Na dworzec PKS przyjeżdża po nas Marek, niestety przez krakowskie korki przyjeżdża pół godziny później. Teraz z dworca musimy przedostać się na Balice,
pewnie nie będzie łatwo przy piątku.
Samolot mamy o 15:40 więc czasu jest sporo, ale nigdy nie wiadomo, co się może przydarzyć.
Na lotnisku jesteśmy na 14:15, natychmiast odprawiamy rejestrowany bagaż, na szczęście waga bagażu 15 kg, jest perfekcyjna, jak na oko mierzona
Proszę Marka, aby zaczekał, aż odprawię się z bagażem podręcznym, gdyż był wyjątkowo oryginalnie zapakowany. Poklejony na wszystkie sposoby taśmą.
Wiozłam młodym kołdrę z Ikei, poduszkę, pościel, ręczniki mamuśka zaszalała. Ścisnęłam to wszystko, aby było jak najmniej gabarytowo.
I co się okazało do tego bagażu się nie doczepili tylko do drugiego, mojej mamy. Nie wiem co się im tam nie spodobało, ale posmarowali czymś, sprawdzili w jakimś urządzeniu
i w końcu nas puścili.
Po wszystkich odprawach powiadamiam kierowcę, który ma nas odebrać w Eindhoven i zawieźć do Hagi, że przylecimy z kilkuminutowym opoźnieniem
gdyż zamiast o 15:40, samolot wystartował o 16.
Moja mama przed pierwszym lotem
I żeby pech chciał nas w końcu opuścić, nie po co, będzie się trzymał jak ta zaraza......
Pierwszy lot samolotem mojej mamy a tu masz takie widoki, no nie tego już za wiele..................... , nie dość że nie przy oknie, to okna w ogóle w rzędzie brak.
Wiecie co, nie wiecie, myślałam, że tam wybuchne, najpierw ogarnęła mnie złość, potem już śmiałam się sama do siebie. I pomyślałam sobie co się jeszcze może
Lot przebiega spokojnie, widać, że za oknem sa nieziemskie widoki. Proszę gościa przede mną aby zrobił zdjęcie.
Chcę pokazać mamie.
Po niecałych 2 godzinach samolot podchodzi do lądowania, już prawie...... już, aż tu nagle podrywa się do góry, jak ptak wystraszony na ziemi. Ogromna siła wbija
nas w fotel, powodując podniesienie wszystkiego co posiada żołądek, patrzę ukradkiem na mamę, a ona nic.
Kiedy samolot wyrównał tor lotu, kapitan samolotu zakomunikował, że w związku z trudnymi warunkami na lotnisku w Eindhoven, lądowanie nastąpi w
Belgii w Brukseli. Przekaz był bardzo chaotyczny, a ich angielski miał dużo do życzenia. Ale jak to w Brukseli? i co dalej?
Nie wierzę, znowu chwytam nerwa, ale po chwili ogarnia mnie śmiech, przecież ten dzień nie mógł się zakończyć inaczej. buhahahahahaha
W sumie to najważniejsze, że nic się nie stało. Po wylądowaniu, w BRUKSELI, dzwonię natychmiast do Gościa, który na nas czeka na lotnisku w Eindhoven
Informuję go, że nie skorzystamy z jego usług, gdyż no właśnie wylądowałam w innym Państwie.
Dzwonię do syna, a on też nie może uwierzyć, mysli, że żartujemy.
Po kilkunastu minutach i wielkim chaosie, opuszczamy samolot, nikt nic nie wie. Nie wiadomo, gdzie odebrać bagaż, żadnej informacji, cisza w eterze.
Ludzie zaczynają panikować, ciężko się z kimkolwiek dogadać. Ich belgijski to mieszanina niemieckiego z domieszką angielskiego. Masakra.
W końcu po dobrej godzinie znajdujemy bagaż, następnie dzwonimy do biura Ryanair, do Krakowa na lotnisko, każdy odwala i spycha na innych.
Lotnisko ogromne, połowa się pogubiła, w końcu po dobrych 2 godzinach, oznajmili nam, że podstawią nam autokary.
Moja mama o dziwo wspaniale zniosła lot, może latać, zresztą całą sytuację przyjęła ze ogromnym spokojem. O tyle miałam mniej problemu.
Po około 3 godzinach, podstawiono nam autokary, które miały nas zawieźć z powrotem na lotnisko w Eindhoven. Nastąpiło pakowanie bagaży, na szczęście sporo
było mężczyzn, którzy sprawnie wszystko zapakowali. Autokary musiały ledwo co wrócić z jakiejś trasy, bo były bardzo zaśmiecone. Butelki, pełno papierów
a od zapachu alkoholowego, można było się upić. Ale to już nie było ważne, ważne że jechaliśmy do celu.
między czasie kiedy byłyśmy w drodze do Eindhoven, syn załatwił kolejny transport, więc po dojechaniu na lotnisko, kierowca już na nas czekał.
