Następnego dnia wybieramy się na wycieczkę do dżungli. Odkąd jakieś pół roku temu zobaczyłam zdjęcia Szmaragdowego Jeziorka, wiedziałam, że przy okazji wizyty w Tajlandii, będę chciała je zobaczyć. A ono właśnie w dżungli się mieści, bo jakże by inaczej. Charlie, u którego mieszkamy w Baan Taveesri (polecam, tak przy okazji), bookuje nam wyjazd. Rano zjawia się po nas busik i ruszamy na podbój dżungli.
Pierwszy przystanek na trasie to Tiger Cave Temple.
Ot, tygrysek znalazł sobie schronienie, potem tygryska znaleźli mnisi, przepłoszyli, świątynię założyli.
Idziemy za tłumem (niewielki to tłum, kilka-kilkanaście osób, ale idziemy) wzdłuż ścieżki. Jest kolorowo i tak jakoś... bardziej chińsko mi się kojarzy
Czyli jest coś dla lubiących się wspinać. Długo (a wręcz w ogóle) się nie zastanawiamy i hopsa, dajemy na górę. Stopnie są nieregularnej wysokości. Do tego dość wysokie. Część stopni sięgała mi prawie do kolana. Niełatwo się po takich chodzi. W rzeczywistości, do szczytu prowadzi również więcej niż te 1237 stopni. Z konieczności zrobienia obejścia już walących się stopni, dorobiono w kilku miejscach dłuższe przejścia, ale za to po niższych stopniach Czyli coś za coś. No to idziemy. Z między drzew wyłania się zostawiona w dole świątynia (wciąż w budowie):
Mniej więcej w połowie drogi na szczyt, napotykamy stado małp. Chodzą sobie po schodach, nad schodami, po jednej i drugiej ich stronie, wiszą na gałęziach. Malutkie, trochę większe, jak i te dorosłe.
Stary maleńki:
Bo małp karmić nie wolno:
Tak, wiem, dużo zdjęć małp. Ale tak mnie oczarowały. I po raz pierwszy w życiu byłam tak blisko małp. Bez klatki oddzielającej mnie od nich
Cudne te małpki, jakie mądre a nawet takie troszke sfrasowane miny mają, jakby myślały nad egzystencją, być albo nie być
My pierwszy raz tak blisko w Kenii małpiszonki w Baobabie widzieliśmy, codziennie kilka razy na balkonie po kilka-kilkanaście sztuk. Potem w Meksyku z nimi obcowaliśmy. Bardzo się cieszę, ze w Taj będziemy mogli je także zobaczyć. Małpki to przemiłe zwięrzęta.
Witaj Joasia. Jest Taj jestem i JA widzę, ta sama wycieczke Joungle Tour na której równiez bylismy Ja doszłam az do 106 schodka, heheheheehe, stwierdziłam, że na zawał w Taj nie chce zejść i te małpy mnie drazniły, człowiek cały czas w stresie, że zaraz na ciebie wskoczy, hehehe
Postanawiamy przejść się wzdłuż plaży. Moczymy nogi, rozglądamy się po okolicy, zbieramy muszelki.
Piasek ucieka nam spod nóg. Czasem większe, a czasem mniejsze jego "ziarenka"
Na brzegu swoje stare kości wygrzewają nie tylko ludzie:
Jedną taką widzieliśmy już w Bangkoku wcześniej. Drzemała sobie przy jednym z domów. Cóż, jedni hodują psy i koty, inni... Trochę większe gadziny
Wszystko fajnie, dopóki jedna z muszelek nie próbuje odgryźć mi palca
Przechodzimy jeszcze przez mostek, żeby zobaczyć, co się kryje za zakrętem.
I postanawiamy wrócić. Widok zewsząd taki sam, czyli praktycznie żaden.
