Jesteś tutaj
Jesteś tutaj
Witajcie kochani
Bilet główny : Berlin- Kuala Lumpur, powrót Singapur- Berlin (standardowo obsługiwany przez Air Berlin i Etihad) cenka 2237 zł/os
W zwiazku z tym, że podróz trwała 3 tygodnie 18.02- 09-03 trzeba coć było wstawic między wielkimi metropoliami
Tu planów było tyle co włosów na głowie...noce nieprzespane, fora przetrzepane, blogi przeczytane...cóz robić..padło na Tajlandie
No ale temat wciąż otwarty i trzeba było juz bilety jakies kupować bo czasu mało do odlotu a decyzji wciąż brak
Ach te Filipiny...chodziły mi po głowie...relacje po trzy razy przeczytane, filmiki na you tube obejzane chyba wszystkie mozliwe...czy oby napewno, czy to bedzie dobra decyzja...a potem kalkulacje finansowe, szukanie lotów, połaczen, znów kalkulacje- oj ile czasu nam to zajeło to az strach pisac jaka ja juz zmęczona tym wszystkim byłam- to wiedzą co niektórzy
Wkońcu na tydzien przed wylotem TRACH - bukujemy w strachu i emocjach bilet z Kuala Lumpur do Manili i do Puerto Princessy, a potem z Puerto Princessy do Cebu i na koniec z Cebu do Singapuru- POZAMIATANE
O takiej decyzji przewazył mocno fakt, iż mielismy sie spotkac i spędzić pierwszy tydzien na El Nido ze znajomymi z Forum, a mianowicie z Tomem i Adasiem (Filoskiem) , więc dodało nam to odwagi i otuchy, że w grupie bedzie razniej, a potem jak juz okrzepniemy to sobie dalej sami damy rade
No więc w skrócie plan podrózy:
18.02- wylot z Berlina
19.02- przylot do Kuala Lumpur o 12.30
20.02- Kuala Lumpur
21.02- Kuala Lumpur
22.02- przelot Kuala Lumpur- Manila- Puerto Princessa + van do El Nido
23.02- El Nido (tour b)
24.02- El Nido (tour A)
25.02- El Nido ( dzien wolny na Marimegmed Beach i Las Cabanas)
26.02- El Nido ( tour C)
27.02- El Nido ( Nacpan Beach)
28.02- El Nido (dzien wolny na Las Cabanas)
29.02- przejazd do Puerto Princessy + lot do Cebu + prom do Tagbilaran + taxi na Panglao
01.03- Panglao ( Alona Beach, plażing)
02.03- Panglao ( wycieczka na Balicasan Island +Virgin Island)
03.03- Panglao ( Dumaluan Beach, White Beach, plażing)
04.03- Panglao ( wycieczka Chocolate Hils, Trasiery, Lobc River )
05.03- przepływamy na Oslob (skuter + Tumalog Falss)
06.03- Oslob (rekiny wielorybie, skuter )
07.03 - przejazd z Oslob do Cebu + lot do Singapuru
08.03- Singapur
09.03- Singapur + lot do Berlina
życie to nieustająca podróż
Aga, tytul intrygujący
dużooooooooo fotek pls
No trip no life
Witaj Nelcia , tytuł intrygujacy mówisz...no postaram sie obiektywnie i bez cenzury...tak jak czuje ...