Droga upłynęła nam bardzo szybko, kierowca Polak gaduła na maksa, ale szybciutko dowiózł nas na miejsce za 90 EUR. W sumie w domu byłysmy na 1 w nocy.
Zmęczone, pełne wrażeń, w końcu w objęciach syna i jego dziewczyny Ani.
Z racji tego, że młodzi wcześnie rano wstają do pracy, idziemy szybko spać. Pomimo zmęczenia, długo nie mogę zasnąć.
Kiedy w końcu mi się udaje, zrywa mnie nagle telefon jakby w środku nocy.
Oczywiście nie odbieram, bo przecież to noc, nie mniej jednak rzucam okiem na godzinę, a tam 8:30, stwierdzam, że godziny musiały się poprzestawiać.
Biorę mamy telefon, a tam identyczna godzina. Patrzę za okno, a tam ciemno jak w przysłowiowej du..............*shok*
Perejra, Ty tam mieszkasz na stałe, to dla Ciebie nic nowego, ale dla mnie to był szok. To była 8:30 w sumie dopiero o 9 rano robi się jasno.
Młodzi mieszkają w bardzo spokojnej dzielnicy w Moerwijk. Nie mogłam się napatrzeć na duże, nie pozasłaniane oka. Idąc chodnikiem do wielu mieszkań,
można wręcz zaglądnąć. Można spotkać panią siedzącą w dzień w dzień i grającą na komputerze, w innym zaś mieszkaniu, pana leżacego na kanapie,
lub kota siedzącego w oknie.
Pierwszy dzień spędzamy na zakupach, bo przecież jutro Wigilia. Jedziemy do centrum Hagi.
Tutaj trzeba mieć oczy w okół głowy, jak nie rower, to tramwaj, jak nie tramwaj to samochód, jak nie samochód to skuter..........
Jeżdżą jak chcą, na czerownym, na zielonym, na żółtym, piesi chodzą tak samo. Jedno co pewne to, że komunikacja miejska kursuje jak w szwajcarskim zegarku.
Tutaj są parkingi dla rowerów, oj żeby u nas tak wszyscy przesiedli się na rower, to w końcu zrobiłoby się przyjemnie w naszym mieście.
Tylko zimą byłby problem, ale patrząc na tutejszą temperaturę to wcale nie jest cieplej, niż u nas a i tak wszyscy jeżdżą na rowerach. Da się, da się....
Aby dojechać do centrum trzeba mieć kartę OV-cheapkart, bądź kupić bilet za 3,50 Eur u motorniczego w tramwaju. I chyba z tego co pamietam, to do tramwaju wchodzi się
tylko przednimi drzwiami. Karta kosztuje 7,50 EUR, i jest ważna przez 5 lat. Trzeba dobrze przekalkulować co się bardziej opłaca. My zostaliśmy przy zakupie
zwykłych biletów.
Centrum Hagi, w świątecznym wydaniu.
Babcia ze swoim ukochanym wnuczkiem. i Anią
Kolejny dzień to już Wigilia. Ostatnie zakupy, prezenty i będziemy świętować. Jedziemy do centrum, maszynista w tramwaju oznajmia nam, że dzisiaj jest święto
i nie musimy kupować biletów. Ot taka miła niespodzianka.
Pierwszego dnia Świąt Bożegonarodzenia jedziemy do Amsterdamu. Wyruszamy około 11 rano. Idziemy na przystanek autobusowy, by następnie dostać się na dworzec
z którego odjeżdżają pociągi do Amsterdamu.
Haga wyludniona, jest szansa, że i w Amsterdamie nie będzie tłoczno.
Bilet do Amsterdamu kosztuje 11,50 E, taniej by nas wyniósł gdybyśmy kupili od razu w dwie strony, ale młodzi nie dopytali.
Po zakupieniu biletu, należy go odbić przy bramkach, i tak samo po przejechaniu trasy, odbijamy pzry wyjściu. Łatwo o tym zapomnieć, niestety
...megizak,u Ciebie jak w...filmach Hitchcock,a !!!
na początku "trzęsienie ziemi" a potem atmosfera bedzie sie zagęszczać !!! : )
już mi sie podoba Twoja relacja : ))))
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Na dworzec PKS przyjeżdża po nas Marek, niestety przez krakowskie korki przyjeżdża pół godziny później. Teraz z dworca musimy przedostać się na Balice,
pewnie nie będzie łatwo przy piątku.
