo powoli i pokonanie tych zaledwie 100km zajęło ładnych parę godzin – ale z drugiej strony dla śpiochów zawsze pozostawała możliwość podziwiania widoków podczas drogi powrotnej – trwa mniej więcej tyle samo a ponieważ zmrok zapada bardzo późno, fiord nie zginie w mroku nocy.

Rano było baaardzo zimno, ale później temperatura się podnosiła – aż osiągnęła okolice 25 stopni w środku dnia. Biorąc pod uwagę zaśnieżone szczyty wokół i lodowiec w oddali było w tym jednak coś dziwnego…

Tak wyglądały poranne widoczki z jednego z górnych pokładów:

Około godz. 8 na horyzoncie pojawiło się Olden:

Mówiąc bardzo oględnie, Olden to mała wioska z nieco ponad 1000 mieszkańców i bardzo rozproszoną zabudową ulokowaną na otaczających fiord wzgórzach. Wioska ma jednak swoje "centrum" zlokalizowane w pobliżu miejsca, przy którym cumują statki wycieczkowe. Oprócz dużego pawilonu, w którym ulokowały się sklepy (głównie z pamiątkami) i biura turystyczne oraz położonej w pobliżu stacji benzynowej, składa się na nie kilka sklepów skomasowanych w mały park handlowy. W tle można z kolei zobaczyć jeden z licznych (nie podejmuję się nawet szacować ilu – na pewno słowo "dziesiątków" jest niewystarczające) strumyków przechodzących miejscami w wodospad:

Trzeba przy tym przyznać, że statek po przybiciu do portu totalnie dominuje nad okolicą:

Trudno mi sobie wyobrazić sytuację, kiedy we fiordzie jest więcej niż jeden statek (wówczas pozostałe stoją na kotwicy a pasażerowie są dostarczania na ląd łodziami – nabrzeże pozwala na przyjęcie tylko jednej jednostki).

Tuż po zejściu ze statku powitały nas tradycyjne norweskie trolle:

Jak się okazało później nie były to wcale ostatnie trolle tego dnia…

Przed większością domów w Olden (i nie tylko) można zobaczyć charakterystyczne trójkątne flagi:

Flaga ta ma swoją nazwę – ale niestety jej nie pomnę. Jak wyjaśnił nam później przewodnik jest to znak dla wszystkich, że właściciel jest w domu i zaprasza do siebie – tradycyjny symbol norweskiej gościnności. W Polsce (i pewnie nie tylko) mógłby to też być znak nie tylko dla gości… Smile

W Olden miałem w planie wybrać się do położonej w pobliżu doliny, z której można zobaczyć lodowiec (a właściwie jego jęzor) o nazwie Briksdal. Ponieważ dostałem od Costy "prezent" w postaci środków na statkowym koncie, które mogłem wydać w trakcie rejsu na co chciałem (z wyjątkiem tzw. "napiwków" oraz wydatków w kasynie), w ramach zagospodarowania tych środków skorzystałem ze statkowej wycieczki. A ponieważ start wycieczki wyznaczono nam na godz. 13, bezpośrednio po przybyciu do Olden zrobiłem sobie indywidualną wycieczkę wstępną po samym Olden i najbliższej okolicy.

Wracając do lodowca, jeśli chodzi o dostanie się w jego okolice, nie ma z tym większego problemu. Zaraz po zejściu ze statku można się natknąć na co najmniej kilka opcji dojazdu na miejsce – ceny zaczynają się od 30-40 EUR za transport w obie strony.

Pierwsze kroki po zejściu ze statku skierowałem w stronę białego kościoła z XVIII wieku, wokół którego zlokalizowany jest niewielki cmentarz:

Jak się okazało, kościół ten w odróżnieniu od drugiego-czerwonego nazywany jest "starym". Czerwony jak łatwo się domyślić z kolei jest "nowym".

Warto przy tym wspomnieć, że swojego czasu w Olden osiedlił się znany amerykański malarz (a przy okazji milioner) William Singer i to dzięki jego staraniom stary kościół został uratowany przed ruiną. Również dzięki jego pomocy wybudowano drugą z wymienionych świątyń.