Następnego dnia wybieramy się na wycieczkę do dżungli. Odkąd jakieś pół roku temu zobaczyłam zdjęcia Szmaragdowego Jeziorka, wiedziałam, że przy okazji wizyty w Tajlandii, będę chciała je zobaczyć. A ono właśnie w dżungli się mieści, bo jakże by inaczej. Charlie, u którego mieszkamy w Baan Taveesri (polecam, tak przy okazji), bookuje nam wyjazd. Rano zjawia się po nas busik i ruszamy na podbój dżungli.
Pierwszy przystanek na trasie to Tiger Cave Temple.
Ot, tygrysek znalazł sobie schronienie, potem tygryska znaleźli mnisi, przepłoszyli, świątynię założyli.
Idziemy za tłumem (niewielki to tłum, kilka-kilkanaście osób, ale idziemy) wzdłuż ścieżki. Jest kolorowo i tak jakoś... bardziej chińsko mi się kojarzy
Idziemy dalej aż dochodzimy do tabliczki:
Czyli jest coś dla lubiących się wspinać. Długo (a wręcz w ogóle) się nie zastanawiamy i hopsa, dajemy na górę. Stopnie są nieregularnej wysokości. Do tego dość wysokie. Część stopni sięgała mi prawie do kolana. Niełatwo się po takich chodzi. W rzeczywistości, do szczytu prowadzi również więcej niż te 1237 stopni. Z konieczności zrobienia obejścia już walących się stopni, dorobiono w kilku miejscach dłuższe przejścia, ale za to po niższych stopniach Czyli coś za coś. No to idziemy. Z między drzew wyłania się zostawiona w dole świątynia (wciąż w budowie):
Mniej więcej w połowie drogi na szczyt, napotykamy stado małp. Chodzą sobie po schodach, nad schodami, po jednej i drugiej ich stronie, wiszą na gałęziach. Malutkie, trochę większe, jak i te dorosłe.
Stary maleńki:
Bo małp karmić nie wolno:
Tak, wiem, dużo zdjęć małp. Ale tak mnie oczarowały. I po raz pierwszy w życiu byłam tak blisko małp. Bez klatki oddzielającej mnie od nich
1237 schodków? jessssuuuuu coś dla mnie
noooooooo.....Ja też tam byłem blisko małpiszona rzekłbym nawet bardzo blisko
"Nadzieja to największe skur......two jakie wyszło z puszki Pandory"....
Hapol, o Tobie pomyślałam pisząc to. O małpiszonach jeszcze będzie. Te zdjęcia cykałam, kiedy jeszcze mi się podobały i je lubiłam
Cudne te małpki, jakie mądre a nawet takie troszke sfrasowane miny mają, jakby myślały nad egzystencją, być albo nie być
My pierwszy raz tak blisko w Kenii małpiszonki w Baobabie widzieliśmy, codziennie kilka razy na balkonie po kilka-kilkanaście sztuk. Potem w Meksyku z nimi obcowaliśmy. Bardzo się cieszę, ze w Taj będziemy mogli je także zobaczyć. Małpki to przemiłe zwięrzęta.
Pisz joasiamac! Czekamy
Cudne to zdjęcie jak małpka pije wode z butelki. Patrząc na jej rączki i układ dłoni jak tu mieć wątpliwośc skąd się wzieliśmy
joasiamac zasiadam do relacji i ja
Super zdjęcia, czekamy na więcej i może jakieś tajskie jedzonko hmm
Czekam w szczególności na Ko Lipe bo to już blisko u mnie
Napisz jak lecieliście, może też jakieś fot samolotowe?
WAW-FRA-BKK-SIN-USM-URT-BKK-FRA-KTW
Witaj Joasia. Jest Taj jestem i JA widzę, ta sama wycieczke Joungle Tour na której równiez bylismy Ja doszłam az do 106 schodka, heheheheehe, stwierdziłam, że na zawał w Taj nie chce zejść i te małpy mnie drazniły, człowiek cały czas w stresie, że zaraz na ciebie wskoczy, hehehe
życie to nieustająca podróż