Samolot mamy o 15:40 więc czasu jest sporo, ale nigdy nie wiadomo, co się może przydarzyć.
Na lotnisku jesteśmy na 14:15, natychmiast odprawiamy rejestrowany bagaż, na szczęście waga bagażu 15 kg, jest perfekcyjna, jak na oko mierzona
Proszę Marka, aby zaczekał, aż odprawię się z bagażem podręcznym, gdyż był wyjątkowo oryginalnie zapakowany. Poklejony na wszystkie sposoby taśmą.
Wiozłam młodym kołdrę z Ikei, poduszkę, pościel, ręczniki mamuśka zaszalała. Ścisnęłam to wszystko, aby było jak najmniej gabarytowo.
I co się okazało do tego bagażu się nie doczepili tylko do drugiego, mojej mamy. Nie wiem co się im tam nie spodobało, ale posmarowali czymś, sprawdzili w jakimś urządzeniu
i w końcu nas puścili.
Po wszystkich odprawach powiadamiam kierowcę, który ma nas odebrać w Eindhoven i zawieźć do Hagi, że przylecimy z kilkuminutowym opoźnieniem
gdyż zamiast o 15:40, samolot wystartował o 16.
Moja mama przed pierwszym lotem
I żeby pech chciał nas w końcu opuścić, nie po co, będzie się trzymał jak ta zaraza......
Pierwszy lot samolotem mojej mamy a tu masz takie widoki, no nie tego już za wiele..................... , nie dość że nie przy oknie, to okna w ogóle w rzędzie brak.
Wiecie co, nie wiecie, myślałam, że tam wybuchne, najpierw ogarnęła mnie złość, potem już śmiałam się sama do siebie. I pomyślałam sobie co się jeszcze może
przydażyć. hahaaha
megi zakopane
Koszmarek za koszmarkiem. Nawet nie chce wiedzieć jak moja Haga Was uraczyła.
Hm, nie było okien w ścianie ??
No trip no life
wow, tym miejscem "bezokiennym" to mnie rozwaliłaś !!!!
były słuchy o lotach Ryanair,em "na stojaco" ale żeby...w luku bagażowym !??? ; ))))
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Lot przebiega spokojnie, widać, że za oknem sa nieziemskie widoki. Proszę gościa przede mną aby zrobił zdjęcie.
Chcę pokazać mamie.
Po niecałych 2 godzinach samolot podchodzi do lądowania, już prawie...... już, aż tu nagle podrywa się do góry, jak ptak wystraszony na ziemi. Ogromna siła wbija
nas w fotel, powodując podniesienie wszystkiego co posiada żołądek, patrzę ukradkiem na mamę, a ona nic.
Kiedy samolot wyrównał tor lotu, kapitan samolotu zakomunikował, że w związku z trudnymi warunkami na lotnisku w Eindhoven, lądowanie nastąpi w
Belgii w Brukseli. Przekaz był bardzo chaotyczny, a ich angielski miał dużo do życzenia. Ale jak to w Brukseli? i co dalej?
Nie wierzę, znowu chwytam nerwa, ale po chwili ogarnia mnie śmiech, przecież ten dzień nie mógł się zakończyć inaczej. buhahahahahaha
W sumie to najważniejsze, że nic się nie stało. Po wylądowaniu, w BRUKSELI, dzwonię natychmiast do Gościa, który na nas czeka na lotnisku w Eindhoven
Informuję go, że nie skorzystamy z jego usług, gdyż no właśnie wylądowałam w innym Państwie.
Dzwonię do syna, a on też nie może uwierzyć, mysli, że żartujemy.
Po kilkunastu minutach i wielkim chaosie, opuszczamy samolot, nikt nic nie wie. Nie wiadomo, gdzie odebrać bagaż, żadnej informacji, cisza w eterze.
Ludzie zaczynają panikować, ciężko się z kimkolwiek dogadać. Ich belgijski to mieszanina niemieckiego z domieszką angielskiego. Masakra.
W końcu po dobrej godzinie znajdujemy bagaż, następnie dzwonimy do biura Ryanair, do Krakowa na lotnisko, każdy odwala i spycha na innych.
Lotnisko ogromne, połowa się pogubiła, w końcu po dobrych 2 godzinach, oznajmili nam, że podstawią nam autokary.
Moja mama o dziwo wspaniale zniosła lot, może latać, zresztą całą sytuację przyjęła ze ogromnym spokojem. O tyle miałam mniej problemu.