Od starego kościoła skierowałem się w stronę rzeczki, do której co kilkaset metrów wpada spływający z gór strumyk lub jakiś wodospad. Wzdłuż rzeki prowadzi wąska ścieżka:

Praktycznie z każdego miejsca w Olden można podziwiać przepiękną panoramę doliny z zaśnieżonymi górami i ledwo widocznym w oddali lodowcem na ich szczytach:

A tak prezentuje się nowy kościół:

…i zlokalizowane w jego okolicy tradycyjne domki:

Dla tych, którzy w Olden byli już wcześniej lub z jakichś powodów nie wybierają się na wycieczkę w pobliże lodowca Briksdal, w okolicy jest wytyczonych kilka szlaków. Jednym z nich jest szlak na punkt widokowy Huaren (początek szlaku zlokalizowany jest w okolicy szkoły w Olden), z którego można podziwiać panoramę fiordu:

A ja tymczasem powoli wróciłem na statek. Uzbroiłem się w zimową odzież (no bo jak jedziemy w okolice lodowca to musi być zimno – tak mi się przynajmniej wydawało) i pomaszerowałem na miejsce zbiórki mojej wycieczki…

C.D.N.

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 7 godzin 57 minut temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

ok czuje te klimaty Greg . W czasie mojego rejsu latałam po statku po różnych pokładach, aby jaj najwiecej zobaczyc, a widoczki byly wspaniale

W Olden moja Costa sie nie zatrzymala wiec z przyjemnoscia poznaje to miejsce

No trip no life

greg2014
Obrazek użytkownika greg2014
Offline
Ostatnio: 4 lata 8 miesięcy temu
Rejestracja: 29 lip 2017

Zatem przyszedł czas na wizytę w Briksdalen i spotkanie z jęzorem lodowca Briksdal. Jest to stosunkowo niedaleko od Olden (ok. 20 km). Dojazd na miejsce może jednak zająć nawet blisko godzinę ze względu na wąską drogę, na której co jakiś czas trzeba się zatrzymywać, aby przepuścić samochody jadące z przeciwnej strony.

Naszym przewodnikiem okazał się Niemiec, który rok wcześniej zachęcony tutejszą naturą przeprowadził się do Norwegii i aktualnie pracuje w biznesie turystycznym.

Praktycznie cała droga prowadzi korytem doliny polodowcowej – początkowo przez Olden (m.in. obok nowego kościoła), a później wzdłuż jezior o mocno wydłużonym kształcie i "wpasowanych" w kształt doliny. Z obu stron drogi co chwilę zresztą spływają do nich liczne strumienie – a co jakiś czas wpada mniej lub bardziej widowiskowy wodospad:

O ile pierwsze wodospady budziły wśród wycieczkowiczów "ochy" i "achy", każdy chciał je fotografować czy filmować, o tyle w mniej więcej w połowie drogi spowszedniały już one wszystkim na tyle, że tylko z mniejszą lub większą ciekawością się im przyglądali.

Naszym punktem docelowym był wielki parking towarzyszący centrum obsługi turystów, spod którego prowadził szlak do jęzora lodowca:

Dosłownie za naszymi plecami szumiał olbrzymi strumień spadający z jednego ze zboczy wysokiej na ponad 1300 metrów góry w kilku kaskadach – będzie go widać na jednym z dalszych zdjęć.

Przejście od parkingu do jęzora lodowca zajmuje ok. 40-50 minut. Trasa jest raczej spacerowa – prowadzi praktycznie na całej długości lekko wznoszącą się utwardzoną drogą i pomijając jedno miejsce, gdzie trzeba nieco bardziej wyjść pod górę przypomina drogę na Polanę Chochołowską w naszych Tatrach.

Dla tych, którzy z różnych powodów nie chcieli (lub nie mogli) zaliczać tej trasy pieszo, miejscowi przygotowali alternatywne (płatne) rozwiązanie – kilkuosobowe pojazdy terenowe o wdzięcznej nazwie "troll". Takie mechaniczne trolle Smile

Tak wygląda sam szlak – patrząc w kierunku parkingu, z którego się wychodzi. To jest zresztą to jedyne wspomniane miejsce o jakiejś poważniejszej różnicy poziomów:

Zresztą patrząc w kierunku początku wędrówki można podziwiać również piękną panoramę doliny, z której wyszliśmy. W oddali widać wielki strumień/wodospad spadający z wysokości około 1000 metrów, o którym wspominałem wcześniej oraz ledwo widoczne dachy domków składających się na centrum obsługi turystów – właśnie tam znajduje się parking, z którego wyszliśmy:

