Apisku! Jestem i ja! Toż to faktycznie wyprawa życia! I coś czuje, że po twojej relacji stanie sie i moim marzeniem W sumie nigdy nie czytalam zadnej relacji z Alsaki, wiec jestes na dobrej drodze zeby mnie zarazic Tylko te ceny noclegow 200$ nieco ostudzaja zapał
Apisku - ale cudnie! Ale niespodzianka! Jak ja marzę o Alasce!!!!!! Myślę jednak, że nie będzie mi dane oglądanie tego uroczego zakątka na żywo. Popatrzę chociaz u Ciebie - świetnie, że pokażesz nam to miejsce od kuchni
Zasypiamy dopiero nad ranem, i nie wiem czy to wina dnia pełnego wrażeń, ale raczej podejrzewam, że w bezsenność wprawiły nas te białe noce. Bo jak tu spać, jak za oknem od trzeciej w nocy świeci słońce!!!! Wprawdzie są szczelne rolety, ale szkoda mi marnować czasu, zdając sobie sprawę, że za oknem jest jasno.
Gdy w końcu doczekuję poranka, pędem biegnę do okna. Co z pogodą????
Dotychczas mieliśmy szczęście, tylko raz w czasie pobytu w Vancouver było pochmurno, a nawet z godzinkę popadało...
Ale dziś słoneczna pogoda jest priorytetem szczególnym, bo właśnie Jim zaproponował nam lot nad okolicznymi górami, lodowcami, zatoką Cooka aż do Parku Narodowego Lake Clark. Do tego Parku nie można się dostać drogą lądową, a jedynie małymi samolocikami lub stateczkiem.
Jim od razu zaznacza, że nie będziemy mogli tam wylądować, gdyż pas startowy w Port Alsworth jest prywatny i za korzystanie z niego właściciel pobiera wysokie opłaty.
Pogoda na szczęście sprzyja naszym planom i wprawdzie na niebie są chmurki, ale zdecydowanie przeważa błękit!!!!
Hurrra, lecimy.
Powiem szczerze, na wybór tego właśnie B&B w dużej mierze wpływ wywarł ten samolocik!!!
Zrobiłam przed wyjazdem rozeznanie i nie było szans, żeby nawet krótki przelot dorwać za mniej niż 300$ od osoby, nieco dłuższe niż godzinne kosztują już ponad 400$.
Jeszcze nie wiem ile zażyczy sobie Jim, ale wszyscy pisali, że ma ceny bardzo dobre...praktycznie po kosztach paliwa.
Jude przygotowała śniadanie: świeżo wycisnięty sok z pomarańczy, owsianka na gorąco, jajka, bekon, tosty i kawka.
Po śniadaniu jedziemy autem Jima na lotnisko, gdzie trzyma on swoją małą Cesnę.
Lotnisk na których stacjonują prywatne samolociki jest w mieście kilka.
Po drodze Jim chce nam pokazać alaskańską osobliwość, a mianowicie jezioro Hood, które jest bazą i zarazem lądowiskiem hydroplanów – Hood Lake Seaplane Base.
Od brzegu w głąb jeziora odchodzi kilkadziesiąt malutkich pomostów, podobnych do tych przy których normalnie cumują jachty i żaglówki, ale przy tych molach stoją na wodzie w równych rzędach hydroplany.
Jest ich tu mnóstwo i nie bez przyczyny lądowisko hydroplanów w Anchorage znane jest jako największe na świecie. Wzdłuż i w poprzek jeziora wyznaczonych jest na wodzie kilka pasów startowych. Fajnie wyglądają te kolorowe hydroplany kiwające się na jeziorze otoczonym łąkami i laskami.
Na dużym terenie wokół jeziora stoi także bardzo wiele małych prywatnych samolocików, znajdują się tu hangary, zakłady remontowe oraz wszystko, co niezbędne jest w prawdłowej eksploatacji samolotów.
Taki przemysł i usługi są na całym terytorium Alaski bardzo dobrze rozwinięte, gdyż jest tu ponad 850 małych lotnisk lub przynajmniej prowizorycznych trawiastych pasów startowych, a mieszkańcy posiadają łącznie około 15 tysięcy samolotów i hydroplanów. Jak na 700 tysięcy mieszkańców całej Alaski, to sporo...
Podjeżdżamy pod hangar Jima i pomagamy mu wypchnąć jego Cesnę.