Po około 3 godzinach, podstawiono nam autokary, które miały nas zawieźć z powrotem na lotnisko w Eindhoven. Nastąpiło pakowanie bagaży, na szczęście sporo
było mężczyzn, którzy sprawnie wszystko zapakowali. Autokary musiały ledwo co wrócić z jakiejś trasy, bo były bardzo zaśmiecone. Butelki, pełno papierów
a od zapachu alkoholowego, można było się upić. Ale to już nie było ważne, ważne że jechaliśmy do celu.
megi zakopane
Megi- noo początek wstrząsający, współczuję- ale dalej to już tylko lepiej było
Nie wierze ale przygoda
basia35
między czasie kiedy byłyśmy w drodze do Eindhoven, syn załatwił kolejny transport, więc po dojechaniu na lotnisko, kierowca już na nas czekał.
Droga upłynęła nam bardzo szybko, kierowca Polak gaduła na maksa, ale szybciutko dowiózł nas na miejsce za 90 EUR. W sumie w domu byłysmy na 1 w nocy.
Zmęczone, pełne wrażeń, w końcu w objęciach syna i jego dziewczyny Ani.
Z racji tego, że młodzi wcześnie rano wstają do pracy, idziemy szybko spać. Pomimo zmęczenia, długo nie mogę zasnąć.
Kiedy w końcu mi się udaje, zrywa mnie nagle telefon jakby w środku nocy.
Oczywiście nie odbieram, bo przecież to noc, nie mniej jednak rzucam okiem na godzinę, a tam 8:30, stwierdzam, że godziny musiały się poprzestawiać.
Biorę mamy telefon, a tam identyczna godzina. Patrzę za okno, a tam ciemno jak w przysłowiowej du..............*shok*
Perejra, Ty tam mieszkasz na stałe, to dla Ciebie nic nowego, ale dla mnie to był szok. To była 8:30 w sumie dopiero o 9 rano robi się jasno.
Młodzi mieszkają w bardzo spokojnej dzielnicy w Moerwijk. Nie mogłam się napatrzeć na duże, nie pozasłaniane oka. Idąc chodnikiem do wielu mieszkań,
można wręcz zaglądnąć. Można spotkać panią siedzącą w dzień w dzień i grającą na komputerze, w innym zaś mieszkaniu, pana leżacego na kanapie,
lub kota siedzącego w oknie.
Pierwszy dzień spędzamy na zakupach, bo przecież jutro Wigilia. Jedziemy do centrum Hagi.
Tutaj trzeba mieć oczy w okół głowy, jak nie rower, to tramwaj, jak nie tramwaj to samochód, jak nie samochód to skuter..........
Jeżdżą jak chcą, na czerownym, na zielonym, na żółtym, piesi chodzą tak samo. Jedno co pewne to, że komunikacja miejska kursuje jak w szwajcarskim zegarku.
Tutaj są parkingi dla rowerów, oj żeby u nas tak wszyscy przesiedli się na rower, to w końcu zrobiłoby się przyjemnie w naszym mieście.
Tylko zimą byłby problem, ale patrząc na tutejszą temperaturę to wcale nie jest cieplej, niż u nas a i tak wszyscy jeżdżą na rowerach. Da się, da się....
Aby dojechać do centrum trzeba mieć kartę OV-cheapkart, bądź kupić bilet za 3,50 Eur u motorniczego w tramwaju. I chyba z tego co pamietam, to do tramwaju wchodzi się
tylko przednimi drzwiami. Karta kosztuje 7,50 EUR, i jest ważna przez 5 lat. Trzeba dobrze przekalkulować co się bardziej opłaca. My zostaliśmy przy zakupie
zwykłych biletów.
Centrum Hagi, w świątecznym wydaniu.
Babcia ze swoim ukochanym wnuczkiem. i Anią
Kolejny dzień to już Wigilia. Ostatnie zakupy, prezenty i będziemy świętować. Jedziemy do centrum, maszynista w tramwaju oznajmia nam, że dzisiaj jest święto
i nie musimy kupować biletów. Ot taka miła niespodzianka.
Pierwszego dnia Świąt Bożegonarodzenia jedziemy do Amsterdamu. Wyruszamy około 11 rano. Idziemy na przystanek autobusowy, by następnie dostać się na dworzec
z którego odjeżdżają pociągi do Amsterdamu.
Haga wyludniona, jest szansa, że i w Amsterdamie nie będzie tłoczno.
Bilet do Amsterdamu kosztuje 11,50 E, taniej by nas wyniósł gdybyśmy kupili od razu w dwie strony, ale młodzi nie dopytali.
Po zakupieniu biletu, należy go odbić przy bramkach, i tak samo po przejechaniu trasy, odbijamy pzry wyjściu. Łatwo o tym zapomnieć, niestety
megi zakopane
Megi przygodami przebiłaś chyba wszystkich. Niesamowite. Podziwiam Twoją mamę za spokój.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!