Mniej więcej w połowie drogi przechodzi się obok dużego i bardzo widowiskowego wodospadu. Mostek przez rzeczkę jest miejscem z gwarantowanym prysznicem-mgiełką. Z racji tego, że woda jest lodowata (w końcu rzeczka zaczyna swój bieg właśnie od lodowca), daje to znakomity efekt odświeżający. W tym miejsce, w tle za wodospadem – chociaż może jeszcze niewyraźnie - widać jęzor lodowca:

Praktycznie po minięciu wodospadu, droga prowadzi już praktycznie cały czas po prawie płaskim terenie. Dolina się zwęża, las co ciekawe miejscami gęstnieje a lodowiec widać coraz lepiej:

Ze wzgórz wokół kotła, do którego prowadzi droga spływają dziesiątki mniejszych i większych strumyków:

W pewnym momencie pojawia się tablica informująca o miejscu, do którego dochodził jęzor lodowca w 1920 roku. Było to zaledwie niespełna 100 lat temu – dzisiaj jest tutaj lasek a do jęzora lodowca jest jeszcze spory kawałek. GPS w moim telefonie zmierzył odległość od tego miejsca do ogrodzenia nad jeziorem, którego nie powinno się przekraczać 850m czyli w praktyce jęzor lodowca cofnął się przez 100 lat o co najmniej kilometr:

W końcu dotarliśmy do końca szlaku i jeziora, które daje początek biegu rzeczce wzdłuż której szliśmy od parkingu – zasilanej z kolei wodą z lodowca oraz z okolicznych wzgórz. No i zobaczyliśmy w końcu jęzor lodowca jak na dłoni…

Dziś jęzor urywa się gdzieś na zboczu i nie dochodzi do jeziora, tymczasem jak pokazuje jedno ze zdjęć obok parkingu, zaledwie ok. 10 lat temu kończył się on praktycznie w jeziorze:

Jeszcze kilka słów nt. specyficznej pogody w tym miejscu. Z jednej strony lodowiec i góry śniegu na okolicznych wzgórzach, z drugiej lodowata woda w jeziorze i rzeczce a temu wszystkiemu towarzyszyła całkiem miła dla organizmu temperatura, która moim zdaniem sięgała 15-20 stopni. Kurtki, szaliki, czapki, rękawiczki i inne zimowe odzienia nie były nikomu do niczego potrzebne – chociaż niektórzy z jakichś powodów je zakładali Smile

Powrót na parking zaliczyliśmy tą samą drogą.

W drodze powrotnej na statek, zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę nad jednym z jezior wzdłuż drogi, aby rzucić okiem na potężny masyw górski pokryty śniegiem, z którego "spływa" lodowiec Briksdal:

Uroku (tak w tym, jak i w wielu innych miejscach w Norwegii) dodawały liczne piramidki z kamyków zbudowane przez turystów, oznaczających w ten sposób miejsca, do których chcieliby wrócić:

A tymczasem wróciliśmy na statek i wyruszyliśmy w powrotną drogę Nordfjordem:

W kolejny dzień czekała na nas żegluga wspaniałym Geirangerfjorden oraz dwa postoje – techniczny w Hellesylt oraz właściwy w Geiranger:

Jeśli chodzi o Olden to miejsce jest naprawdę warte zobaczenia a dzień był bardzo udany. Wszystkim polecam tę okolicę:-)

_Huragan_
Obrazek użytkownika _Huragan_
Offline
Ostatnio: 1 tydzień 1 dzień temu
Rejestracja: 13 cze 2015

ja jak tam bylem,to temperatura przy parkingu tez tak oscylowala w okolicy 20 stopni,ale przy samym jezorze byl odzczuwalny wyraznie taki zimny,jakby spadajacy z tego jezora wiatr i bylo znaczaco zimniej-tak na oko 8-10 stopni.

O tej porze roku wodospady sa chyba jeszcze bardziej widowiskowe niz n.p. w lipcu czy sierpniu,bo teraz pewnie wiecej sniegu na gorze topnieje i je zasila.Tylko trzeba miec tyle szczescia ze sloneczna pogoda w maju co ty Wink

https://marzycielskapoczta.pl/

Napisz pocztowke ze swoich podrozy do chorych dzieci

Strony

Wyszukaj w trip4cheap