W hangarze panuje nieprawdopodobny porządek i czystość. Jest kącik z meblami wypoczynkowymi i wysokiej jakości sprzętem radiowym, a cała podłoga wyłożona jasnymi kafelkami.
Samolocik wypchnięty, a więc ładujemy się do środka.
Ale jeszcze - jak na samolot duży czy mały przystało – krótkie szkolenie na temat bezpieczeństwa. Jim mówi, że mamy na wszelki wypadek suchy prowiant na trzy dni, namiot i nieprzemakalne ocieplone skafandry, jakiś skomplikowany sprzęt telefoniczny, bo nie wszędzie jest zasięg telefonii komórkowej, kolorowe race, gdybyśmy potrzebowali wezwać pomocy, a nawet strzelbę z nabojami hukowymi, na wypadek nieprzewidywanego lądowania i spotkania z niedźwiedziem. Takie są lokalne wymogi bezpieczeństwa, każdy samolocik musi być w te przedmioty wyposażony.
Nakładamy na głowy słuchawki z mikrofonami, bo niby jest zbyt głośno by się w samolocie bez nich porozumieć. Ale mnie w pewnym momencie, gdy się nachyliłam spadły słuchawki i wcale nie było tak dużego hałasu.
Nigdy dotąd nie leciałam takim maleństwem, ale podobno loty robią niesamowite wrażenie.
I rzeczywiście widoki są nieziemskie!!!! Samolocik wznosi się powoli w górę, telepiąc się na boki. Zostawiamy w dole wielkie jezioro z zacumowanymi hydroplanami, miejskie zabudowania, zielone lasy, rozległe wody Zatoki Cooka a także pole golfowe ....
Apisku! Jestem i ja! Toż to faktycznie wyprawa życia! I coś czuje, że po twojej relacji stanie sie i moim marzeniem W sumie nigdy nie czytalam zadnej relacji z Alsaki, wiec jestes na dobrej drodze zeby mnie zarazic Tylko te ceny noclegow 200$ nieco ostudzaja zapał
http://www.addicted-to-passion.com
Marylka, tam jest krótki sezon i niewielka baza noclegowa, więc i ceny w tym okresie wysokie.
Ale oczywiście można też znaleźć tańsze noclegi. Dla nas to była podróż życia i z pewnością tam już nie pojedziemy, więc trochę poszaleliśmy...
Mariola
Apisku - ale cudnie! Ale niespodzianka! Jak ja marzę o Alasce!!!!!! Myślę jednak, że nie będzie mi dane oglądanie tego uroczego zakątka na żywo. Popatrzę chociaz u Ciebie - świetnie, że pokażesz nam to miejsce od kuchni
Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...
Apisku .....................................
jak ja czekałam na ta twoją podróż i relację
Nikt z moich znajomych tam nie byl, kierunek wiec znany mi tylko z ksiązek i filmów . Moje marzenie możę kiedyś...
Widoczki mi jednak wcale nie całkiem obce he he . Taka wspaniała mieszanka południowej Grenlandii i północnej Norwegii..
Dla mnie bajka !!! bedę sledzic twoją relację wpis po wpisie
nie spiesz się , pisz długo i dużo zdjęc pls, chce sie delektować ..
No trip no life
Kolka, zapraszam do lektury.
Mariola
Zasypiamy dopiero nad ranem, i nie wiem czy to wina dnia pełnego wrażeń, ale raczej podejrzewam, że w bezsenność wprawiły nas te białe noce. Bo jak tu spać, jak za oknem od trzeciej w nocy świeci słońce!!!! Wprawdzie są szczelne rolety, ale szkoda mi marnować czasu, zdając sobie sprawę, że za oknem jest jasno.
Gdy w końcu doczekuję poranka, pędem biegnę do okna. Co z pogodą????
Dotychczas mieliśmy szczęście, tylko raz w czasie pobytu w Vancouver było pochmurno, a nawet z godzinkę popadało...
Ale dziś słoneczna pogoda jest priorytetem szczególnym, bo właśnie Jim zaproponował nam lot nad okolicznymi górami, lodowcami, zatoką Cooka aż do Parku Narodowego Lake Clark. Do tego Parku nie można się dostać drogą lądową, a jedynie małymi samolocikami lub stateczkiem.
Jim od razu zaznacza, że nie będziemy mogli tam wylądować, gdyż pas startowy w Port Alsworth jest prywatny i za korzystanie z niego właściciel pobiera wysokie opłaty.
Pogoda na szczęście sprzyja naszym planom i wprawdzie na niebie są chmurki, ale zdecydowanie przeważa błękit!!!!