życie to nieustająca podróż
Raj i piekiełko ... już mnie kręci taka zagadka
No trip no life
Jestem jestem czekałam na tę relację
http://www.followdreams.today/
https://www.facebook.com/followdreams.today/
Jako, że głownym celem naszej wyprawy były Filipiny relacje zaczne odrazu od przylotu na Palawan
Z Kuala Lumpur mamy samolot o 8.20 do Manili (czas lotu 4 h) w Manili przesiadka i o 15.45 nastepny lot do Puerto Princessy (WSZYSTKO GŁADKO I O CZASIE- loty obsługuje AIR ASIA )
PALAWAN -
Puerto Princessa- El Nido
W Puerto Princessie na skromnym lotnisku odbieramy bagaze i juz czeka na nas Tomek ze swoja drużyną
Jest nas 6 osób + zabieramy jeszcze dwóch ziomków, w sumie 8 osób plus bagaże i na styk wszystko sie zmiesciło
Do El Nido jedziemy prywatnym Vanem, który mamy załatwiony z Casa Avenila gdzie bedziemy nocować. Za vana płacimy 4000 peso za wszystkie osoby, czyli sie dla nas opłaca
Droga do El Nido wyniosła jakies 5h , kierowca jechał bardzo szybko i dobrze ze sie zrobiło ciemno, bo raczej strach by było patrzec na tą droge w dzień, a tak troche usnelismy i moze nawet nie widziałam ile psów, czy innych stworzen po drodze straciło życie...mam nadzieje, że nikt nie został potrącony bo na tej drodze zakrętów cała masa i stromo z górki pod górkę...no trzeba miec poprostu nadzieje, że nic złego sie nie wydarzy, nie wiem jak inni, ale ja osobiście sie bałam i na paru zakretach trzymałam sie kurczowo pasów i klamki od drzwi, hehe...
Aż dziw bierze ilu smiałków tam po drodze w nocy sie przemieszcza, a to na skuterach, rowerach i oczywiscie pieszo, a o jakiejkolwiek sygnalizacji świetlnej raczej mozna pomarzyc, więc życia tam sie chyba za bardzo nie szanuje...nie wiem czy to az taki problem mieć przy sobie chociazby latarke????
Droga nie jest dokonczona i jakies może 30 minut jechalismy po piachu, ale tragedii nie było, nie żucało jakos mocno, albo my juz bylismy tacy zmeczeni, że znieczuleni
Oczywiscie po drodze tradycyjnie przystanek na jedzenie w przydrożnym barze w Roxas- I TU STRZAŁ W 10 - bo inaczej umarlibysmy z głodu - wkoncu cały dzien w podrózy, a ostani posiłek zjedlismy na lotnisku w Manili około 13 godziny...więc nawet to zimne mięso i zimny ryż weszło nam jak z płatka.
W knajpie wybór jakis tam nawet był, oczywiscie mięso siekane razem z kośćmi zimnawe, ryz, warzywka nawet sie znalazły, i cała masa różności do kupienia typu ciasteczka, suszone banany, i inne takie pierdoły...toaleta no wiadomo tragedia, ale wiaderko z wodą stało i nawet był kranik do umycia rąk- tu pierwsze zderzenie z rzeczywistością i warunkami na które w miare bylismy psychicznie przygotowani
Po zjedzeniu , szybka fajeczka i jedziemy dalej.
(Warto zaopatrzyc sie w jakis prowiant jesli ktoś bedzie jechał własnie późna pora, bo potem w El Nido to juz kicha z żarciem o tej porze )
Dobrze, że zakupilismy wode dużą ilość bo byłoby słabo...
Opcje dotarcia do El Nido są dwie-
Vanem, który lepiej miec umówiony wczesniej na konkretną ilośc osób - jesli nie macie umówionego vana, tez nie ma problemu , gdyz po wyjsciu z lotniska stoi mnóstwo naganiaczy ze swoimi vanami, ale mozecie jechac wtedy nawet w 16 osób plus drób (żywy *biggrin*) i na miejscu kierowcy moga siedzieć dwie osoby, jest to ryzykowne gdyz droga jest kreta i bardzo niebezpieczna- przynajmniej dla mnie taka była.
Roro Busem lub Chery Busem- tu lepiej wtedy dojechać z lotniska jakims tricyklem do miasteczka w Puerto na postój autobusów (jakies 30 minut) i kupic bilet na jeden z dwóch podanych. Przynajmniej wiecej miejsca i kazdy ma swoje, a nie scisk jak na targu Choc słyszałam ze nalezy byc godzine wczesniej ponieważ miejsca stojące tez potrafia byc sprzedawane
Ostatni odjazd był o godzinie 22. Autobusy kursują co dwie godziny z podziałem na klime i bez klimy. Cena tez wtedy inna.
My w drodze powrotnej korzystalismy i płacilismy za rorobusa z klimą 380 peso za osobe (35 zł ) - PO NEGOCJACJACH- bo chcieli od nas 450 peso za osobe, ale jak powiedzielismy, że znajomi placili 350 peso to zeszli z ceny na 380 i mniej nie chcieli upuscic - szok !
to lecimy
życie to nieustająca podróż
Aga, nie widac dwóch pierwszych zdjęc, przynajmniej ja nie widze
No trip no life
ja tez
http://www.followdreams.today/
https://www.facebook.com/followdreams.today/
Dziewczyny no ja nie wiem dlaczego, ja wszystko widze, a więc nie wiem jak to zmienic, wszystkie zdjęcia dodaje z albumu na googlach
życie to nieustająca podróż
Teraz 3 i 4 od konca też nie widzę
http://www.followdreams.today/
https://www.facebook.com/followdreams.today/
CASA AVENILA- ZAKWATEROWANIE na coron coron
Do El Nido , a własciwie głownej plazy coron coron dojeżdżamy około godziny 23 bardzo zmęczeni i padnięci na pyski .....
Na wejsciu do noclegowni (bo inaczej tego nie nazwę) wita nas własciciel z Casa Avenila i kwiczące ŚWINIE oraz psy
No jest wesoło i odrazu zamieszanie z płaceniem za vana, bo zabralismy dwie osoby dodatkowo zeby zmniejszyc koszta , a właściciel jak to sprytnawy filipinczyk juz na wejściu chciał zarobic mamone , a kasa to kasa, była cena za vana umówiona taka a nie inna, a więc dlaczego niby mamy płacic więcej ???
Cóż tą kwestie pieknie i z klasą załatwił Tomek- choc do dzis nie wiem jak to załatwił , hehehehe
W tym całym zmęczeniu i po krótkim przedstawieniu sie kto jest kto idziemy szybko oblukac ganek i zerknąć na plazyczkę spowitą blaskiem księżyca...no slicznie szumią fale, widze wysokie palemki i wiaterek przyjemnie ochładza...jest miejsce na grilla i zadaszony domek gdzie bedziemy potem jeść sniadanka....haha... Tomek rozmawia z włascicielem, pierdu, pierdu, cos tam do mnie dociera a cos nie...zero rozumienia english o tej porze w takim stanie
No ale to atrakcji nie koniec...plazyczka obejzana i juz człowiek sie cieszy, oddycha morską bryzą...szumi woda....czas wejsc i sie rozpakować....
Otwieram drzwiczki i MASAKRA TRAGEDIA WOGÓLE HARDCORE...w dodatku lodowata woda i światło które ledwie swiecie...
No pierwsza reakcja to łzy i niemoc, a umyc by sie chciało , ale jak sie umyć w takiej ledwo lecącej lodowatej wodzie ??? o kibelku nie wspomne, bo to rozmiary chyba dla dziecka, a nie dla rosłego chłopa z Europy- efekt był taki, ze zatwardzenie cały tydzien, bo ani ja ani Łukasz sie załatwić w takim czymść nie umielismy ....
W łazience na wejściu PAJĄK WIELKOŚCI TARANTULI- do którego po zabiciu zbiegło sie ze 100 mrówek, wielkich jakiś , kafelki niby były, ale całe zaplesniałe, na ziemi jakies wiaderko i chochelka do nabierania wody, zamiast słuchawki prysznicowej, jakis kikut wystające ze ściany, który na słowo honoru działał, bo częśto wody dokręcic nie mozna było...
Więc ja tylko na łózku siadłam i sie rozpłakałam, a Łukasz stwierdził, że zwijamy sie z tąd na drugi dzien bo ja w takich warunkach nie dam rady- a mamy tu byc cały tydzien
Cóz robic o pólnocy??? trza było zacisnąć zęby, szybki prysznic wziąść i isc spac- przed tym całe łózko opatrzone, czy jakies karaluchy nie biegają, bo moskitiera tez na słowo honoru taka, a w niej juz troche siedziało róznych owadzików
tyle w temacie na dzisiaj...reszta hardcoru nastąpi :):):)
życie to nieustająca podróż