Hurrra, lecimy.
Powiem szczerze, na wybór tego właśnie B&B w dużej mierze wpływ wywarł ten samolocik!!!
Zrobiłam przed wyjazdem rozeznanie i nie było szans, żeby nawet krótki przelot dorwać za mniej niż 300$ od osoby, nieco dłuższe niż godzinne kosztują już ponad 400$.
Jeszcze nie wiem ile zażyczy sobie Jim, ale wszyscy pisali, że ma ceny bardzo dobre...praktycznie po kosztach paliwa.
Jude przygotowała śniadanie: świeżo wycisnięty sok z pomarańczy, owsianka na gorąco, jajka, bekon, tosty i kawka.
Po śniadaniu jedziemy autem Jima na lotnisko, gdzie trzyma on swoją małą Cesnę.
Lotnisk na których stacjonują prywatne samolociki jest w mieście kilka.
Po drodze Jim chce nam pokazać alaskańską osobliwość, a mianowicie jezioro Hood, które jest bazą i zarazem lądowiskiem hydroplanów – Hood Lake Seaplane Base.
Od brzegu w głąb jeziora odchodzi kilkadziesiąt malutkich pomostów, podobnych do tych przy których normalnie cumują jachty i żaglówki, ale przy tych molach stoją na wodzie w równych rzędach hydroplany.
Jest ich tu mnóstwo i nie bez przyczyny lądowisko hydroplanów w Anchorage znane jest jako największe na świecie. Wzdłuż i w poprzek jeziora wyznaczonych jest na wodzie kilka pasów startowych. Fajnie wyglądają te kolorowe hydroplany kiwające się na jeziorze otoczonym łąkami i laskami.
Na dużym terenie wokół jeziora stoi także bardzo wiele małych prywatnych samolocików, znajdują się tu hangary, zakłady remontowe oraz wszystko, co niezbędne jest w prawdłowej eksploatacji samolotów.
Taki przemysł i usługi są na całym terytorium Alaski bardzo dobrze rozwinięte, gdyż jest tu ponad 850 małych lotnisk lub przynajmniej prowizorycznych trawiastych pasów startowych, a mieszkańcy posiadają łącznie około 15 tysięcy samolotów i hydroplanów. Jak na 700 tysięcy mieszkańców całej Alaski, to sporo...
Mariola
Apisku, jestem i ja, zabieram się za czytanie z wielką ciekawością !
To ja czekam z zapartym tchem na ten lot Ale beda widoki!
http://www.addicted-to-passion.com
Witaj Plumeria, dawno cię nie widziałam...
Marylka, widoki to by dopiero były bombowe, jakbyś ty z tego samolociku foty robiła!!!
Mariola
Podjeżdżamy pod hangar Jima i pomagamy mu wypchnąć jego Cesnę.
W hangarze panuje nieprawdopodobny porządek i czystość. Jest kącik z meblami wypoczynkowymi i wysokiej jakości sprzętem radiowym, a cała podłoga wyłożona jasnymi kafelkami.
Samolocik wypchnięty, a więc ładujemy się do środka.
Ale jeszcze - jak na samolot duży czy mały przystało – krótkie szkolenie na temat bezpieczeństwa. Jim mówi, że mamy na wszelki wypadek suchy prowiant na trzy dni, namiot i nieprzemakalne ocieplone skafandry, jakiś skomplikowany sprzęt telefoniczny, bo nie wszędzie jest zasięg telefonii komórkowej, kolorowe race, gdybyśmy potrzebowali wezwać pomocy, a nawet strzelbę z nabojami hukowymi, na wypadek nieprzewidywanego lądowania i spotkania z niedźwiedziem. Takie są lokalne wymogi bezpieczeństwa, każdy samolocik musi być w te przedmioty wyposażony.
Nakładamy na głowy słuchawki z mikrofonami, bo niby jest zbyt głośno by się w samolocie bez nich porozumieć. Ale mnie w pewnym momencie, gdy się nachyliłam spadły słuchawki i wcale nie było tak dużego hałasu.
Nigdy dotąd nie leciałam takim maleństwem, ale podobno loty robią niesamowite wrażenie.
I rzeczywiście widoki są nieziemskie!!!! Samolocik wznosi się powoli w górę, telepiąc się na boki. Zostawiamy w dole wielkie jezioro z zacumowanymi hydroplanami, miejskie zabudowania, zielone lasy, rozległe wody Zatoki Cooka a także pole golfowe ....
Mariola